Jem śniadanie. Mój mózg pracuje na zwolnionych obrotach, ale wystarczających, żeby przeprowadzić bilans zysków i strat z pójścia teraz do szkoły. Czy warto?
Czekają na mnie dwie godziny wychowawcze (polski? pamiętam, że jeszcze rok temu miałem taką lekcję...), na których nie wydarzy się nic ciekawego. Stan mojej wiedzy nie powiększy się ani trochę, zmęczenie się powiększy, generalnie stracę 1,5h na leżeniu na ławce i ewentualnym graniu w szachy podróżne. A, prawdopodobnie też wyjdę z tych lekcji bardziej zirytowany niż, przed przyjściem, bo ileż można słuchać jak nauczyciel się lansuje.
A zyski? Hmm... nie stracę punktów za zachowanie... co jeszcze... no niby powinienem iść, bo zdecydowałem się chodzić, a przecież "Nie muszę zdawać matury. Nie wszyscy muszą mieć maturę. Mogę nie chodzić do szkoły."
Jeszcze katar mnie wziął jakiś... ech...
Cokolwiek zdecyduję jedno wiem na pewno...
...i tak już jestem spóźniony.
07:24
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz