24.05.11
Jeśli czegoś nauczyłem się na podstawie obserwacji, a w czym próbuje mnie utwierdzić mój tata, który sam chyba jednak nie jest do końca przekonany o słuszności tej tezy, to to, że w życiu trzeba być skurwysynem. Nie chodzi o to, żeby być dla ludzi niemiłym, obrażać ich, kłócić się z nimi i temu podobne sprawy. Chodzi o to, żeby nie bawić się w litość, kiedy nie mamy ku temu powodów. Oczywiście życie byłoby prostsze, gdyby wszyscy ludzie byli dla siebie mili, szanowali siebie nawzajem, szanowali cudzą własność, chętnie udzielali sobie pomocy i zgadzali się na kompromisy dla wspólnego dobra. Ale nawet gdybyśmy zaczęli od zera, tzn. gdyby ludzkość narodziła się dzisiaj. I gdyby był jakiś nauczyciel, który powiedziałby ludziom, że przyjemniej będzie im się żyło w duchu pokoju, to i tak zawsze znajdzie się jakiś leniwy skurwysyn, któremu nie będzie się chciało pracować na jakieś dobra i je zwyczajnie podpierdoli, rozpoczynając spiralę skurwysyństwa.
Żyjemy więc w społeczeństwie, w którym tworzymy sobie małą grupkę, która jest dla nas miła i my jesteśmy mili dla niej. A wszyscy poza tą grupką, to osobniki, z którymi utrzymujemy relacje biznesowe. Ja zrobię coś dla ciebie, ty coś zrobisz dla mnie. Może ja zrobię coś dla ciebie teraz, bo przysługa od ciebie może mi się przydać w przyszłości. Vito Corleone tak stworzył swoje imperium. Przysługi. Ale jeśli nie jesteś dla mnie miły, jeśli odwracasz się ode mnie, jeśli nakręcasz przeciw mnie swojego chłopaka tak, że chce mnie skopać, mimo że nie ma powodów, jeśli mówisz na mnie źle i mi dopiekasz. Wtedy nie mam powodu, żeby ci pomóc. Dlaczego mam być dla ciebie miły? Potrzebujesz czegoś? Podejdź, porozmawiajmy, zaproponuj rozwiązanie, ale wiedz, że ja nie muszę się na nic zgadzać, a już na pewno nie mam zamiaru, dociekać jak mogę ci pomóc.
Warto spotkać na swojej drodze ludzi, którzy uświadomią ci te zależności. Ja spotkałem.
W pierwszej klasie gimnazjum, na samym początku roku zobaczyłem, że moje dwie koleżanki z klasy siedzą sobie na ławeczce, a jedna z nich ma paczkę czipsów (nikt za bardzo nikogo nie znał, chyba, że z podstawówki). Podchodzę do tej dziewczyny z pytaniem "Dasz czipsa?". Odpowiedziała mi zdaniem, które zapamiętałem do dziś: "Nie, bo gdybym ich nie miała, to byś do mnie nie podszedł."
Wnioski wyciągnijcie sami.
Masz chyba problem z powiedzeniem komuś tego, co myślisz prosto w twarz.
OdpowiedzUsuńMam, bo ludzie opacznie rozumieją moje słowa.
OdpowiedzUsuńsmutne.
OdpowiedzUsuń