Tak mi teraz zaświtało, bo usłyszałem rozmowę domowników:
-Ktoś tam fajnie mówi, nawet pomijając kwestie wiary
-blablabla, ale to chyba właśnie z wiary wynika
-No tak, ale chodzi o to, że nawet ktoś z boku cośtamcośtam
(sens jest taki, że nawet niewierzący by coś wyniósł... tak zrozumiałem)
To nie będzie post, który będzie objeżdżał wiarę i wierzących. Etap "uświadamiania świata" mam już za sobą. Niech się świat sam uświadamia, a jak nie chce, to jego sprawa.
A każdym razie.
Naszła mnie taka refleksja... kogo chcemy słuchać? Kogo słuchamy? Słuchamy autorytetów. Ludzi, którzy nam czymś imponują, mają od nas większą wiedzę w jakiejś dziedzinie, czegoś dokonali. Ja autorytetem nazwałbym ludzi, z których coś chciałbym w sobie mieć. Czy to upór, czy to poczucie humoru, czy to inteligencję -nieistotne. Muszę w jakimś stopniu podziwiać kogoś, żeby stał się dla mnie autorytetem. Dlatego w szkolę czuję się źle. Nauczyciele nie są dla mnie autorytetami, a powinni być, bo to jest niestety z założenia baza nauczania w Polsce. No cóż.
A taki ksiądz? Jak tak sobie pomyślę o takich księżach, to czym oni się tak naprawdę różnią od nauczycieli? Też skończyli studia z danej dziedziny. Nauczyli się swojego "przedmiotu", nauczyli się jak go "wykładać". W większości nie zrozumieli jak mają to robić... takie przynajmniej można odnieść wrażenie.
Chociaż może nie. Może to ja po prostu i to, że niełatwo być dla mnie autorytetem. Jeśli ktoś mnie poucza, a nie jest dla mnie autorytetem, to potrafię spojrzeć na niego z dystansu. I wtedy może się okazać, że operuje schematami, stereotypami, że odwołuje się do prostych instynktów, gra na emocjach. A nie, że buduje rzetelnie jedną z największych społeczności religijnych w ogóle, bazując na jakichś prawdach wiary czy dogmatach.
Może dlatego tyle osób odwraca się od Kościoła. Niekoniecznie od wiary, ale od Kościoła. Bo tak jak w szkole wkurzamy się na nauczyciela, bo nie umie uczyć, tłumaczyć, tak w kościele ksiądz może nie umieć mówić kazań, nauczać.
Zagłębiając się jeszcze bardziej, to czego tak właściwie powinien uczyć taki ksiądz?
Średnia wieku w kościele to jakieś 50-60 lat. A tu przychodzi taki chłystek lat powiedzmy 30, albo i mniej. I o czym on ma mówić. Przecież on też nie jest autorytetem dla tych ludzi. Oni więcej świata widzieli, dłużej na nim żyją, czyli prawdopodobnie więcej o nim wiedzą. A ten ksiądz? Poświęcił kilka lat studiowaniu danej religii i w sumie tylko o niej mógłby nauczać. A jednak... próbuje wyjść poza to, próbuje mówić o życiu i mówi i robi to. I dlatego potem ci wszyscy wierni, którzy idą tam zapatrzeni słuchać o wierze, nieświadomie wychodzą zaprogramowani na pewne działania. Np. na sprzeciwianie się ruchom lewicowym i ich propozycjom. (słyszałem list episkopatu... mentalna masakra). A ci, którzy jeszcze są w stanie zobaczyć co się dzieje czym prędzej uciekają... i dlatego sytuacja kościoła i wiernych wygląda tak jak wygląda.
Próbowałem, ale chyba jednak nie do końca mi się udało. Chociaż... w sumie nie objechałem religii... tylko jej instytucję.
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz