wtorek, 1 listopada 2011

...ten nie żyje.

Z czego wynika to, że nie dajemy dzieciom cukierków 31 października, a idziemy na cmentarz 1 listopada? Tradycja?

Wiem, że dzieci naoglądały się głupkowatych filmów, bajek i seriali i myślą, że mogą ci dzwonić i pukać mówiąc: "Cukierek, albo psikus". Pogańska tradycja... w archiwum mojego mózgu krąży wzmianka o tym, że ma to coś wspólnego ze staaaaarym zwyczajem przekupywania złych duchów, żeby zostawiły cię w spokoju. Nie wiem skąd wiem takie rzeczy... pewnie z lekcji angielskiego.

No dobrze, a co robimy na cmentarzach? Idziemy, stajemy nad miejscem, gdzie wcześniej zakopano naszych bliskich i co? Przypominamy ich sobie? Modlimy się za nich? Mój stosunek do tego zwyczaju świetnie obrazuje mój ulubiony cytat z Woody'ego Allena: "Ja osobiście nie jestem zainteresowany żadnym dziedzictwem, ponieważ mocno wierzę w to, że nazwanie pośmiertnie ulicy czyimś imieniem, w żadnym stopniu nie poprawia jego metabolizmu."

Nawet będąc katolikiem nie widziałem w tym większego sensu. Bo co? Niech Bóg im da wieczny odpoczynek? Myślisz, że to, że co roku stajesz nad czyimś grobem w jakiś sposób wpłynie na decyzje kolesia, który rzekomo stworzył cały świat? Albo już dawno wpuścił tego kogoś do nieba, albo nigdy tego nie zrobi, albo ten ktoś musi odsiedzieć swoje w czyśccu i Twoje jęczenie nic nie zmieni.

Jedyne co tak naprawdę wynikało zawsze dla mnie z wycieczki na cmentarz, to świadomość tego, że wszyscy umrzemy. Ale to jedna z tych życiowych prawd, które przynosimy do domu, a potem nic z nimi nie robimy... i to jest normalne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz