piątek, 30 grudnia 2011

Dlaczego mnie to wciąż dziwi?

Dlaczego nie możemy być dla siebie mili i pomyśleć o innych kiedy nie wymaga to od nas więcej niż musimy zrobić. Musisz iść i powiesić pranie? Super, zrób to tak, żeby zabrać mniej miejsca niż byś mogła, a nie, żeby obwiesić wszystkie sznurki w suszarni. Musisz zaparkować swój samochód? Przykro mi, ale proszę zrób to tak, żebym ja też miał gdzie stanąć.

***

Dlaczego mnie to wciąż dziwi? Przecież już od jakiegoś czasu widzę, że ludzie maja wszystkich w głębokim poważaniu i myślą tylko o sobie. Ja też jestem egoistą, ale w sytuacjach, w których bycie miłym dla innych nie wymaga ode mnie działań ponad normę, robię to co mam zrobić tak, żeby innym nie sprawić problemu. 5 razy poprawiam się na miejscu parkingowym, starając się nie wyjść za linie, żebyś tylko ty miał gdzie stanąć. Nie wieszam swojego prania tak, żebyś ty kochana sąsiadko nie mogła powiesić swojego. Nie. Jakoś naturalnie przychodzi mi wieszanie prania, żeby zajmowane przezeń miejsce było jak najwęższe, a nie żeby zajmowało cały sznurek.

Trochę myślenia, ludzie. Nie jesteśmy sami na świecie, a w najbliższym otoczeniu jest sporo innych osób. Nie musimy się znać osobiście, żeby sobie pomóc. Nie musisz zrobić nic ponad to, co zrobiłbyś/zrobiłabyś normalnie, żeby ułatwić mi życie i oszczędzić mi nerwów.

Dlatego na nowy rok, życzę wam wszystkim więcej oleju w głowie, więcej wątpliwości przed podejmowaniem głupich działań i więcej życzliwości dla innych.

Ja, Fiyo, życzę wam wszystkim mądrzejszego Nowego Roku.

niedziela, 25 grudnia 2011

Paweł Panfil - teoretyk związków

Dziś w programie: "Jakie związki są, a jakie nie są wkurzające". Zapraszam.

Historia prosta jak budowa cepa. Chłopak poznaje dziewczynę, chłopak podoba się dziewczynie, dziewczyna chłopakowi i po jakimś czasie zaczynają związek, ale jaki?

1. Chłopak to pantoflarz, a ona chce zastąpić mu matkę.

Bardzo smutny i troszkę żałosny typ związku. On - często maminsynek, ona - często typ mamusi. Związek charakteryzuje się tym, że któreś z partnerów co jakiś czas używa sposobu mówienia 10 latka/tki, czyli jest zajebiście słodko-pierdzący/a. Jeśli druga strona akceptuje taki stan rzeczy lub co gorsza, robi to samo, to związek ten ma szansę na przetrwanie do momentu, aż któreś ze związkowców nie stwierdzi, że coś tu jest nie halo i nie przerwie żenującego przedstawienia.

2. Oboje są normalni, do tego nie obnoszą się ze swoją miłością w towarzystwie

Mój ulubiony typ. Nie muszę rzygać kiedy para zaczyna się całować na imprezie. Podchodzą do otoczenia na luzie. Można pogadać z obojgiem i na osobności. Przebywanie w ich towarzystwie nie grozi utratą wzroku ani wyciekiem tęczowej wydzieliny z uszu.

3. On spokojny, ona szalona.

Związek tymczasowy. Jeśli on jest zbyt spokojny, ona szybko się znudzi. Jeśli ona jest zbyt szalona, on długo nie wytrzyma. Związek na czas bliżej nieokreślony, ale raczej nie na stałe. Chyba, że jest coś co łączy tych dwoje grubym i mocnym węzłem miłości.


I to tak w skrócie trzy typy związków. Więcej w mojej nowej książce "Co im kurwa odpierdala, czyli jak przetrwać związek znajomych".

piątek, 23 grudnia 2011

Pierdoleni hipokryci

Chciałem nawiązać do wczorajszego dnia. Pierwszy raz od co najmniej 6 lat w naszej szkole odbyły się jasełka i konkurs kolęd. Okazało się, że ma to być nowa tradycja naszej szkoły. Moja twarz kiedy to ogłoszono: O.O

Nie chodzi mi o to, że jest to trochę nielogiczne zważywszy na to, że im wyższa klasa tym mniej osób uczęszczających na lekcje religii. Przyjmijmy tu lekcje religii jako wyznacznik zasadności takich wydarzeń. O ile w pierwszej klasie liceum ta liczba mogła być nawet spora, to w trzeciej jest to raptem kilka osób, czasem mniej niż jest wymaganych do prowadzenia zajęć.

Oczywiście przyczyny są różne. Często jest to po prostu lenistwo, albo chęć oszczędzenia czasu. Innym razem jest to inna wiara, bądź brak wiary. Czego byśmy nie podali, może być to równie dobrze nasz argument przeciw uczestniczeniu w takich wydarzeniach jak jasełka. Nawet jeśli pominiemy argumenty wyznaniowe, to organizowanie takich wydarzeń jest bezsensowne pod względem czysto logistycznym.

Dlaczego apele w szkołach nie powinny trwać dłużej niż godzina? Bo jeśli będą trwały dłużej, to uczniowie się zwyczajnie znudzą. I nie ważne ile elementów "części artystycznej" tam wepchamy. Przecież nawet Przegląd Artystów Szkolnych jest nudny! A dyrekcja i grono pedagogiczne, jakby na przekór stawia sobie cel: utrzymać uczniów na sali przez 2 godziny we względnym spokoju. Przecież to niewykonalne! Szczególnie, że sposób jest też niezbyt rozrywkowy. Widzieliśmy ten zapał z jakim uczniowie wychodzili odśpiewać kolędy. Entuzjazm bił ze sceny!

Co do samych jasełek. Podziwiam księdza, który najwyraźniej napisał to... przedstawienie? Nie wiem do końca co to miało być. Wnioskuję, że to on jest autorem, bo stał z boku ze scenariuszem i cieszył michę. Jak można mieć tak ograniczony pogląd na świat. Zacznę od hitu jakim było zdanie "Komp to takie urządzenie, na którym można grać w różne fajne gry, przechodzić poziomy i zabijać". Najwyraźniej księdza przygoda z grami zakończyła się w momencie kiedy podejrzał jak jakieś dziecko gra na pegazusie. No nie potrafię sobie tego inaczej wytłumaczyć. Chyba, że jedyną grą w jaką grał był Wolfestein 3D. Przeraziła go brutalność tej gry (mój Boże, przecież tam można było zabijać psy!) i postanowił przywołać to traumatyczne wydarzenie w swoim zajebistym dziele.
Nie chce mi się nawet zaznaczać, że gry w większości już na tym nie polegają, a poza tym granie przynosi wiele korzyści: od nauki języków, po poprawę zdolności manualnych i refleksu.
Wolałbym bardziej skupić się na genialnym przekazaniu filozofii chrześcijańskiej. Bóg jest miłością. Tylko miłości od ciebie oczekuje. Masz jednak wolną wolę i możesz wybrać. Ale jeśli wybierzesz coś innego niż miłość do Boga, to żegnaj raju witaj piekło. A Ewa nie popełniła grzechu. Nie, nie... to nie był grzech, to był jej wybór, którego konsekwencje musiała ponieść. Ja nie wiem czy to ja jestem tak ograniczony i widzę to tylko jako "albo wybierzesz, to co ja chcę, albo wpierdol", albo to myślenie księdza jest szczelnie zamknięte w jakieś ciasne ramki i on nie potrafi tego zauważyć, mimo że sam o tym mówi.

Co jest takiego w systemie edukacji, że jak ludzie trochę w nim posiedzą, to zapominają o tym, że pracują z ludźmi. Nie chodzi mi tu tylko o dyrekcję, ale też o nauczycieli. Zadają na święta, wierzą, w dobre intencje uczniów, wierzą w to, że uczniowie chcą się uczyć i naprawdę obchodzi ich matura. To wszystko jest jakieś odrealnione. Okazuje się chyba, że ciągłe wpajanie tej samej wiedzy zabija wyobraźnię i ci, którym się to zdarzyło nie potrafią sobie wyobrazić świata innego niż ich własny, ani ludzi, którzy mogli by nie być zainteresowani tym światem.

To wszystko jakieś chore. Cieszę się, że to mój ostatni rok w tej szkole. Skończę ją i wypieprzam stąd, bo moje zdrowie psychiczne jest już na wyczerpaniu.

sobota, 17 grudnia 2011

Bardzo blogowo

Właśnie skończyłem słuchać płyty "Boxer" zespołu The National (SANTA PLEASEEEE...) i czuję się jakiś pusty... i nie chodzi o to, że jestem głodny i powinienem zjeść kolację. To taka pustka, która uświadamia mi moją małość wobec dokonań innych.
To z jednej strony.

A z drugiej strony. Czuję się czymś wypełniony. Jakąś taką energią i chęcią. Mam ochotę coś stworzyć. Żeby dorównać temu co usłyszałem (chociaż nie musi to być muzyka), ale też, żeby napełnić się bardziej.
Ciekawe uczucie.

czwartek, 15 grudnia 2011

Ty k**wa ja wiem co!

Jak piszę jedno zdanie, to mam więcej komentarzy niż, gdy produkuję 5 akapitów. To chyba jakiś znak.

niedziela, 11 grudnia 2011

Nie chce mi się.

Nie mam ochoty użerać się ze wszystkimi ludźmi, którzy mnie nie rozumieją. Sam siebie do końca nie rozumiem, albo zrozumienie przychodzi po pewnym czasie, kiedy jestem trochę mądrzejszy, więc dlaczego miałbym poświęcać czas na kłótnie z ludźmi, którzy nie chcą powiedzieć mi nic konkretnego, a najwyżej obrazić.

Nikt nie lubi być obrażany. Mógłbym anulować możliwość dodawania komentarzy, ale chyba za bardzo szanuję wolność słowa. Tylko, że my pierdolimy wolność słowa, gwałcimy to prawo obrażając się wzajemnie.

Ludzie naprawdę mogliby wymrzeć. Świat byłby wtedy lepszym miejscem. Tylko, że nikt nie chce umierać. Nie mam ochoty się użerać z ludźmi. Cieszę się, że mam teraz okazję, żeby nie korzystać z komunikacji miejskiej. Nikt mi nie kicha, nie prycha, nie drze pijanego ryja. Jadę z kim chce i kiedy chcę. Super sprawa.

Nie chcę być sam na świecie. Nie byłoby mi wtedy lepiej. Wiem, bo widziałem "Jestem Legendą" :)

Ale chciałbym, żeby ludzie trochę bardziej myśleli o innych. Czy to zajmując hol kiedy ludzie tłoczą się w kolejce do szatni (czemu nie wychodzisz mając swój płaszcz człecze?!), czy to komentując posty w internecie. Sam też pewnie powinienem to robić, tylko nie bardzo wiem kiedy co mówić. Dlatego dobrze się milczy.

sobota, 19 listopada 2011

Tak bardzo śmiechłem

"Nigdy nie myśl, że cokolwiek o kimkolwiek wiesz. To najbardziej kłamliwe i krzywdzące stwierdzenie."

Hm... poczekaj, miałem jakaś odpowiedź tylko muszę ją sobie przypomnieć... jak to był... a, już wiem!

P I E R D O L E N I E

To ja może odpowiem tak: "Nigdy nie sądź, że jesteś tak bardzo wyjątkowy, że nikt nie może przewidzieć co zrobisz". Na świecie mamy ile? 7 miliardów ludzi? I co? Każdy z nich jest jedyny w swoim rodzaju w znaczeniu, że jest tak bardzo oryginalny, ma inne potrzeby, inne reakcje itp? (chociaż w znaczeniu, że jest jedyny w swoim rodzaju... to filmy nas tego nauczyły "Jesteś jedyny w swoim rodzaju, nie ma drugiego takiego człowieka na świecie jak ty" to też takie pierdolenie, tylko mniejsze). Gdyby każdy z nas był tak bardzo oryginalny i nie działał według żadnego przewidywalnego dla danej grupy osób schematu, to świat już dawno by się zawalił... nasz świat. Cywilizacja, którą zbudowaliśmy, a którą niektórzy już rzygamy.

Człowiek jest zwierzęciem. Pamiętam kiedy bardzo oburzyło mnie to stwierdzenie na lekcji biologii w gimnazjum. "Jak można porównywać człowieka do zwierząt?!?!?". Nie pamiętam jakie były moje argumenty, że myślimy? Że mamy duszę? (Bóg mocno!)

W każdą dziwkę (ang. - anywhore) dzisiaj bardzo się z tym stwierdzeniem zgadzam. Może nawet za bardzo. Chociaż naprawdę nie obraziłbym się, gdybym się mylił. Byłoby to bardzo przyjemne doświadczenie. Wracając, człowiek jest zwierzęciem i do tego zwierzęciem stadnym. Dlaczego tak bardzo lubimy wpychać się do autobusu, w którym ludzie leżą na oknach, bo już się nie mieszczą? Żeby pobyć w stadzie... a zimą to już w ogóle... dzielimy się ciepłem, nie czujemy się samotni, przez co chronimy się przed jesienno-zimową depresją.

Dlatego jeśli ktoś mówi mi, żebym nie myślał, że kogoś znam, wiem więcej o nim niż on sam i potrafię przewidzieć jego zachowania, to przykro mi bardzo, ale pierdoli... To jest pobożne życzenie, żeby tak nie było, które nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Jasne, że wiedzieć więcej o kimś niż on sam, czasami przybiera różne dziwaczne, pokurwione formy, jak np. wtedy kiedy dziadkowie każą ci zjeść cały obiad, a ty nie możesz, bo nie jesteś głodny. Oni mówią, że jesteś i masz zjeść. A nawet lekarz powiedział, żeby nie zmuszać cię do jedzenia (nigdy ci tego nie zapomnę dziadku... to było jakieś 13 lat temu -.- ).

Poza takimi przypadkami, człowieka jak najbardziej da się podciągnąć pod jakiś schemat zachowań. Najlepiej by w ogóle było, żebyśmy sami sobie zdali sprawę z tego, jak nasz schemat wygląda, bo to nam daje większą świadomość nas. Ja o sobie też nie myślę, że jestem jakiś niewiadomojakoryginalnyokurwatakbardzoinny. Nie jestem, ale wiem jaki jestem, wiem, że są ludzie, którzy myślą podobnie lub zachowują się podobnie w pewnych sytuacjach i nimi się otaczam. Może dlatego jestem trochę antyspołeczny, ale hej! Przynajmniej nie męczę się tak bardzo, jakbym mógł.

Dlatego myślmy trochę i kiedy ktoś mówi, że "wiedziałem, że to powiesz", albo "spodziewałem się tego po tobie", albo "przeprowadziłem już tę rozmowę w myślach, wiem jak się skończy, dlatego nie mam zamiaru jej prowadzić" to nie odcinajmy się od tego z wyższością: "Gówno wiesz, jestem tak bardzo oryginalny, nie mogłeś tego przewidzieć", tylko zastanówmy się nad tym i wyciągnijmy z tego wnioski... każdy na swój własny sposób.

środa, 16 listopada 2011

Mój kochany kucyk

Jak to dobrze porozmawiać z czymś co ci nie odpowiada. Ba! Czego nawet nie ma w realnym świecie. Niebezpieczeństwo dialogu jest takie, że nie zostanie się zrozumianym. A niebezpieczeństwo niewygodnego dialogu, który się rozpoczęło, a czego się żałuje jest takie, że trzeba będzie odejść z wykrzywem mordy i świadomością, że nie dość, że nie przekonało się interlokutora do swojej racji, to nawet on tej racji nie zrozumiał. I to jest najbardziej irytujące.

Nie komentowanie rzeczy, z którymi się nie zgadzam, a o których wiem, że nie mogę wygrać w dyskusji o nich wciąż stanowi dla mnie problem. Powstrzymałem się co prawda wczoraj, by podyskutować o gustach muzycznych i tekście pewnego utworu, ale dzisiaj już mi nie wyszło. Po co właściwie dyskutować? Dla satysfakcji, że okazało się być stroną, która miała rację? Ale co kiedy wiemy, że nie ma na to szans... Nie ma, bo ktoś nie zrozumie twoich argumentów. Nawet jak go postawisz pod ścianą, zagniesz na 100 różnych sposobów, on dalej będzie się utrzymywał przy swoim zdaniu... Ba! Następnym razem obierze tę samą taktykę w rozmowie, bo przecież on musi mieć rację, bo jest tylko jedna racja i nikt nam nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe.

Więc po co? Żeby zasmucić się jeszcze bardziej? Tym, że ludzie nie rozumieją, albo że jest się niezrozumiałym? Do dupy taka robota... w ogóle się nie odzywać? Też przesada, bo trzeba wyznaczyć sobie jakąś granice, swoje ryżowe poletko, do którego mi się kurwa nie waż przychodzić z kapustą!

Dyskutowanie z nauczycielami o poglądach też nie ma większego sensu, bo oni gdy pytają cię o opinię na jakiś temat, tak naprawdę mają ją w dupie. O kurde, masz inną niż ja? O kurcze, nie wiem co ci odpowiedzieć? "Zmieńmy temat", "Nie skomentuję tego"... to po chuja w ogóle pytasz, skoro nie dopuszczasz innej możliwości niż ta, którą wymyśliłaś/eś?
Ja wiem, że jestem niewygodny, bo lubię się czepiać szczegółów... bo diabeł w nich tkwi. Wielkie ściany poglądu się walą, bo zapomniałeś o jednej istotnej podpórce.
Tylko, że mnie się już nie chce, bo ludzie wolą mieszkać w krzywych domach, które wyglądają ładnie, ale funkcjonuję tak sobie, niż w wyglądającej jak rudera w chatce, w której wszystko jest ładnie poukładane, ma swoje miejsce i zastosowanie.

Przynajmniej jemu się udaje:

poniedziałek, 14 listopada 2011

SPOILER

"-Wiesz co Paweł, bo teraz zachowujesz się jak taka kura domowa, która czyta kryminał i mówi "TYLKO MI NIE MÓW KTO ZABIŁ! TYLKO MI NIE MÓW KTO ZABIŁ!"
-Bo generalnie nikt z nas tej książki nie czytał, a pani nam powiedziała kto kogo zabija, to nie jest przyjemne. Szczególnie jeśli książkę się ciężko czyta, wiedzieć jak się kończy.
-Ale to nie jest powieść sensacyjna.
-Nie szkodzi, ale nie byłaby chyba pani szczęśliwa, gdyby ktoś pani zdradził zakończenie.
-Nie ruszyłoby mnie to. Czasem sama jak czytam kryminał to od razu patrzę na koniec, kto zabił.
-To po co w ogóle wtedy czytać kryminał"

Nie jest to dokładny stenogram, ale oddaje sens lekcji. Nie chodzi tu o moje wypowiedzi, chodzi tu o wypowiedzi mojego interlokutora... Łączmy się w bólu drogie kury domowe... no chyba, że tylko mnie boli taka logika.

Baby są jakieś inne

Są. Zaprzeczanie temu jest wyrazem jakichś braków percepcyjnych. To nie jest szowinizm, to jest stawanie w obliczu prawdy.

To niekoniecznie źle. Kobiety są dzięki swojemu pojmowaniu rzeczywistości lepsze na jakichś stanowiskach... nie pamiętam jakich, ale na pewno w szkole jakaś pani z poradni zawodowej o tym wspominała.

Dlaczego nie ma kobiet górników? Co nie chcecie sobie paznokci połamać? Gówno... wyobrażacie sobie kobietę, która codziennie schodzi do ciemnego szybu, haruje jak wół, a potem wychodzi upierdolona od góry do dołu węglem? Nie wiem czy faceci potrafią zdobyć się na inne wyobrażenie o fizycznie pracującej kobiecie niż takie:


Kobiety nie rozumieją mężczyzn. Co jest absolutnie dziwne, bo wg mnie (ojojoj, jestem facetem) męski punkt widzenia jest dużo prostszy. Faceci myślą po linii prostej. A kobiety nad interpretują... dlatego dla nich przyczyna i skutek czyli, że z A wynika B (A -> B) wygląda jakoś tak:



Bardziej obrazowy przykład:


Long story - short story. Ech... nie lubię sobie utrudniać życia, więc pewnie nigdy was nie zrozumiem.




EDIT:


Widzicie?!

środa, 2 listopada 2011

Wrong definition?

Nie przyznaję się do błędu.

Czepiam się.

Wymądrzam.

Jestem egoistą.

Co tam jeszcze możecie o mnie powiedzieć? Sporo rzeczy... zgadzam się z dwoma ostatnimi punktami. Z pierwszymi dwoma niekoniecznie. Przyznaję się do błędu, jeśli tylko ktoś udowodni mi, że nie mam racji, przyznam mu rację, poprawię się. Nie jest więc według mnie hipokryzją moja... przed, przed, przedostatnia notka o przyznawaniu się do winy. Musi jednak zaistnieć ten warunek, że przedstawisz mi lepsze argumenty za swoją racją, niż ja Tobie za swoją.

Czepiam się... no to mamy chyba największe nieporozumienie. Co rozumiemy przez czepianie się? Jeśli robimy coś, a ktoś ciągle wytyka nam nasze niedoskonałości? Mówi co mamy robić, mimo że w zasadzie to robimy? Coś w tym stylu? Generalnie jest to przesadne wytykanie komuś jego słabości (tak bym to zdefiniował). Czy ja się więc czepiam... hm... Wiem, że często i gęsto poprawiam was jeśli popełnicie błąd ortograficzny, wiem i przepraszam za to, nie wiem skąd mi się to wzięło, ale pewnie moja matka ma z tym coś wspólnego. Ostatecznie świat staje się przez to bardziej ortograficznie poprawnym miejscem, ale wiem, że z tym akurat przesadzam. Z drugiej strony, nie poprawiam tych, którzy błędów nie robią i tu dochodzimy w sumie do sedna.

Może sądzisz, że się czepiam, bo po prostu podważam Twój autorytet kiedy wypowiadasz się na jakiś temat? A to z tego prostego powodu, że nie wiesz o czym mówisz? Trudno milczeć, kiedy ktoś mówi oczywiste głupoty. Chcąc pokazać mu błędność jego rozumowania musisz trochę podrążyć. Kiedy drążysz odkrywasz więcej niewiedzy/głupoty i ostatecznie dochodzisz do momentu kiedy Twój rozmówca sam uświadamia sobie swoją głupotę (w pełni lub w części świadomie... bo można np. stwierdzić, że ktoś się nas czepia i dlatego przegrywamy dyskusję).

Nie wiem czy się czepiam... możliwe, że tak. Ale wiecie co powiedział Mark Twain: "Lepiej jest milczeć i sprawiać wrażenie głupiego niż mówić i rozwiać wszelkie wątpliwości."

wtorek, 1 listopada 2011

...ten nie żyje.

Z czego wynika to, że nie dajemy dzieciom cukierków 31 października, a idziemy na cmentarz 1 listopada? Tradycja?

Wiem, że dzieci naoglądały się głupkowatych filmów, bajek i seriali i myślą, że mogą ci dzwonić i pukać mówiąc: "Cukierek, albo psikus". Pogańska tradycja... w archiwum mojego mózgu krąży wzmianka o tym, że ma to coś wspólnego ze staaaaarym zwyczajem przekupywania złych duchów, żeby zostawiły cię w spokoju. Nie wiem skąd wiem takie rzeczy... pewnie z lekcji angielskiego.

No dobrze, a co robimy na cmentarzach? Idziemy, stajemy nad miejscem, gdzie wcześniej zakopano naszych bliskich i co? Przypominamy ich sobie? Modlimy się za nich? Mój stosunek do tego zwyczaju świetnie obrazuje mój ulubiony cytat z Woody'ego Allena: "Ja osobiście nie jestem zainteresowany żadnym dziedzictwem, ponieważ mocno wierzę w to, że nazwanie pośmiertnie ulicy czyimś imieniem, w żadnym stopniu nie poprawia jego metabolizmu."

Nawet będąc katolikiem nie widziałem w tym większego sensu. Bo co? Niech Bóg im da wieczny odpoczynek? Myślisz, że to, że co roku stajesz nad czyimś grobem w jakiś sposób wpłynie na decyzje kolesia, który rzekomo stworzył cały świat? Albo już dawno wpuścił tego kogoś do nieba, albo nigdy tego nie zrobi, albo ten ktoś musi odsiedzieć swoje w czyśccu i Twoje jęczenie nic nie zmieni.

Jedyne co tak naprawdę wynikało zawsze dla mnie z wycieczki na cmentarz, to świadomość tego, że wszyscy umrzemy. Ale to jedna z tych życiowych prawd, które przynosimy do domu, a potem nic z nimi nie robimy... i to jest normalne.


A kto umarł...

Jak komuś może zrobić się smutno, na widok kotleta?

Jak słuchamy innych ludzi, kiedy opowiadają nam o swoich zmartwieniach, to czasami możemy odnieść wrażenie, że ich problemy są jakieś takie... słabe, w sensie, że bardzo proste (wg nas) do rozwiązania. Albo, że ci ludzie zamartwiają się nad wyraz, podczas gdy sprawa wcale nie wygląda tak beznadziejnie jak im się wydaje.

A jednak...
Popatrzmy na to co nas martwi. Co jest naszym zapalnikiem silnych emocji?
Właśnie robię obiad i wyciągnąłem kotlety przygotowane dla mnie przez matkę i jej męża przed ich wyjazdem. Spojrzałem na nie i zrobiło mi się smutno... To są takie pierdoły, ale strasznie zaburzają mój komfort bycia. Bo o to kotlet, który zaraz będę spożywał jest wielkości talerza. Wielki co? Zajebiście, tylko, że ma mniej niż centymetr grubości. Wrzucasz to to na patelnię - PSSSssssss! - zmieniasz stronę - PSSSSssss! - i ściągasz, bo jak potrzymasz dłużej to przypalisz...
Nie wiem jak Ty panie mężu, ale mnie nie bawi jedzenie, naleśnika zrobionego z mięsa... Chyba, że faktycznie czymś go wypełnię i zawinę...

Takie pierdoły, ale wkurwia mnie to, że cudownym zbiegiem okoliczności, w 9/10 przypadków kiedy idę się umyć zanim oni to zrobią, ktoś wpadnie na zajebiście mądry pomysł, żeby pozmywać kiedy ja będę brał prysznic. Nie wiem czy macie świadomość jaka to przyjemność brać prysznic kiedy woda wylatuje pod bardzo niskim ciśnieniem... Odpowiadam: ŻADNA.

Pierdoły, ale wkurwia mnie słuchanie pierdołowatych, słodko-pierdzących rozmów, odpowiadanie na retoryczne dla mnie, ale już nie dla pytającej pytania, czy kilkukrotnego udzielania odpowiedzi na zadane już (chociaż może w lekko zmienionej formie) pytania.

NO PO PROSTU MNIE TO WKURWIA.

I ciągnie mnie na peron gdzie kręciliśmy "TOR"... nie wiem co on takiego w sobie ma. Jest oazą spokoju dla mojej psychiki? To niezbyt dobrze o niej świadczy...

sobota, 29 października 2011

Dlaczego tego nie przyznasz?

Niektórzy ludzie mają bardzo duże problemy z przyznaniem się do błędu. Możesz im przedstawić argumenty nie do zbicia, na to, że popełnili jakiś błąd, albo ciągle popełniają, a oni nie... zmienią temat, zaczną cię atakować i łapać za słówka, nawet zaczną się z tobą licytować na to co oni zrobili/robią, a czego ty nie robisz...

Naprawdę tak trudno powiedzieć: "Masz rację, mój błąd"? Czy tacy ludzie nie widzą, że tylko szkodzą sobie i swojemu wizerunkowi? Że tracą w oczach innych? Co ci da to, że trzymasz przy swoim? Co ci to da, jeśli wszyscy dookoła wiedzą, że jest inaczej? Jeśli jesteś ostatnią osobą, która kurczowo trzyma się swojej opinii, to ociera się to już o idiotyzm. Ja rozumiem, że są sytuacje, że wszyscy mówią "Ziemia jest płaska, a Słońce wokół niej krąży", a ty twierdzisz inaczej. Ale Kopernik czy Galileusz mieli jakieś dowody na swoje poglądy, a ty co masz? Twoje słowo przeciw mojemu?

Wkurwia mnie to niemiłosiernie. Dlatego darzę głębokim szacunkiem mojego nauczyciela matematyki z podstawówki, który chwalił cię za to, że jesteś czujny/a i go poprawiasz. W ogóle nie wiem czy matematykom nie najłatwiej nauczyć się przyznawania do błędów. Przecież przy każdym obliczeniu mogą się machnąć i o czymś zapomnieć. Debilizmem byłoby wtedy utrzymywać, że twój wynik jest jak najbardziej poprawny, podczas gdy z obliczeń 25 osobowej klasy wynika inaczej.

Trudno się żyje z osobami, które mają tylko i wyłącznie rację. Ciężki kawał chleba... Dlatego tworząc mój krąg zaufania, nie uwzględniam w nim raczej osób, które nigdy się nie mylą...

sobota, 22 października 2011

Całe życie z wariatami

Patrzyliście kiedyś na szkołę jak na szpital psychiatryczny? Nie? To spróbujcie.
Wyjdźcie z sali. Rozejrzyjcie się po korytarzu jakbyście byli w niej pierwszy raz. Zwracajcie uwagę na ludzi, może się do nich przyzwyczailiście, nie szkodzi, spróbujcie spojrzeć na to co robią.

Dwóch kolegów kopie się po nogach.
Chłopak siedzi na ławce i buja się w przód i w tył patrząc przed siebie jakby miał chorobę sierocą.
Jakiś inny dzieciak skacze na swojego kolegę i próbuje na nim jakieś chwyty zapaśnicze.
Jakaś dziewczyna przebiega przez korytarz, dudniąc butami i dzwoniąc kluczami, które ma zawieszone na smyczy.
Słyszycie jak ktoś mówi "Nie lubię szparagów, chociaż nigdy ich nie jadłem".
Z głośników leci jakieś "Pudi-pudi, pudi-pudi. He cooked a dead guy giga-pudi".

A dorośli stoją na krańcu korytarza i nie zwracają na to uwagi, bo już są przyzwyczajeni. Zupełnie jak strażnicy w psychiatryku (przynajmniej w wersji z amerykańskich filmów). Ja już tylko czekam na panią, która przyniesie mi moje lekarstwa.

A nawet jeśli uda wam się stamtąd wyjść, to nie liczcie na coś innego.
Myślicie, że ludzie na zewnątrz są zdrowi? "NORMALNI"? To jak wytłumaczycie gościa, który siedzi sobie w tramwaju, mając na sobie tylko cienką bluzę, podczas gdy jest 8 rano i na zewnątrz mróz pizga, a on patrzy przez okno i mamrocze razem z głosem ze swoich słuchawek. Brzmi to mniej więcej tak:
"Ambsymydbymmfybmyms somybydy ybydys bysbymdybym"

To teraz tak na poprawę humoru... i w sumie dla porównania:

Dokąd ten świat zmierza...

wtorek, 18 października 2011

Etos elity

Zabieram się do tego wpisu od kilku dni... muszę coś w końcu napisać, bo się tu nudno zrobiło.
Jedziem.

Wszyscy wiemy, że społeczeństwo dzieli się na różne warstwy i grupy społeczne. Sami się do tego przyczyniamy wybierając z jaką grupą ludzi chcemy przebywać, a od jakich raczej trzymamy się z daleka (np. nikt nie lubi kiedy ktoś wita się z nami symulując uderzenie nas).

Uważamy się za lepszych, bądź gorszych od innych, w zależności od naszej samooceny i poziomu akceptacji przez innych.

Jest jedna pewna grupa osób, która uważa się za lepszą od niesamowitej większości ludzi. Ten osiągnięty przez nich status, który nie przekłada się w żaden sposób na status społeczny, bo taka "elitarna" osoba, może być w rzeczywistości tylko... nie wiem... nauczycielem filozofii w szkole średniej... W każdym razie ta osoba krytykuje innych za bycie głupszymi... kiczowatymi... ograniczonymi... Uważa, że zajmują się zbyt przyziemnymi sprawami, albo mają zbyt prymitywny aparat percepcji.

W przeciwieństwie do takiej elitarnej osoby... taką osobę zajmują wspaniałe rozważania o naturze rzeczy... Kojarzycie "Przypowieść o jaskini", którą posłużył się Platon, żeby przedstawić swoje poglądy? Taka elitarna osoba ciągnie to dalej... zastanawia się czy "Familiada" jest taką jaskinią...

Wspaniałe życie, wspaniałe... Normalnie mówię "Jeśli czujesz się ze sobą dobrze, to świetnie. Tak się czuj". Niektórzy nie lubią, kiedy inni czują się świetnie, bo uważają, że są wtedy "za fajni" i inaczej się zachowują. To teraz wyobraźcie sobie jak bardzo "za fajny" musi być ktoś, kto uważa, że przynależy do intelektualnej (bądź jakiejś innej) elity... I taki ktoś może mnie uczyć w szkole! Dżizas!

środa, 12 października 2011

Pozdro dla kumatych

Co odróżnia mnie o tych wszystkich ludzi, którzy pytają na forach, albo na YT:
"Hey, what's the title of this song?'
"What's that song in 0:05?"
"'Co to za muzyka kiedy on wchodzi do baru (coś koło 18 minuty)?"

Jestem mniej leniwy niż oni? Sprytniejszy? Jeśli to drugie, to to bardzo źle świadczy o tych, którzy zadają takie pytania. Jak Paweł zwykle znajduje piosenki w internecie:
a) zapamiętuje jedno zdanie z piosenki, najlepiej 2: kawałek refrenu i kawałek zwrotki
- często okazuje się, że to co zapamiętałem ma zupełnie inne słowa niż lyricsy, dlatego warto zapamiętywać różne kombinacje i różne kombinacje wpisywać w google ;)
b) wpisuje w google coś jak "Assasins Creed: Revelations trailer song"
-i okazuje się, że o ową piosenkę spytał ktoś 4 miesiące wcześniej na Yahoo i ktoś udzielił mu odpowiedzi (ale to w sumie jest żerowanie na ludziach, którzy są niekumaci)
- znajduje na YT tężę piosenkę ze słowami i wraca do pkt a) czyli wpisuje słowa w google
c) jeśli jest to piosenka z filmu, to wpisuje w google "[tytuł filmu] soundtrack/OST" i znajduje sountrack... ewentualnie, jeśli piosenki nie ma na oficjalnym soudtracku, to ogląda napisy końcowe i sprawdza tytuły.
- weźmy taką "Incepcję", zastanawiacie się co to za fhancuską piosenkę sobie puszczali... soundtrack jej nie wymienia, ale wiecie mniej więcej jak brzmi... patrzycie sobie na napisy końcowe i okazuje się, że w filmie użyto piosenki pt.: "Non je ne regrette rien" - hej! gdybym umiał przeliterowywać francuskie wyrazy to pewnie tak bym to zapisał! A wykonawczynią jest Edith Piaf, więc kurde bela, to musi być to!

To takie trudne? Serio? Ja rozumiem, że czasem trzeba poczekać na kolesi z Yahoo... albo z Samosi (btw. wiecie, że jakoś dzień po kolejnej dziewczęcej akcji, która ma niby przypominać o mammografii, w stylu "Lubię na tapczanie/podłodze/pralce/w kuchni" albo "20 min 36cm" na samosi będzie już odpowiedź na odwieczne pytanie "O CO KURWA CHODZI?!?!?!" Yup. Na samosi są niecierpliwi ludzie, do tego lubią pytać, więc zamiast pytać siebie nawzajem, poczekajcie jeden dzień i sprawdźcie samosię ;) ) ale no kurna... odrobinę inicjatywy. Ja nie wiem co to się stało, że nagle wszyscy są tacy nieporadni i potrzebują cudzej pomocy. To lenistwo, że nie chce ci się pogooglować czy po prostu jakaś zaćma umysłowa, że nie wpadniesz na to, żeby sprawdzić napisy końcowe... nie wiem... ręce opadają, dlatego nie dziwię się ludziom, którzy na podobne komenty na YT odpisują "spytaj wujka google" albo coś w podobnym stylu...

Jakieś strasznie nieporadne to pokolenie młode... strasznie :P

wtorek, 4 października 2011

Już wystarczy...

Nie lubię ludzi, nie wszystkich, tylko tej niewielkiej większości, która nie myśli.
Ja myślę, niestety, i to mnie boli. Nie znaczy to, że jestem mądry. Przeraża mnie moja niewiedza, ale nie mam zamiaru się tłumaczyć. Już nawet nie mam ochoty zwracać na to uwagi... męczy mnie to. Ludzie... dlaczego nie myślicie...

dlaczego przed pójściem na film, nie sprawdzicie o czym jest... opis fabuły, recenzja... cokolwiek, żeby nie wchodzić z czteroletnimi dziećmi na film "7 krasnoludków: historia prawdziwa". To nie jest trudne.

dlaczego myślicie, że jesteście jedynymi osobami na sali kinowej/ścieżce/schodach ruchomych? Wiem, że egoizm jest naszą wrodzoną (a może wyuczoną?) cechą. Mam o tym pojęcie, bo sam myślę o sobie. Ale są pewne granice. Nie musisz się odbijać od lewej do prawej strony chodnika, albo nagle się zatrzymywać na trasie po wyjściu, nie wiem, z autobusu... za tobą mogą być ludzie. Serio mówię. Nie wymyśliłem ich... oni są wszęęędzie....

Jakaś podstawowa kultura w kinie. To, że ciebie film nie interesuje, bo wyciągnął cię na niego twój chłopak, nie znaczy, że możesz zapieprzać palcami po swojej guzikowatej, tikającej klawiaturze i smsować z koleżanką. Proszę, odłóż to na później. Głośne komentarze, nieważne za jak zabawne je uważasz, też nie są wskazane. Serio, nie obchodzi mnie to co sądzisz o jedzeniu widocznym na ekranie...

Nie chce mi się... mam nadzieję, że się mylę i to nie jest większość. Naprawdę mam taką nadzieję... ale w to nie wierzę. To wynik lenistwa, że nie chce nam się pomyśleć? Spojrzeć trochę szerzej? Czy to może jakiś mechanizm obronny przed resztą świata? "Jeśli jest chociaż maleńka szansa na to, że nie mam racji, to mój świat się wali".

To smutne.
Smutne jest też to, że ludzie potrafią zapominać na zawołanie. Byłeś/byłaś w Polsce w latach 2005-2007 i nadal chcesz głosować na PiS? Bronią wartości cennych dla prawdziwych Polaków? W Polsce szerzy się satanizm, a oni stoją na straży chrześcijaństwa? A Jarosław Kaczyński to sympatyczny, przyjaźnie nastawiony do świata starszy pana?
To ja jako nieprawdziwy Polak - ateista powiem tak:
jest jedna rzecz, za którą jestem wdzięczny rządom PiSu... właściwie to dwie
1. Dzięki temu, że pan Kazimierz Marcinkiewicz był... piętnowany? podsłuchiwany? i dzięki temu, że powiedział, że "Czuje się jak w "Roku '84" Orwella" przeczytałem tę książkę. I odkryłem nowy świat. Świat, w którym w książce może pojawić się słowo "orgazm" czy "gwałcić" a książka będzie miała wartościowy przekaz.
2. Po dwóch latach dziwnych rządów i koalicji nastąpiła mobilizacja ludu i Polacy wybrali względny spokój. Nie wiem czy był to wynik przemyśleń czy zagłosowali po prostu na opcję przeciwną. (dobra, wiem, ale próbuję się łudzić)

Minione 4 lata nie były tragiczne. Rząd nie spieprzył tak bardzo, żeby trzeba było wybierać opcję przeciwną (którą mianuje się PiS... prawda?) dlatego proszę... ci z was, którzy mogą głosować niech pójdą i to zrobią. I niech to nie będzie nieważny głos. Oddajcie głos na to co już było, ale nie było tragiczne. Bo jeżeli tego nie zrobicie, to istnieje możliwość, że głosy tych babć i dziadków, które pójdą do urn po wyjściu z kościoła, oraz pozostałej części PiSowskiego elektoratu, który w jakichś dziwnych okolicznościach zapomniał dwóch lat z życia przeważą nad resztą... a wtedy czekają nas następne dwa lata zgrozy. Po co robić idiotyczną przerwę? Niech już będzie to co jest... albo niech przyjdzie nowe-stare.
Ale proszę.
Nie dajmy ludziom, którzy mają klapki na oczach i nie chcą ich zdjąć decydować o naszej przyszłości. Nie nazywam ich tak, bo tak nazywają ich media czy ktokolwiek. Nie jestem fanem mediów. Ale mam rodzinę. Starszą rodzinę... i widzę co oni robią, słyszę co mówią. I jest mi smutno. Bardzo smutno. I wiem, że to nie są odosobnione przypadki. Wiem, że ich postawy skądś się biorą. Jeśli tacy ludzie mają decydować o moim losie, zamiast mnie i moich rówieśników...

...to jebać to, po co w ogóle planujemy przyszłość w tym kraju?

wtorek, 27 września 2011

Przedzieranie przez błony :)

Ciekawy rok teraz mamy. Rok osiemnastolatka wiąże się w ogóle z kilkoma ciekawymi zadaniami. Czuję się trochę jak w jakiejś grze komputerowej, w której mam listę celów.
-Zdobyć dowód tożsamości - 200xp
-Kupić legalnie alkohol - 100xp
-Zrobić prawo jazdy - 1000xp
-Przygotować się do matury/skończyć szkołę - 2000xp

Wreszcie... po 18 latach... przebijam się przez błony, które mnie więziły.
Pizd! Żegnam się powoli z komunikacją miejską, przez którą czasem miałem problem, żeby wydostać się z Placu Zwycięstwa
Pizd! Kończę obowiązkową edukację i wypływam na niebezpieczne i głębokie wody.

Rodzę się na nowo ;( To takie piękne ;(

Coś w tym jest, że do 18 roku życia dostajemy wersję demo. Albo lepiej. Do 18 roku życia mamy samouczek. A potem musimy już grać sami. Bez hintsów. A najniższy poziom trudności to "normal".

Ale dobrze jest. Challange accepted. Po kolei odhaczam kolejne punkty w dzienniku misji. Xp napływa, level rośnie, nowe misje się odblokowują... jest spoko.

Żeby tylko zrobić 100%













Po takim nerdowskim wpisie żadna dziewoja mnie nie zechce :(

niedziela, 25 września 2011

Co nas boli, co nam przeszkadza

O co wam chodzi z tym "napisz o tym na swoim blogu, jak tak bardzo ci to przeszkadza"? Mój stosunek do takich odpowiedzi spróbuję zobrazować takim porównaniem:

Wyobraźcie sobie, że jesteście już dorośli i poszliście na imprezę. Na imprezie spotykacie waszego znajomego, który jest statystykiem. Ów znajomy patrzy na młodzież, która wkręciła się na imprezę, żeby sobie popić i zastanawia się głośno "Ciekawe w jakim wieku młodzież zaczyna pić?" a wy mu odpowiadacie "Jezu... to weź ich spytaj, oblicz i uśrednij...". A on to właśnie zrobi... bo on to robi... for a living.

Jako, że ja nie mam jeszcze żadnego zawodu i funkcjonuję jako "uczeń" to tworzę sobie różne "klasy dodatkowe". Taką klasą będzie np. "scenarzysta/reżyser". Taką klasą jest np. blogowanie... "publicysta"? :D

W pełni rozumiem, że nie wszystkim się podoba to co tutaj robię. Nie lubicie sobie poczytać jak wasz rówieśnik rozkminia różne sytuacje (ja np. lubię), nie ma w tym dla was też żadnej funkcji rozrywkowej. That's fine. Tylko, że odnoszenie się z pewną wyższością czy sarkazmem jest w tym momencie idiotyczne. Rozumiem kilka razy na początku odkrycia mojej działalności. Ale po iluś latach?

Ja to właśnie robię. Tym się tutaj zajmuję. Prowadzę dywagacje na różne tematy, które mnie w jakiś sposób dotykają. Jeśli nie jesteś zainteresowany/a, ani nie czerpiesz z tego radochy w stylu: "O ja pierdole jak on chujowo pisze, sprowokuję go... hihi, ale mam ubaw" (która jest trochę prymitywna, ale skoro cię to bawi... nie będę grał w twoją grę, ale miej chwilę radości) to na czym polega twój problem? Jeśli ja nie jestem czymś zainteresowany, to staram się to omijać. Ew. wygłoszę jakiś krótki komentarz, ale szkoda czasu na rozmyślanie nad czymś, co cię nie interesuje...

Chyba, że zazdrościcie mi oglądalności :D W takim razie pochlebia mi to :P

Ale pewnie zarzekniecie się, że nie, nie to nie o to tu chodzi... więc o co?
Wiem, że mam fajnego bloga, ale nie musicie mi przypominać, że mogę na nim publikować.
Ja o tym wiem najlepiej ;)

piątek, 23 września 2011

Nie daj się zmylić, mam parcie na szkło.

Gdzie są kurwa ludzie, którym mogę ponarzekać... KURWA.
Ok... pisałem już kiedyś o dystansie... na fotoblogu bodajże... tak, chyba tak.
W każdą pipkę wiadomym jest fakt, że różnych ludzi, trzeba różnie traktować. Starszym się ustępuje, młodszych się poucza jak są bezczelni itd, itp. wiecie o co chodzi? No własnie.

A co jeśli ktoś... nie czuje cię?
No, bo co jeśli nie zgodzisz się z kimś używając słowa: "PIERDOLENIE"?

Krótka geneza.
Wyrażenie "PIERDOLENIE" zostało po raz pierwszy użyte przez Fiyo'a gdy rozmawiał z Borsukiem i Klimą. Klima został postawiony w stan oskarżenia pod bardzo mocnymi dowodami. Gdy próbował się wykręcić tanią wymówką, Fiyo użył premierowo omawianego tutaj określenia. Od tego czasu określenie to jest stosowane, gdy całkowicie i definitywnie nie zgadzacie się ze stwierdzeniem, które nadawca wyrażenia neguje.

Wyjaśnijmy coś sobie ok?
Jeśli Ty mówisz: "Będę głosował na PiS, bo Jarosław Kaczyński jest mężem stanu" a ja odpowiadam "PIERDOLENIE" to nie znaczy to ani, że:
- pierdolę ciebie
- pierdolę twoje poglądy
- pierdolę Jarosława Kaczyńskiego
- pierdolę PiS

Nie, nie, nie... ja się po prostu kategorycznie się z tobą nie zgadzam, gdyż uważam, że twój argument jest inwalidą (wolne tłumaczenie od "your argument is invalid"), innymi słowami, że nie uznaję go za merytoryczny argument/nie uważam go za słuszny/mam kompletnie inne zdanie. Ale twoje szanuję. Tylko, że totalnie się z nim nie zgadzam. To wszystko. Tylko tyle i nic więcej.

Urgh... ciężkie orzechy do gryzania...

-Pani! U nas na Łukrainie to tłakie wielkie łoriechy!

środa, 21 września 2011

Dajcie mi dobry film!

120 postów! o cię nie mogę! Nie żebym był próżny i sobie liczył... ale kurcze... nie powiem, żebym robił to jakoś długo... hm... ale mieliśmy dobry start (żegnaj Gocie ;( tęsknię...)

Oto ja, człowiek znany z tego, że się wymądrza... nie, tzn. też, ale chodziło mi bardziej o to, że oglądam dużo filmów... aaa, o to, no tak... przynajmniej oglądałem. Bo okazuje się, że oto nadszedł kryzys. Nie mam już filmów, które chciałbym obejrzeć. Są tylko te, które obejrzeć powinienem. To takie smutne :( Nie ciągnie mnie do obejrzenia czegoś, tak jak ciągnęło mnie... nie wiem, do "Szczęk" czy "Pulp Fiction" (ależ zestawienie). Filmy generalnie można podzielić na filmy złe, dobre, ale zapominane i filmy niezapomniane, do których się wraca. Niewiele znam tych ostatnich.

FilmWeb donosi, że w ciągu 3 lat obejrzałem 678 filmów. Z tego tych niezapomnianych bylo może z... nie wiem... 40? (z 10 Allena, wszystkie Tarantino i pojedyncze przypadki). I koniec. Co więcej mam obejrzeć? Już na nic nie czekam... :(

I dlatego tak się zastanawiam... czy nie zamienić tych mas oglądanych filmów, na więcej przeczytanych książek. Książki zapominasz, ale w tobie zostają... w pewien sposób cię kształtują, coś formują wewnątrz ciebie... trochę jak filmy Allena :P

Ta koncepcja wydaje się słuszna... nie wiem czy nie podążę tą drogą... Może się po pewnym czasie rozmyślę... tak jak z tym, że miałem już nie pisać tego bloga, bo nie miałem o czym. TADAM jednak mam... a może nie mam, tylko się oszukuję... o marny losie ;(

W każdym razie... książki do rozpoczęcia w tym tygodniu to:
"The Catcher in the Rye" by J.D Salinger :)
"Ludzie bezdomni" Stefana Żeromskiego -.-

wtorek, 20 września 2011

Kiedy robimy się starzy...

Miałem pisać o szkolnym systemie ocen z zachowania, ale kit. Napiszę o upływie lat :]

Skąd taki temat? A no stąd, że zauważyłem jak to moja mama przemienia się powoli w moje babcie. Zaczyna zachowywać się jak jedna, gotować jak druga (widocznie jest jakiś archetyp babci... chociaż w sumie jedna z moich robi zajebisty rosół... się muszę nauczyć). Właśnie, właśnie... pisząc, że zaczyna "gotować jak druga [babcia]" mam na myśli lanie większych ilości oleju na patelni, niedomywanie jej później (mycie jest integralną częścią gotowania, jak głosi stare chłopskie przysłowie: "Jak se łumyjes, tak se psyządzis"). Kiedyś zastanawiałem się kiedy człowiek z dorosłego, zajętego życiem dorosłego człowieka, staje się starym, narzekającym na wszystko i wiedzącym wszystko o wszystkim i wszystkich osobnikiem. To chyba teraz się dzieje... :(

Wiecie jak to w podręcznikach od biologii czy przyrody wyróżnione są etapy życia człowieka. Ja bym to trochę inaczej podzielił. Np. u mnie okres "buntowniczego nastolatka" zaczął się gdzieś koło 13 lat (wiek ten uznaję za początek myślenia abstrakcyjnego) i trwa nadal...

Pytanie, które mnie zastanawia brzmi: kiedy zaczyna się dorosłość?
Kiedy będę już sam na siebie zarabiał? Kiedy przestanę się czepiać, bo stwierdzę, że nie warto? Czy może zacznę się przepoczwarzać w mojego tatę... O.O Who knows... anyway, mam chyba jeszcze trochę czasu, więc mój burzliwy kucyku, który ponad to ma chandrę... poczepiamy się jeszcze trochę ;)

sobota, 17 września 2011

Bo jebnę...

Kurwa, tyle osób tu wchodzi i nikt nic nie pisze. Fuckin shit...

Ludzie, piszcie coś, zostawiajcie komentarze, jedźcie po mnie, cokolwiek!

...jestem taki samotny :(

Ale tak serio... moglibyście coś napisać... porozmawiajmy o czymś. Nie wiem kurwa, o pogodzie. Zajebista jest, nie?

Ta... to zasadniczo tyle chciałem wam przekazać... poza tym... zaprosiłbym do siebie, ale jeszcze wpadnie ktoś niepowołany...

środa, 14 września 2011

To nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy

http://www.youtube.com/watch?v=_6HCOgTc5r4

Darzę Łonę ogromnym szacunkiem za jego twórczość i spostrzeżenia jakimi się dzieli. Przykre jest to, że nawet osoby, które najwyraźniej uważają się za... nie wiem, inteligentne/oczytane/błyskotliwe nie potrafią zrozumieć pewnych celowych działań.

Odnoszę wrażenie, że pojęcie ironii, gdzieś umarło w świadomości młodych ludzi. Może nigdy tam nie zaistniało. Nie wiem z czego to wynika.

Weźmy takiego Szymona (wybacz Szymon, że posłużę się twoim przykładem, ale to bardzo dobrze obrazuje problem). Szymon często i gęsto stosuje ironię i sarkazm. I ok, robi to w sposób w jaki się to robi. Co z tego, skoro ludzie mają problemy ze zrozumieniem, czy mówił poważnie, czy to była ironia...

Dlaczego tak jest? Często używając ironii nawet w najbardziej oczywisty (dla mnie) sposób zostaję źle odebrany. Albo odwrotnie. Kiedy jestem poważny, zostaje to odebrane jako ironia. Z czego to wynika? Bo mniej rozmawiamy, a więcej piszemy, a klawiaturą i monitorem trudno przekazać nasze myśli? Sztuka konwersacji została pogrzebana? Co się dzieje? O co chodzi?

A może problemem jest to, że nie staramy się poszerzać swoich horyzontów, korzystać z wielu źródeł wiedzy. Może ograniczamy się tylko do szkoły, która nie oszukujmy się... nie nauczy nas zbyt wiele :]

Chcesz się czegoś dowiedzieć o kosmosie? Nie idź na fizykę czy geografię. Pogadaj z Kubą. :)
Słuchaj co mówi Max, on zna dużo ciekawostek z wielu dziedzin życia.
Mamy wiedzę i możemy się nią dzielić, ale jakoś nie chcemy, bo jesteśmy zrażeni...

Podoba mi się cytat z Terry'ego Pratchetta, który pojawił się swego czasu na kwejku:
"Nie pochwalam szkół. Przeszkadzają w edukacji."

Einstein powiedział:

"Jest to właściwie jakiś cud, że nowoczesny system nauczania nie zadusił [we mnie] do końca świętej ciekawości badawczej."

Co jak rozumiem zostało sparafrazowane na wikicytatach tworząc:

"Jest cudem, że ciekawość przeżywa typowe wykształcenie."


Pielęgnujmy więc ciekawość, w przeciwnym wypadku... to wszystko na nic.



EDIT

I weź tu coś cytuj człowieku... się jebie wszystko doszczętnie, całkowicie...

wtorek, 13 września 2011

Jakoś tak dobrze :)

Wstałem o godzinę za wcześnie.
Poczytałem.

Miałem dwie historie pod rząd.
Na informatyce po nich pocinałem w sapera.

Spóźniłem się na autobus.
Pojechałem tramwajem, w którym spotkałem koleżankę :)

Minąłem swój przystanek.
Spotkałem drugą koleżankę. :)

Jakoś tak dobrze jest :)
Jestem Miszczem Painta... przepraszam, że czasem występuje z tłumu i staję mu naprzeciw. Nie robię tego z zasady. Robię tak, bo coś mnie widocznie zeźliło.

Ale hej, po co się tym przejmować? Jest tyle innych rzeczy, którym można poświęcić uwagę. :)

Poczytam, obejrzę coś... też coś wymyślcie ;)

A i jeszcze jedno
To, że wszyscy coś robią w jakiś sposób. Nie znaczy to, że ten sposób jest jedynym.
I nie tato, większość nie zawsze ma rację.

poniedziałek, 12 września 2011

Tak bardzo smutny :(

Moja twórczość została ocenzurowana... ale ok, masz takie prawo.

Nie powiem, żebym był z tego powodu szczęśliwy... nie jestem. Czuję pustkę, bo nie dodałem nic na mojego Miszcza.

ALE NADAL UWAŻAM, ŻE FOTOGRAF ZJEBAŁ ZDJĘCIA!

No sorry, co to za zdjęcia, na których nie widzisz swojej twarzy, bo ci się na nią wpierdoliły światełka z pobliskiego drzewka. Nie no bomba. Albo zdjęcia, na którym niby jesteś Ty, ale jednak to ściana zajmuje tę połowę, na które patrzysz, bo sorry ziomek, ale jesteś na dole w prawym rogu. Sori, sori.

I co to za moda z tą lunetą? Nie wszystko musi wyglądać jak wizja Jacka Sparrowa patrzącego przez jego szmelc. C'mon!


Kiedyś było prosto. Aparaty były proste. Tylko zdjęcia były bardziej zajebiste, bo ludzie starali się, żeby dobrze uchwycić moment, a nie:

"-Ej, zrób nam zdjęcie.
Podchodzi, wystawia rękę z aparatem. Odchodzi."

No ja kurwa przepraszam... no... no ja kurwa przepraszam...

But hey... that's only my opinion. If you don't like it... well... it's cool with me...








...no, not really.

AJM FEJMUS!

Blog, Miszcz Painta, filmy... kariero przybywaj!

A tak na serio... miałem jakiś temat, który chciałem poruszyć. Pewnie chciałem na coś ponarzekać, ale chwilowo wyleciało mi z głowy.

Hm...

...kurwa jaka zaćma...

Na pewno chciałem wrzucić to:


Don't be a stranger ;)


niedziela, 11 września 2011

WTF MAN?!

"Napisz coś nowego, świat jest taki nudny..."? To brzmi jak moja koleżanka z ławki, której się nudzi na lekcji polskiego... buuu.

Ale ok.

Wiecie jaka jest moja koncepcja na to, dlaczego tak mało dorosłych ludzi czyta (a mało czyta, wystarczy posłuchać ich słownictwa. Nie mówisz "lubiałem" jeśli regularnie czytasz książki.) Dlaczego więc? Bo w szkole musieli czytać lektury. Co w tym strasznego? Przeanalizujmy to zdanie. Jaki zwrot jest w nim najmniej przyjemny.

Nie będą to "lektury", chociaż mnie lektury kojarzą się z czymś co jest nudne. Zdarzają się wyjątki, ale są to wyjątki potwierdzające regułę. A reguła brzmi: lektury są nudne. Ale to nie ten wyraz jest najmniej przyjemny.

Czy może chodzi o "szkołę"? Mało przyjemna... instytucja. Ma jednak swoje plusy.
+znajomi
+przerwy
+jest obowiązkowa tylko przez pierwsze 18 lat życia (sic!)

Wszystko co złe kiedyś się kończy, a szkoła nie stanowi wyjątku. Co nam zatem zostaje?

"musieli"

Zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek zwykle nie przynosi dobrych rezultatów. A nawet jeśli przynosi, to na pewno jest kilka innych sposobów, żeby osiągnąć jeszcze lepsze rezultaty. Często żałuję, że jakaś książka jest moją lekturą. Dlatego, że przeważnie jest nudna i normalnie bym jej nie przeczytał (i tak jej raczej nie czytam... Heniu, przykro mi, ale twoje powieści historyczne... nie przetrwałem żadnej), ale raz jeden żałowałem, że książka była moją lekturą, ponieważ MUSIAŁEM ją przeczytać na czas. Chodzi mi o "Zbrodnię i karę". Jest to chyba jedyna z lektur obowiązkowych, które zdążyłem przerobić, którą przeczytałbym nawet, gdybym nie musiał. A to dlatego, że jest po pierwsze
1. Ciekawa
2. Napisana normalnym językiem, a nie nachalnymi archaizmami... (Heniu... ja cię lubię...)
3. Jest inteligentna w swoim przedstawieniu pewnych życiowych zagadnień.

Niestety... MUSIAŁEM ją przeczytać na czas, to też zanim zdążyłem ją skończyć, dostałem spojla na ryj... buja!

Wracając do pytania z początku, dlaczego tak mało ludzi dorosłych czyta (damn... nawet mój tata ogranicza się do gazet :/) Myślę, że wynika to z dwóch rzeczy:
1. Nie mają czasu
2. Książka kojarzy im się źle. Wolą np. obejrzeć film, który jest prostszy w odbiorze, bo operuje obrazami. Nie trzeba sobie pewnych rzeczy wyobrażać.

Jest tyle ciekawych pozycji, o których można by podyskutować na lekcjach polskiego, bo są o czymś. Mam wydanie "Solaris" Stanisława Lema, na którym Krzysztof Teodor Toeplitz z "Przeglądu kulturalnego" napisał:
"Solaris" (...) za lat pięćdziesiąt czytać będzie można bez zawstydzenia lub, co gorsza, współczucia dla ubóstwa ludzkiej wyobraźni".
Napisał to w roku 1961. Książka zachwyca do dziś. Czemu nie ma jej w spisie lektur?

Czemu "Rok 1984" George'a Orwella nie jest w spisie lektur. Sam sięgnąłem po tę książkę, bo chciałem wiedzieć co miał na myśli Kazimierz Marcinkiewicz niedługo po tym kiedy przestał być premierem, kiedy mówił, że czuje się jakby żył w tej książce. Było to ile? 5 lat temu? Kiedy na 15 stronie tej książki przeczytałem słowo "orgazm" byłem zaskoczony. Szkoła przyzwyczaiła mnie do tego, że książki są grzeczne, ładnie wystylizowane językowo i traktują najczęściej o jakimś ważnym wydarzeniu w historii naszego narodu. Gówno prawda. Najlepsze książki jakie przeczytałem traktowały o codziennym życiu, zawierały wulgaryzmy, a ich stylizacja też nie wszystkim mogła przypaść do gustu (Kurt Vonnegut ma zwyczaj rwania swoich powieści na kawałeczki. Czytasz, czytasz - przerwa, zmiana wątku - czytasz, czytasz -przerwa... itd)

Moi koledzy przeczytali obydwie te książki i byli pod wielkim wrażeniem obu. Nie wiem jaki cel przyświeca osobie tworzącej spis lektur, ale powinna zmienić sposób myślenia, bo sądzę, że chwilowo jest to coś w stylu "Mhm, a "Chłopami" damy im okazję do przeanalizowania uniwersalizmu opisu życia na wsi". No niestety... jeśli ktoś przeczytał chłopów, to naprawdę szacunek się należy, bo czytać o tym jak Boryna jedzie na jarmark, jak Jambroży siedzi w karczmie, jak ksiądz zapierdala przez wieś... brzmi zajebiście interesująco prawda? Założę się, że właśnie pobiegliście do swojej biblioteczki sprawdzić, czy posiadacie w swych zbiorach tę perłę polskiej literatury.

Ech... szkoda gadać. Jeszcze 8 miesięcy i nikt mi już nie będzie kazał niczego czytać...

sobota, 27 sierpnia 2011

110. post

Wiecie, że są ludzie, którzy nie wiedzą jak się pisze "tramwaj"? Naprawdę są tacy, jechałem z jednym w tranwaju.

W końcu odkryłem dlaczego tak lubię filmy Woody'ego Allena (mam nadzieję, że poprawnie robię odmieniając jego "imię"... wszyscy wszędzie mówią i piszą "Woody Allena" przecież to tak jakby mówili "blog Paweł Panfila"). Lubię ja za stałe punkty odniesienia. Wszyscy bohaterowie w wykreowanym przez niego świecie są inteligentni, oczytani (chyba, że mają nie być, wtedy oczywiście nie są), chodzi o to, że bohater filmu Allena może podejść do przypadkowej osoby na ulicy i będzie mógł z nią rozmawiać o Hemingwayu, Picassie czy o Cole'u Porterze.

A my? Jak powiedział Kurt Vonnegut "Obecnie żaden temat rozmowy nie żyje dłużej niż robaczek świętojański". Prawda to. Bo o czym mamy rozmawiać? O tym, że Katarzyna Skrzynecka będzie rodzić dziecko, a zaraz po urodzeniu przeprowadzą z nim wywiad, bo już teraz jej ciąża jest na kilku okładkach? O nowej piosence Jennifer Lopez, albo o tyłku Kim Kardashian? Nie porozmawiamy sobie o filmach Tarantino, nie porozmawiamy sobie o dokonaniach Metallici czy o twórczości Kurta Vonneguta, bo nie mamy jednakowego poziomu wiedzy. Ktoś się zdziwi, że po wpisaniu "Robert P" w wyszukiwarkę na YouTube wyskoczy Robert Pattinson, a nie Robert Plant, ale hej, niektórzy nie wiedzą kim jest Robert Plant! Sam nie wiedziałem kiedy to usłyszałem, ale mam dobre układy z wujkiem Google i mi szybko powiedział. (wokalista Led Zeppelin)

I nie chodzi mi o to, żebyśmy ujednolicili nasze zainteresowania, bo to by było głupie. Uważam, że nie ma sensu interesowanie się robaczkami świętojańskimi, kiedy tak przyjemna może być rozmowa o "Roku 1984" Orwella, bo wszyscy w danym gronie go przeczytali. Warto czytać drogie koleżanki i drodzy koledzy... przynajmniej nieznajomi nie będą się z was śmiali kiedy spytacie na głos "Jak się pisze "tramwaj"?".

czwartek, 25 sierpnia 2011

Wyrwać chwasty!

Okazuje się, że nie mam w tej sprawie nic ciekawego do powiedzenia... może to nie nowina :/

niedziela, 21 sierpnia 2011

No dobra, wróciłem.

Jak już pewnie niektórzy zauważyli od jakiegoś czasu pojawiają się nowe posty. To dlatego, że kręcenie filmów nie bardzo mi wychodzi (ale zrobię to co mam zrobić! trochę to potrwa, ale będzie!) a nagrywanie piosenek przez 4 Horsemenów skończyło się na trzech utworach po pijaku... Co z tym fantem zrobić? Prawdopodobnie trzeba się wstawić w pobliżu gitary w pierwotnym składzie.

Tak więc możecie spokojnie co jakiś czas tu zaglądać, żeby poczytać jak to sfrustrowany Fiyo wylewa swoje żale do internetu. Co tydzień coś mnie irytuje, więc prawdopodobnie raz w tygodniu pojawi się jakiś nowy wpis. Pokazałem swoje piękne ciało na nowym banerze i liczę na to, że zwiększy to znacząco oglądalność mojego bloga.

A tymczasem trzymajcie się i zbożnej niedzieli wam życzę...










...buahahahahahah.

piątek, 19 sierpnia 2011

Jak zaruchaliśmy planetę i czemu nie myślimy przestrzennie?

To ci pytania sobie stawiam. No, no. Ja to mam klawe życie. "Zazdroszczę ci, jak masz takie problemy". A wiecie czemu mam takie problemy? Bo mam jedzenie, picie, dach nad głową. Myślicie, że dlaczego państwa Afrykańskie wyglądają, jak wyglądają? Dlaczego tam są wciąż prymitywni ludzie w prymitywnych wioskach? Bo oni nie mają jedzenia, picia i dachu nad głową... albo im przecieka... w każdą kurwę, ja moje podstawowe potrzeby życiowe mam zaspokojone, toteż mogę dywagować nad sensem istnienia oraz rozważać plusy i minusy samobójstwa.

Odpowiadając na pierwsze pytanie "Jak zaruchaliśmy planetę?" (pisząc "zaruchaliśmy", mam na myśli zaludniliśmy i dalej zaludniamy). Odpowiedź jest w miarę prosta.

Cause we don't give a fuck.

(Bo my nie dajemy pieprzenia)

Mamy gdzieś co się stanie z innymi gatunkami. A chuj, że jakiś gatunek ginie, bo my sobie urządzamy na nim polowania. A chuj, że Ziemię będzie sobie można pizdę podetrzeć, bo ją rozpruliśmy, wyciągnęliśmy z niej flaki i zjedliśmy je zagryzając kajzerką.

huj. ;)

Drugie pytanie jest już trudniejsze.
Staliście na pewno nie raz i nie dwa w kolejce w markecie. Przy kasie w kolejce. Przy taśmie dokładniej rzecz ujmując. I jak wyłożyliście swój shit na tę taśmę? Czy ogarnęliście w przestrzeni wasze zakupy? Czy pomyśleliście o tym, że za wami stoi ktoś z dużymi zakupami i w sumie mógłby już wyłożyć swój bajzel na tę taśmę, gdyby całej przestrzeni nie zajmowały wasze jebane cukierki rozrzucone po całej, jebanej przestrzeni?
Nie chodzi mi tu o układanie wszystkiego ekonomicznie, kiedy ma się wózek zakupów i jest się w Selgrosie, bo wiadomo, że najszybszym sposobem będzie wyłożenie byle jak i przejechanie pustym wózkiem, by byle jak zapakować staf z powrotem, zapłacić i odjechać, zwalniając miejsce.
Nie, chodzi mi o takie zakupy w Nettcie czy Biedronce. Gdzie w kolejce obok taśmy stoi 5 osób i każda ma po 5 rzeczy. I od tego jak ułożymy te rzeczy, zależy co się będzie działo z osobami za nami.
Ale my generalnie mamy wyjebane i kładziemy gdzie bądź. I to się wiąże z pierwszym pytaniem. Bo dzięki takiej postawie nasz gatunek zdominował Ziemię, ale z drugiej strony... kurwa, to kto zaprojektował tę całą infrastrukturę? A może kiedyś myśleliśmy więcej...

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Kurwa mać, muszę biegać

Dlaczego mam się bać iść po zmroku przez szczecińskie ulice. Dlaczego kurwa zawsze ktoś chce mi wpierdolić. Czy to tylko ja mam takie akcje? Bo mam takie wrażenie? Nie wiem, może inni się nie chwalą... nie ma czym. Mam w sobie jakiś magnez? Jak niektórzy na obrywanie piłką w jaja. Ściągam kłopoty? Może to ta broda?

"Skąd się biorą te koszmary? Wypłosze spod krzaka, nieuki jebane."

Dlaczego ja nie chodzę po ulicy z chęcią wpierdolenia pierwszemu napotkanemu "frajerowi"? Co jest ze mną nie tak? Jaki błąd popełnili rodzice w moim wychowaniu? Uczyli mnie? Nie olewali mojej osoby? Poświęcali mi czas? Co ja takiego zrobiłem w odpowiednim czasie, że nie jestem kurwa maszyną do wpierdalania? No dlaczego?! W odpowiednim momencie wpoili mi strach przed konsekwencjami i dlatego nie mam w dupie co się z kimś stanie jak mu jebnę? Może ja po prostu za bardzo cenię, to chujowe życie, które nie ma żadnego sensu (nie mówię tu konkretnie o swoim, chodzi mi o wszechobecny bezsens istnienia). Może powinienem jakoś zaakceptować śmierć i wtedy byłoby mi wszystko jedno. A może po prostu jestem tchórzem. Może tak...

Strach jest ludzki, dzięki strachowi , dzięki temu, że prehistoryczny człowiek spierdalał przed dużym zwierzakiem z ostrymi zębami, mogę dzisiaj pisać.
Ale ludzkie jest też kozaczenie. To, że człowiek sprawdza jak daleko może się posunąć w swoich działaniach. Dzięki temu też mogę dzisiaj pisać.

I co z tym fantem zrobić...





















...chuj.

sobota, 6 sierpnia 2011

Zastrzel mnie... tylko tak porządnie.

Dla lepszego odbioru tekstu, polecam włączyć sobie
to: http://www.youtube.com/watch?v=RScZrvTebeA
a kiedy się skończy: http://www.youtube.com/watch?v=ssyg33PqJTI

Miałem pisać o nowym Harrym Potterze, który zarobił miliard dolarów i jest na liście najbardziej kasowych filmów ever (jak i pozostałe części), ale poruszę mój ulubiony temat - niezrozumienie.

Potrzebuję odrobiny sensu... to nie jest tak, że ja się wszystkiego czepiam, bo uważam się za mądrzejszego, albo dlatego, że chcę, żeby ludzie myśleli jak ja. Nie, ja potrzebuję tej odrobiny sensu w rozumowaniu innych, żebym mógł ich zrozumieć. Jestem zmęczony rozmowami, które nie mają sensu, albo takimi, które zostały już przeprowadzone. Nie mam ochoty rozmawiać o tym jak to sąsiad z na przeciwka brzydko przemalował swój dom. To jest temat na rozmowę? Naprawdę? :(

Vonnegut słusznie zauważył, że ludzie powinni nauczyć się ignorować złe chwile i skupiać się na tych dobrych. Wiem, że tak powinienem robić, ale jeszcze nie jestem na tym etapie... kto wie, może nigdy nie będę. Jeśli nie, to już sobie współczuję.

Szkoda, że faceta już nie. Kiedy przeczytam już ostatnią z jego książek, to zacznie mi go brakować. Dobrze jest mieć taki punkt zaczepienia, wokół którego można się poruszać. a jak on odchodzi... dupa, dupa i nic więcej.

Taka ładna pogoda, a ja tu smęty smęcę... cóż, każdy czasem musi coś z siebie wyrzucić. Oszczędzam na psychologu :]

Jeśli jesteś nieszczęśliwą osobą, która to przeczytała, to przepraszam i dziękuję... wróć za jakiś czas, może będzie lepiej :]

piątek, 29 lipca 2011

O religiach słów kilka...

Weźmy taki anglikanizm.
Kościół założony przez Henryka "Ruchacza Puchacza" VIII, który chciał nie mógł się dorobić męskiego potomka, więc zażądał od papieża unieważnienia jego małżeństwa i spotkał się z odmową. Korzystając, więc ze swojej władzy stworzył własny kościół, którego głową się ogłosił by móc w nim uzyskać upragnione przerwanie więzi małżeńskiej. Przy okazji zagarnął kościelne dobra, zniósł celibat i zakony oraz wprowadził mszę w języku angielskim, co na pewno bardzo się spodobało ludowi, bo w końcu było wiadomo, o co chodzi ( wcześniej była po łacinie, mam rację?).

No dobrze, ale rozpatrzmy zbawienną rolę tego Kościoła. Jakie ma on uprawnienia, żeby prowadzić nas do zbawienia? ( a o to przecież wszystkim chodzi). Został założony przez faceta, który chciał uzyskać rozwód, ale go nie dostał. Znalazł więc jakąś lukę prawną i stworzył własny odłam by zaspokoić swoją zachciankę. Na jakiej podstawie? Czy znalazł odpowiednie wersy w Biblii mówiące o zniesieniu celibatu? Who knows.

To jest chyba generalnie problem odłamów. Ktoś odłącza się od głównego nurtu,, bo coś się mu w nim nie podoba. Naprawia, więc te niedogodności w swoim Kościele. Niektórzy podpierają się Biblią, jak np. Zielonoświątkowcy interpretując ją bardziej dosłownie niż katolicy.
Widzicie ten mechanizm? Coś mi nie odpowiada, więc tworzę coś co będzie mi odpowiadało, odłączając się od większości.

No dobra, ale katolicy nie są wcale lepsi. Można powiedzieć, że Chrześcijaństwo, to rozwinięcie Judaizmu. Bazujemy na tym co już mieliśmy, ale dodajemy coś "od siebie" czyli w tym przypadku Nowy Testament. Ale uwaga. Rzecz nadal dzieje się na Bliskim Wschodzie. Dopiero pan Paweł z Tarsu wyrusza ze "słowem bożym" w świat. Przypomnijmy, że pan Paweł nie spotkał nigdy Jezusa. On zanosi książkę do nas, a my niesiemy ją jeszcze dalej i rozpoczynamy nasze misje chrystianizacyjne, krucjaty itd, itp.

No dobrze. Judaizm ma objawienia od Boga. Bóg pogadał z Abrahamem, Izaakiem, Jakubem, Józefem, później prowadził liczne dialogi z Mojżeszem, dał mu dziesięć przykazań mimo, że Aaron kładzie przed nimi mannę 4 rozdziały wcześniej, ALE NIEWAŻNE!
TO WSZYSTKO NIEWAŻNE! Bóg Abrahama to kawał skurwysyna ALE TO TEŻ NIEWAŻNE!

Czy chcę przez to powiedzieć, że Chrześcijaństwo to taki odłam Judaizmu poszerzony o nowe rozdziały Świętej Księgi? Ale przecież Jezus był Synem Bożym, czynił cuda, objawienia itd, itp. Nie, nie, nie. Ja tego nie mówię. Ja chcę zapytać o tych wszystkich ludzi PRZED JUDAIZMEM. PRZED TYM JAK BÓG IDZIE NA POGADUCHY DO ABRAHAMA.

Bóg stworzył Adama i Ewę, a zaraz po nich jest wzmianka o Kainie i Ablu. Chciałbym tylko zauważyć, że Kain uprawiał rolę, musiał więc czymś ją uprawiać, czyli miał już narzędzia, technikę, ludzi też już było trochę. (wiecie, że nawet tłumacze nie rozumieją tego co jest napisane w Biblii dosłownie? tłumaczą pewne zjawiska, które są w niej opisane jako cuda np. plagi egipskie). Wróćmy jednak do pytania. Co z ludźmi PRZED wyznawcami Judaizmu? Co z jaskiniowcami czczącymi Słońce, albo tymi, którzy w ogóle nic nie czcili, bo byli zbyt zajęci spieprzaniem przed wielkimi jaszczurkami czy innym cholerstwem. To co z nimi? Bóg im się nie objawił? A może wziął na klatę ich modlitwy do Słońca, interpretując to tak, że to w sumie do niego się modlą skoro czczą jego twory. A jeśli nie? Co wtedy? Nie zostali zbawieni? A wiecie, w ogóle, że na początku Starego Testamentu nie ma mowy o zbawieniu? :) Nut, nut moderfuckers. Bóg pomaga ludziom się bogacić, rozmnażać, pokonywać przeciwników. Nic nie mówi o życiu po życiu. Dziwne co? Dopiero jego syn ileś tam set czy tysięcy lat później zaczął na to naciskać. To taka ciekawostka.

The point is. Religia ewoluowała. Dzisiejszy jej wygląd jest diametralnie inny od tego co możemy wyczytać w Starym Testamencie. Inna ciekawostka. Papież Benedykt XVI z tego co pamiętam stwierdził, że nie ma czegoś takiego jak Otchłań (miejsce, do którego miały trafiać nie ochrzczone niemowlaki). Just like that. Była i nagle Biały Szef, mówi, że jej nie ma.
Ok, to co się stało z tymi dziećmi, które do niej trafiły wcześniej? Boskie prawo DZIAŁA wstecz? Tzn. jednak nie było Otchłani i dzieci szły prosto do nieba? Mhm... a jak papież na to wpadł? Doznał objawienia? Czy może stwierdził "Nie, to jednak trochę okrutne wrzucać niemowlaki do ognia piekielnego, poślijmy je między aniołki, ludzie będą mogli odetchnąć".

Jestem zdania, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat kościół zaakceptuje rozwody. Już to robi w niektórych przypadkach. Co to znaczy? Hej ludzie wcześniej się myliliśmy, jednak możecie się rozwodzić? Czy może Bóg patrząc na nas pomyśli "Ech... tacy są nieszczęśliwi, pójdę im na rękę dam im rozwód". Ale przecież dla Boga nie ma czasu. On już wie co się zdarzy. On już był na końcu. To znaczy, że jeżeli za powiedzmy 30 lat kościół zdecyduje, że rozwód kościelny jednak jest możliwy i na chillu będzie go udzielał, to ja to rozumiem tak, że on był dozwolony zawsze przez Boga, tylko, że dopiero teraz biura w Watykanie zostały o tym powiadomione. Coś tu bardzo mocno śmierdzi.

A wracając jeszcze do tych dzieci. Skoro one od razu umierając idą sobie do życia wiecznego w niebie, to dlaczego ja mam się męczyć na tym ziemskim padole i pracować na swoje zbawienie? W czym oni są bardziej specjalni ode mnie? Niby wszyscy jesteśmy jednakowo umiłowani, a ja tu widzę ewidentne ustępstwa dla wybranych jednostek. To czemu ktoś nie będzie miał takiej fuchy w szpitalu, żeby zabijać noworodki w celu ich zbawienia. Jak już wszyscy zginą, to wszyscy pójdą do nieba, a on jeden do piekła... no chyba, że Bóg mu wybaczy za jego zasługi. Nie? To tak nie działa? Dlaczego nie? Zostaw komentarz co o tym sądzisz.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Nędza...

Po kilku obfitych miesiącach nastał czas na miesiące chude. Jeden wpis w czerwcu... bardzo wymowne.

Nie chce mi się.
To jest ten etap, w którym widzę, że mogę sobie mówić, a moje słowa i tak idą w próżnię, nic nie zmieniają. To jest moment, w którym uświadamiam sobie, że z takim zrezygnowaniem stoję na dobrej drodze do zostania zgorzkniałym dorosłym bez złudzeń. A nie chcę być takim dorosłym.

Czas zmienić formę.
Słowem pisanym trudno trafić do współczesnego odbiorcy, bo współczesnemu odbiorcy nie chce się czytać. Woli posłuchać piosenki, albo obejrzeć film... no właśnie :)

To na razie ;)

wtorek, 14 czerwca 2011

Czas żniw

Widziałem głupich ludzi, którzy byli szczęśliwi.
Mówiłem: "Są szczęśliwi, bo są głupi".
Życzę im dzisiaj pomyślności.
Bo jutro mogę umrzeć.

Większość czasu czułem się niezrozumiany.
Mówiłem do ludzi, a oni rozumieli to na opak.
Dzisiaj im odpuszczam.
Bo jutro mogę umrzeć.

Zawsze starałem się postawić na swoim.
Kilka osób mnie przez to nie znielubiło.
Uśmiecham się dzisiaj do nich.
Bo jutro mogę umrzeć.

Byłem egoistyczny i myślałem głownie o sobie.
Może nie wysłuchałem kogoś kto na to czekał.
Dzisiaj chętnie cię wysłucham.
Bo jutro mogę umrzeć.

Byłem męczący, ciągle narzekałem.
Krytykowałem świat za to jaki był.
Świat się obraził, ale się nie zmienił.
Powiedz mu, że mogę to przeboleć.
Bo dzisiaj umieram.

niedziela, 29 maja 2011

Sound of silence

Nie doceniamy ciszy. Stanowczo nie doceniamy.
Wiecie jaka cisza może być mądra? Mądrość płynącą z ciszy można docenić, kiedy siedzisz w tramwaju i słyszysz głupie dziewczyny krzyczące na cały autobus, że "BARTEK GEJ! PATRZ!" i dodające do tego "Nową piosenkę, którą muszę wam puścić: "All day... all night... what the fuck?".
Albo siedzisz przy stole... ech, nieważne.

Mam dziwne przeczucie, że jeszcze za mojego życia będzie jakaś wojna w Europie... prawdopodobnie wschodniej, a może nawet światowa, kto wie... W każdym razie dostaniemy w dupę. Ktoś się nam wpieprzy na terytorium i nikt nie kiwnie palcem, żeby nam jakoś pomóc. Myślimy, że wszyscy są naszymi przyjaciółmi. Nasi koledzy Amerykanie.

-Ej, weźcie kogoś rzućcie do Afganistanu co? Niech powalczą razem z naszymi żołnierzami.
-No... dobra...
-Dzięki, Polska i USA to dobrzy przyjaciele
-Jeeeeej...
- Ale ci Polacy to debile...

Nie, ale serio. Myślimy, że wszyscy są dobrzy i nam pomogą i altruizm mocno. A przecież wiadomo, że jak jest jakiś kraj, który można wydymać, bo on się tak chętnie angażuje w nieswoje konflikty, to będzie to wykorzystywane. My się pchamy, gdzie nie trzeba i nic z tego nie mamy. Mamy tarczę antyrakietową? Nie. F-16? Zepsute (poza tym hej... Amerykanie tak długo je nam dawali, że zdążyły się zestarzeć. Chciałem zauważyć, że w blockbusterze "Transformers" żołnierze używają F-22, a to było kilka lat temu... także pozdro) Ale co z tego, że stare i zepsute. My się kurwa cieszymy jak by nam dawali kosmiczną technologię.

I tak jest bardzo często. Ktoś się do nas uśmiecha, a my myślimy, że już jest naszym przyjacielem, podczas gdy ten uśmiech, to uśmiech politowania...

sobota, 28 maja 2011

Suicide

Czasem się zastanawiam do kogo piszę. Raczej nie piszę do tych, o których piszę. I tak nic by z tym nie zrobili... prawdopodobnie. Niby adresuję te posty mojemu otoczeniu, ale odnoszę wrażenie, że rozumie je jakaś bardzo mała grupka. Nie wiem... tylko oni potrafią przeczytać moje posty z dystansu? Nie biorąc ich do siebie? Próbując znaleźć w nich jakiś sens, a nie nagonkę? Przecież ja nie piszę tego wszystkiego, żeby na kogoś wjechać. Ja to piszę po to, żeby uświadomić sobie i komuś kto to czyta jakieś zależności istniejące w świecie. Myślę, że to ważne. Przynajmniej dla mnie.

No, ale właśnie.
Czytanie ze zrozumieniem okazuje się być trudną umiejętnością. Interpretowanie tekstów też. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale te wszystkie analizy utworów literackich nie biorą się z dupy. To nie jest tak, że autor napisał jakieś zdanie, bo po prostu mu dobrze brzmiało, a nauczyciel/ka wyciąga z niego jakieś nieistniejące sensy. Może się tak zdarzyć, że ktoś nad interpretuje, jasne, ale jeżeli jest jakaś luka, jakieś puszczenie oka do czytelnika, jakiś motyw, symbol, to raczej został on użyty po to, żeby właśnie zaznaczyć, że w tym zdaniu jest jakiś głębszy sens, który należałoby znaleźć. Poza tym. Autor tworzy swoje dzieło w jakimś stanie emocjonalnym. Odbiorca często nie jest w tym samym stanie (chociaż jeśli chodzi o analizę szkolną, to akurat można dobrze wyczuć melancholię, smutek, irytację, depresję i tym podobne emocje) dlatego musi odkryć w jakim stanie znajdował się autor, żeby móc przez pryzmat tego stanu odczytać utwór.

Np. dlaczego Paweł napisał powyższy post. Mamy tam wytłumaczenie analizy literackiej. Dlaczego? Czemu akurat teraz? Być może powodem był (jak możemy przypuszczać znając biografię autora) ból głowy i poirytowanie pierdoleniem bliskich mu ludzi oraz faktem, że nie może się dogadać z otoczeniem, ponieważ brakuje między nimi wzajemnego zrozumienia.

wtorek, 24 maja 2011

Motherfucker's diary

24.05.11

Jeśli czegoś nauczyłem się na podstawie obserwacji, a w czym próbuje mnie utwierdzić mój tata, który sam chyba jednak nie jest do końca przekonany o słuszności tej tezy, to to, że w życiu trzeba być skurwysynem. Nie chodzi o to, żeby być dla ludzi niemiłym, obrażać ich, kłócić się z nimi i temu podobne sprawy. Chodzi o to, żeby nie bawić się w litość, kiedy nie mamy ku temu powodów. Oczywiście życie byłoby prostsze, gdyby wszyscy ludzie byli dla siebie mili, szanowali siebie nawzajem, szanowali cudzą własność, chętnie udzielali sobie pomocy i zgadzali się na kompromisy dla wspólnego dobra. Ale nawet gdybyśmy zaczęli od zera, tzn. gdyby ludzkość narodziła się dzisiaj. I gdyby był jakiś nauczyciel, który powiedziałby ludziom, że przyjemniej będzie im się żyło w duchu pokoju, to i tak zawsze znajdzie się jakiś leniwy skurwysyn, któremu nie będzie się chciało pracować na jakieś dobra i je zwyczajnie podpierdoli, rozpoczynając spiralę skurwysyństwa.

Żyjemy więc w społeczeństwie, w którym tworzymy sobie małą grupkę, która jest dla nas miła i my jesteśmy mili dla niej. A wszyscy poza tą grupką, to osobniki, z którymi utrzymujemy relacje biznesowe. Ja zrobię coś dla ciebie, ty coś zrobisz dla mnie. Może ja zrobię coś dla ciebie teraz, bo przysługa od ciebie może mi się przydać w przyszłości. Vito Corleone tak stworzył swoje imperium. Przysługi. Ale jeśli nie jesteś dla mnie miły, jeśli odwracasz się ode mnie, jeśli nakręcasz przeciw mnie swojego chłopaka tak, że chce mnie skopać, mimo że nie ma powodów, jeśli mówisz na mnie źle i mi dopiekasz. Wtedy nie mam powodu, żeby ci pomóc. Dlaczego mam być dla ciebie miły? Potrzebujesz czegoś? Podejdź, porozmawiajmy, zaproponuj rozwiązanie, ale wiedz, że ja nie muszę się na nic zgadzać, a już na pewno nie mam zamiaru, dociekać jak mogę ci pomóc.

Warto spotkać na swojej drodze ludzi, którzy uświadomią ci te zależności. Ja spotkałem.

W pierwszej klasie gimnazjum, na samym początku roku zobaczyłem, że moje dwie koleżanki z klasy siedzą sobie na ławeczce, a jedna z nich ma paczkę czipsów (nikt za bardzo nikogo nie znał, chyba, że z podstawówki). Podchodzę do tej dziewczyny z pytaniem "Dasz czipsa?". Odpowiedziała mi zdaniem, które zapamiętałem do dziś: "Nie, bo gdybym ich nie miała, to byś do mnie nie podszedł."

Wnioski wyciągnijcie sami.

niedziela, 22 maja 2011

Życie po życiu

Więc tak wygląda niebo... no proszę... A może właśnie tak wygląda piekło? Całe życie w pierdolonym Szczecinie?

Zastanawiam się co ludziom tak zależy na końcu świata. Po co to przewidywać? Jeśli uda ci się przewidzieć i świat faktycznie się skończy, to nikt tego nawet nie doceni, bo nikogo nie będzie. Nie będzie niczego! Ma to na celu zwabienie nowych wyznawców do jakiejś religii? Nakłonieniu do korzystania z usług, jeśli koniec świata przewidziała jakaś wróżka? Tylko chyba marna z niej wróżka, skoro się pomyliła. Ludziom się chyba nie podoba to życie i spieszy im się na tamten świat. Tylko są zbyt... tchórzliwi? Żeby sprawdzić czy w ogóle jest jakiś "tamten świat". A koniec świata załatwiłby sprawę za nich. Nie wiem. Nie mam lepszej teorii. To jest po prostu głupie.

niedziela, 15 maja 2011

Tired

Wiecie co jest przykre?
Możesz zauważyć coś czego nikt dotąd nie zauważył. Podważyć przekonania większości. A i tak koniec końców dojdziesz, do jakiejś znanej, niepodważalnej prawdy typu:

-szkoła jest instytucją skostniałą

-ludzie są z natury egoistyczni

-moja babcia kiepsko gotuje

And there is nothing you can do about it...

Right as rain

Dzisiejsza notka zainspirowana będzie działalnością społeczności portalu Filmweb.

Współczesne kino jest dosyć proste. Stawia na klarowność, jeśli tworzy jakąś tajemnicę, to zwykle wyjaśnia ją w zakończeniu. Jeśli tego nie robi, niektórzy widzowie są zawiedzeni. A jednak są ludzie, którzy w tych klarownych ramach próbują jednak upleść jakąś intrygę. Kreują teorie, których celu w zasadzie nie rozumiem. W zasadzie nie rozumiem z czym ludzie mają problem przy odbiorze filmów.

Wiele problemów przyniosła "Incepcja". Christopher Nolan zakończył film sprytnym zabiegiem, nie mówiąc nam wszystkiego. Zakończenie otwarte. I faktycznie widzowie podzielili się na dwa obozy. Co mnie osobiście zaskoczyło, to nawet moja mama miała odmienną opinię od mojej. Moja opinia wynikała z faktu, że czasem nabieram dystansu do filmu, na chwilę wychodzę z opowiadanej w nim historii, by docenić kunszt jego twórcy. Toteż gdy pierwszy raz oglądałem zakończenie "Incepcji" zaśmiałem się, gdyż było to zagranie, absolutnie zgodne z duchem filmu. Nie muszę nawet mieć racji, żeby czerpać z niego przyjemność. Dziwią mnie ludzie, którzy muszą oglądać ten film kilka razy, żeby go zrozumieć.

Ale "Incepcja" to pikuś, w porównaniu z tym co znalazłem na forum filmu "Pulp Fiction" Quentina Tarantino. Słynna walizka. Co w niej jest? I tu znowu warto docenić pomysłowość Tarantino, który pozwala każdemu z osobna zdecydować, co by tam umieścił. Wszystko fajnie, ale niektórzy chyba przekombinowali:

http://www.filmweb.pl/film/Pulp+Fiction-1994-1039/discussion/D%C5%82ugo+zastanawia%C5%82em+si%C4%99+co+znajduj%C4%99+si%C4%99+w+walizce...+i+doszed%C5%82em+do+wniosku%2C+%C5%BCe...,1414574

Ostatnio byłem na filmie "Kod Nieśmiertelności" - polecam, dobra hybryda kina akcji i sf. I znowu. Jako, że w filmie mamy do czynienia z wydarzeniami nierzeczywistymi, bazującymi na realnym świecie, ale interpretującymi go na swój sposób, to przyjmując taką konwencję, bez problemu zaakceptujemy zakończenie. No i właśnie. W czym tkwi problem? Dlaczego niektórzy ludzie muszą znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania, nawet jeśli odpowiedź została podana? Nie akceptują konwencji? Muszą mieć swoje, racjonalne wytłumaczenie? Proste do pojęcia? Mniej komplikacji? Mniejszy mindfuck? O co chodzi?

Albo "Wyspa Tajemnic". Zakończenie łopatologicznie wyjaśnia sprawę. No... może nie łopatologicznie, bo znalazłaby się jedna, malutka, tyci-tyci luka, dzięki której można by snuć przypuszczenia odnośnie zakończenia. Ale luka istnieje tylko pod warunkiem, że ktoś wyszedł do kibla kiedy leciał film... tak na oko z jakieś 5 razy. Ale nie. "Otwarte zakończenie" "dowolna interpretacja". Ja rozumiem. Niektórzy ludzie nie lubią zaskoczeń, zwrotów akcji, które wywracają historię opowiedzianą w filmie o 180 stopni. Ja to rozumiem. Rozumiem, że można nie lubić takich rozwiązań, ale nie rozumiem dlaczego niektórzy nie widzą tego, co przekazuje twórca. Czasem reżyser puszcza widzowi oczko, a ci niepojętni myślą, że mu paproch wpadł. Noż kurna!

Zrobię taki film, który będzie bardzo poplątany i ci którzy wyłączą myślenie się nie połapią. Nie można obniżać poprzeczki, bo to czysty regres. Widza trzeba sobie wykształcić. A jak nie kuma, to niech znajdzie sobie inne kino, które będzie lubił i rozumiał.

środa, 11 maja 2011

Road back home

I wróciłem.
Jezu Chryste wróciłem.
Powolny rozpad w szarości bezsensu.

Wystarczy jeden dzień w szkole, żebym z (podobno) miłego i komunikatywnego człowieka stał się na powrót cynicznym pesymistą. Po co mi obliczanie tego czy okręgi są styczne czy nie, a jeśli tak, to jak? Jestem za specjalizacją. Wiem, że to przez nią Amerykanie są jacy są, ale spójrzmy na to z tej strony: wystarczyło kilkaset lat, żeby z niczego stworzyli jeden z najpotężniejszych krajów na świecie. Po co mam się uczyć wszystkich państw świata? Kto to zapamięta? Niektórzy Anglicy myślą, że Polska ma problemy w związku z sytuacją w Libanie i śmiercią Bin Ladena, oraz że Czechosłowacja nadal istnieje. Rozumiem. Uczmy się ogólnych rzeczy, ale trochę rozsądku!
Mam wrażenie, że wszyscy chcą tylko szkołę odpękać, a potem mają to w dupie. Nawet ludzie w ministerstwie edukacji chyba już zapomnieli jak to było być uczniem. Obowiązkowa fizyka na maturze, żeby młodzież zaczęła się jej uczyć? Serio? Czy ktoś w tym kraju myśli?

Albo nie myślą, albo myślą ideałami. Noż kurwa. Idealiści powinni zginąć. Wszyscy. Świat nigdy nie był i nie będzie pełen grzecznych ludzi, pomagających sobie nawzajem i współpracujących ze sobą. Prawda Bartosz? Po drodze do mojego bloku można zobaczyć znak "Miejsca parkingowe tylko dla mieszkańców Klonowica 11a i 11b". Tak? A jak to sprawdzisz? Nie sprawdzisz? To po kiego chuja stawiasz taki durny znak? Jak ktoś będzie chciał sobie stanąć, a mieszka na... Unii Lubelskiej, to sobie kurwa stanie i chuj mu zrobisz. Zrobilibyście jakiś pożytek z tego kawałka metalu. Nie wiem... zrobili kosę i masowo pościnali etaty w urzędach.

Przesiadka z metra do autobusu i od razu spotykam cwaniaczka puszczającego muzę z komórki, pijanego faceta i parę dziadków pieprzących o żywopłotach. Takiego combo jeszcze nie było. To już wolę siedzieć cicho obok czarnych, żółtych i zielonych i czuć się obco niż jeździć razem z tymi ludźmi.

TRZEBA STĄD SPIERDALAĆ!

PÓKI JESZCZE NIE DALIŚMY SIĘ W TO WCIĄGNĄĆ!




Edit

http://natablicy.pl/w-2015-r-obowiazkowa-matura-z-fizyki,artykul.html?material_id=4dc106dd16f1da2447010000

Polecam, szczególnie komentarze.

wtorek, 3 maja 2011

Retrospektywa

Przez tydzień na blogu nic się nie pojawi. Może już nigdy nic się nie pojawi, bo autokar, którym będę jechał się rozbije i zginę. Jeśli tak się stanie, to cieszyłbym się Got, gdybyś wszedł tu i jakoś podsumował moją i twoją działalność na tymże blogu. Przerwę rozpoczynamy (a może działalność kończymy) krótką retrospektywą. Ej, pamiętacie jak mówiłem, że retrospektywa będzie krótka. Nie mówiłem serio.


Bezsens

Krótkość tekstu
Urywek życia
Radość bycia
Wartość pretekstu
Absurd
!


aha boom biddy bye bye (by Got)

koniec chyba już forever.
postanowiłem że odchodzę i z blogspota.
zastanawiam się w sumie po co tak naprawdę stworzyliśmy tego bloga.
gdy odchodziłem z fotobloga miałem dosyć pisania do "ściany". czy teraz jest inaczej?
nie. myślę że nie.
a więc....
odchodzę i zostawiam wam Fiyo'a. (mój pseudonim się odmienia - Fiyo)
oby was to nie zniechęciło do odwiedzania iliketrainz bo czasem można coś tu poczytać.
rozmyślam nad powrotem do fotobloga w nowym wydaniu.
będę zamieszczał fotki z muzyką. takie tam artystyczne gówno o ile w ogóle wypali.
mam dosyć tego pierdolenia.
bawienia się w nauczyciela.
filozofa.
kim ja tak naprawdę jestem, że miałem w ogóle plany wskazywać ludziom drogę?
to jak mają się zachowywać?
myśleć?
że jak kurwa?
że niby ja?
ja mam bardziej nasrane we łbie niż większość z was.
nawet nie skończyłem szkoły(jeszcze lulz).
więc serio... ja?
musiało mnie nieźle popierdolić.

ostatnio mnie nawet facebook wkurwia, nie mówiąc już o szkole, rodzince(:*), itd. itd.

kurwa nie ogarniam własnego życia, jest popierdolone i wszystko się jebie.
czas zabrać się za naprawę rzeczy które jeszcze dadzą się naprawić a potem będę filozofował i nauczał "życia"(hehe... nauczał... hehe.... życia.... hehe...yyy... tak...). a jak się nie da to wiecie: boom biddy bye bye
ganna be an hero.

także nara kuwa.... miłych lotów, miłości, szczęścia, kasy w chuj, wazeliny żeby dupa was nie bolała i może puszkę piwa pod koniec dnia, żebyście mogli sobie spokojnie jebnąć zadek na foteliku i włączyć telewizorek.
odpocząć.

aha
boom biddy bye bye.


Anonimowy pisze...

"a propos czytania, jeśli to czytasz to zostaw komentarz. Dobrze byłoby wiedzieć, że nie jestem wariatem i nie piszę do siebie." -

as you wish and as you expected


Piszesz do ogółu. Jebany ogół coś Ci nie odpowiada. Odpowiada Ci jebak anonimowy - i tak kurwa źle. Jak nie chcesz odpowiedzi to na chuj piszesz? Dostajesz odpowiedzi na poziomie na jakim piszesz. Saaaad. Dzielisz się swoimi problemami, swoim życiem, swoimi przemyśleniami. A ktoś dzieli się swoją opinią w tych właśnie kwestiach. Najwyraźniej też lubi to, co robi - czego kurwa pozwalasz komentować jak Ci to nie leży?!

pozdro frajerze od jebaka anonimowego.

Fiyo pisze...

Zajebista opinia. 3 obrazki. Tak strasznie dużo opinii... To napisz coś. Napisz coś innego niż "przestań wszystko analizować i zacznij żyć", bo mam już dosyć takiego pierdolenia. Napisz coś ustosunkowującego się do mojej wypowiedzi. Nie rzucaj trzech z dupy wziętych obrazków, które nawet nie są twojego autorstwa i gówno wnoszą w moje życie.

Anonimowy pisze...

Napisz coś co warto skomentować (:na poziomie). Pierdolić i narzekać każdy umie. Wkurwianie się też nie jest sztuką, a Twoje mnie elegansio rozbawiło. Napisz notkę, będzie i twórzy komentarz. Nie łysy bullshit bez dupy, z jedną ręką i połową nogi. Notkę.
I nie chodzi o to, żebyś porzucił analizowanie i zaczął żyć kompletnie się od tego odcinając. Tylko żebyś nie popadał ze skrajności w skrajność i umiał połączyć życie z analizowaniem. Kluczowym słowem jest "połączyć". Bo analizowanie-narzekactwo-oglądanie filmów to jeszcze za mało żeby podciągnąć pod życie
- jebaka anonimowy



Anonimowy pisze...

ustawianie opisów na gadu, w których informuje się innych o całym planie dnia, dolaczanie do durnych grup 'jeżeli Ci na mnie zależy - pokaż to', nawet wrzucanie zdjęc . bez sensu .

a jednak mimo tego, że rozważałam parę razy usunięcie fejsbuka, bo po co mi on, za kazdym razem spoczywało na niczym, gdyż ogarniał mnie strach 'A CO JAK COS WAŻNEGO MNIE OMINIE' (nowe zaproszenie do wydarzenia, w którym i tak nie wezmę udziału, informacja znajomego o tym co właśnie je albo NAJGORZEJ zdechną mi rybki) .

nie mam pojęcia co miałbyś odpisać na tak konstruktywny komentarz, nie poczuję się urażona, gdy go przemilczysz . :)

Anonimowy pisze...

Today I'm gonna die. And you'll know it - cos' you'll see it on facebook.



cyslaw. pisze...

Uważam, że ludzie po prostu chcą się pochwalić swoim szczęściem, chociaż szczerze mówiąc nie wiem w jakim celu i komu to potrzebne.

Anonimowy pisze...

"To już 6 miesięcy, nie wiadomo kiedy to się stało." Stan wiedzy seksualnej dzisiejszej młodzieży mnie przeraża. Nie wiedzą nawet podstawowych rzeczy, a już się zabierają do roboty, wszystko przez te zerotyzowane media. TRAGEDIA: dzieci rodzą dzieci i powstają patologie.
Tak, kocham śledzić na facebook'u zmiany statusów na ,,w związku" lub ,,wolny/a" i towarzyszące temu komentarze typu: free as a bird, a pod nim o stary, zajebiście, tak trzymaj !


Anonimowy pisze...

bogu niech będą dzięki że narzekanie na wszystko i wszystkich jest takie kurwa kreatywne

Z tym się Twój świat czasem nie boryka?

Wyjdź z domu. Może pod Twoim blokiem napierdalają się magowie.


ŁOOO kurwa. Są pod moim, gnoje



Anonimowy pisze...
Jesteś spróchniałą, cyniczną, odczłowieczoną kupką miszmaszu poglądów starych z nowymi. Fuck it, zmieszałeś te najgorsze z najgłupszymi. Damn it, tak je wymieszałeś, że stworzyłeś "nic z czarną dziurką"

Bless ya, I like it

Anonimowy pisze...

bezsensowna refleksja o bezsensie bez sensu
LOWE.
Idźmy tą drogą, pełnoletni patafiani.

Koniec ogłoszeń, moi mili parafianie.


Anonimowy pisze...

Bo TY patrzysz tylko na CYCKI! i na wszystkich patrzysz z góry. Przykra prawda. Dziewczyn, z którymi da się porozmawiać jest wiele, tylko Ty ich widocznie nie zauważasz albo One nie chcą z Tobą rozmawiać, bo nie masz klasy i nie potrafisz przyznać się do błędu.
Poeto...

Anonimowy pisze...

A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że ty facet, który tyle gadasz, że nie można czuć się wyjątkowym, sam czujesz się lepszy od innych. Patrzysz na ludzi z góry (szcególnie na dziweczyny) i wiedzą o tym wszyscy. Poza tym żadna dziewczyna, która to przeczyta nie będzie chciała z Tobą pogadać, bo już wiadomo, że patrzysz tylko na wygląd.
Zamiast narzekać tyle nad tym jaki beznadziejny jest Szczecin, szkoła, osoby które Cię otaczają zastanów się nad sobą.

Anonimowy pisze...

Muszę przyznać że zgadzam się z poprzednimi komentarzami.
Jeżeli jedna osoba mówi Ci coś negatywnego o Tobie - nie przejmuj się, pewnie to zwykły idiota, jeżeli to samo powie druga osoba - nie przejmuj się, to zbieg okoliczności, ale jeżeli to samo powie trzecia osoba - to nie przypadek zastanów się nad sobą, bo coś jest nie tak.

Anonimowy pisze...

Zgadzam się w 100% z tymi komentarzami. Jak uważasz się za pępek świata i osobę mądrzejszą od innych, to nie dziw się, że żadna dziewczyna Cię nie chce. Po prostu ona widzi jak traktujesz innych oraz z jaką wyższością się do nich zwracasz. ;-)



Anonimowy pisze...

dobrze że jest sens robić z tego problem i poruszać go od razu na blogu.

to ciekawe że ludzie nie mają innych spraw do poruszenia i paradoksalnie psioczą na to, że cały świat nie robi nic twórczo-kreatywnego


silly, huh?

Fiyo pisze...

Jest sens. Mnie to pomaga.

Tylko jaki jest sens wytykania braku sensu, komuś kto ze znalezieniem sensu ma ewidentny problem?

Anonimowy pisze...

pomoc w poszukiwaniach przez odrzucenie pewnego bezsensnu jako bezcelowego

no proszę. wyszło dość spójnie

Anonimowy pisze...

Oj daj spokój, nie obrażaj się.

be creative, create