Jeremy szedł wściekły ciemną ulicą. Były jego urodziny. Nikt nie dał mu prezentu ani nie wysilił się, żeby chociażby złożyć mu życzenia, a słońce zachodziło już za wzgórzami. Nie wiedział, co ma myśleć. Jego tak zwani „przyjaciele” bawili się teraz na przyjęciu bogatego kolegi. Jeremy znał tego kolegę. Rozpieszczony dzieciak, który zawsze wszystkiego miał pod dostatkiem. Miał nawet dwa telewizory. Większość jego znajomych miała dwa telewizory. On nie...
Jeremy szedł bijąc się ze swoimi myślami. Miał już 19 lat, był dorosły, ale mimo wszystko był wściekły, że nikt nie pamiętał o jego urodzinach. Szedł i szedł, gdy nagle usłyszał krzyk. Stanął próbując zlokalizować źródło dźwięku. Krzyk się powtórzył. Nim echo wrzasku zdążyło ucichnąć, on biegł już w tamtą stronę. Trudno powiedzieć co sobie wtedy myślał. Pewnie on sam tego nie wiedział. Może chciał pomóc, a może kierowała nim zwykła, ludzka ciekawość, przez którą ludzie zatrzymują się na miejscu wypadku samochodowego. W tej chwili nie było to istotne. Jeremy po prostu biegł.
Mijał ponure, szare bloki. Mijał okna, w których nigdy nie paliły się światła. Wiedział dlaczego. Wszyscy wiedzieli, ale nikt nigdy nie mówił tego głośno. „Martwa dzielnica” - tak ją nazywali. Chłopak znów usłyszał krzyk, był już bardzo blisko. Wybiegł zza rogu i w przytłumionym świetle samotnej latarni, jedynej, która oświetlała tę ulicę, zobaczył dwie osoby – chłopaka i dziewczynę. Byli mniej więcej w wieku Jeremiego. Chłopak był trochę wyższy, ale chudszy. Miał duże, wybałuszone oczy. Widocznie tu żył, a w tej części miasta nawet w dzień słońce zasłaniały czarne chmury dymu z pobliskich fabryk. Chłopak przytrzymywał szarpiącą się dziewczynę, która miała podartą bluzkę. Była brzydka, nawet bardzo. Mała, tłusta, o krzywych rysach, wypryszczona na twarzy, z tłustymi włosami i takimi samymi jak chłopak wybałuszonymi oczami.
Jeremy wiedział, że nie jest księciem z bajki, który wpada w ostatniej chwili, by uratować piękną królewnę z rąk okrutnego rabusia. Wiedział to, bo dziewczyna, którą miałby ratować, niewątpliwie nie była piękna, ba, jej brzydotę dałoby się zauważyć nawet w najgłębszej ciemności. Doszedł jednak do wniosku, że dobrze zrobi pomagając jej. Poza tym miał ochotę komuś przywalić.
Chłopak tak był skupiony na dziewczynie, że nie zauważył Jeremiego. Spostrzegł go dopiero, gdy jego ofiara zaczęła krzyczeć „Pomocy!” wyciągając ręce w jego kierunku. Wtedy było już jednak za późno na jakąkolwiek reakcję. Gdy tylko napastnik obrócił głowę, pięść Jeremiego uderzyła go w twarz łamiąc mu nos. Chłopak puścił wrzeszczącą dziewczynę, przewrócił się na ziemię, złapał za krwawiący nos i zaczął wyć z bólu. Jeremy spojrzał na brzydulę, na brzydala i sam nie wiedząc jak, podniósł napastnika i wrzucił go przez okno do najbliższego budynku. Kawałki szkła posypały się na chodnik. Jeremy spojrzał na dziewczynę, którą właśnie uratował, wyciągała do niego rękę, żeby pomógł jej wstać i była bardzo zdziwiona, kiedy on oddalił się szybko ciemną ulicą.