Znacie to powiedzonko, że liczba twoich wrogów świadczy o twoim sukcesie... jego wielkości... jak wielki sukces odniosłeś. No.
I coś w tym jest, bo jeśli coś robisz, tworzysz najczęściej, to zawsze znajdą się ludzie, którym się to nie spodoba, bo po prostu nie przypadnie im do gustu... co nie oznacza, że są twoimi wrogami... i znajdzie się też grupa osób, która cię znielubi, bo będą ci zazdrościć sukcesu. Patrzcie na Biebera, faceci go nie lubią... może mieć każdą... ma mnóstwo kasy... i biega po plaży z Kim Kardashian.
Dobrze umieć to rozróżniać. Kiedy ktoś cię krytykuje z zazdrości, a kiedy chce ci po prostu swoją krytyką w jakiś sposób pomóc. Na krytykę trzeba być otwartym... a nuż w jakiś sposób ci pomoże.
A co jeśli grono ludzi, którzy cię nie lubią się powiększa... a ty nic nie tworzysz?
O stary... to znaczy, że jesteś po prostu głupim ciulem... albo głupią ciulką.
Ale jeśli takich ludzi jest co raz więcej, to masz dwie opcje:
1. Przemyśleć swoje życie, skorygować swoje zachowanie i zadbać o lepszy kontakt z ludźmi.
2. Szybko zacząć coś tworzyć, wtedy będziesz mógł mówić, że oni ci po prostu zazdroszczą... tylko komu to powiesz skoro jesteś dla ludzi niestrawny... don't know.
Peace'n'love!

środa, 30 marca 2011
My to jesteśmy...
Dziś jest środa 30 marca. Od niedzieli do wczoraj... trzy imprezy pod rząd. Wiecie co to oznacza?

Tak jest kuhwy! ACHIEVMENT UNLOCKED! (wiem, że pisze się inaczej... ale co mnie do obchodzi! jestem artystą!). Chciałem pogratulować i podziękować wszystkim, którzy wbijali ten achievement razem ze mną. Boro, Luke, Klima... Got jesteś słaby, nie będzie UAV... Szymony, Krystiany, Bartki, Kuby i inne prosy, które przeżyły 3 imprezy... chociaż niektórzy muszą teraz za to płacić. But hey... it was fun eh?
Po 3 dniach rekolekcji... ha, żart... ATEIZM MOCNO! Po 3 dniach nudnych lekcji co nas teraz czeka? A no kilka lektur, sprawdzianów i innych przyjemnych rzeczy... Mówcie o jakich achievementach wiecie, bo nie chce mi się tego przechodzić później jeszcze raz solo... co-op jest przyjemniejszy ;)
Trzymajmy się i pamiętajcie...

Tak jest kuhwy! ACHIEVMENT UNLOCKED! (wiem, że pisze się inaczej... ale co mnie do obchodzi! jestem artystą!). Chciałem pogratulować i podziękować wszystkim, którzy wbijali ten achievement razem ze mną. Boro, Luke, Klima... Got jesteś słaby, nie będzie UAV... Szymony, Krystiany, Bartki, Kuby i inne prosy, które przeżyły 3 imprezy... chociaż niektórzy muszą teraz za to płacić. But hey... it was fun eh?
Po 3 dniach rekolekcji... ha, żart... ATEIZM MOCNO! Po 3 dniach nudnych lekcji co nas teraz czeka? A no kilka lektur, sprawdzianów i innych przyjemnych rzeczy... Mówcie o jakich achievementach wiecie, bo nie chce mi się tego przechodzić później jeszcze raz solo... co-op jest przyjemniejszy ;)
Trzymajmy się i pamiętajcie...
BE PRO
PLAY PRO
PLAY PRO
*przeróbka zdjęcia by Boro
wtorek, 29 marca 2011
4 rzeczy, których nie chcę + orędzie
Nie chcę być stary i niedołężny, bo wtedy przestanę zwracać uwagę na ładne nogi ładnych dziewczyn, a zacznę myśleć o tym, co ugotuję, gdy wrócę do domu i o tym jak bardzo ciążą mi siatki z zakupami.
Nie chcę być idiotą, bo pomimo tego, że idioci prawdopodobnie częściej czują się szczęśliwi niż ludzie regularnie myślący, to jednak nie jest to szczęście, dla którego warto się starać.
Nie chcę być konformistą, bo wtedy łatwo dajemy sobą sterować i gubimy własną tożsamość, która czyni nas tak wyjątkowymi.
Nie chcę być optymistą, bo chyba bym się pochlastał z radości. Realizm z tendencją do pesymizmu, to dobra rzecz i proszę zrozumcie mnie: "Ja jestem smutny dla przyjemności, a ty się z tym męczysz." (Piotr Najsztub)
Do wszystkich zgromadzonych tu wiernych:
Nie wierzycie w to, że czarny kot przecinający wam drogę może przynieść wam pecha i uznajecie to za zabobon, a wierzycie w to, że jest jakaś potężna istota, która góruje nad światem i ześle wam łaski, jeśli będziecie dobrzy dla innych i ładnie ją poprosicie?
Czy tylko mnie wydaje się to co najmniej niekonsekwentne?
Nie chcę być idiotą, bo pomimo tego, że idioci prawdopodobnie częściej czują się szczęśliwi niż ludzie regularnie myślący, to jednak nie jest to szczęście, dla którego warto się starać.
Nie chcę być konformistą, bo wtedy łatwo dajemy sobą sterować i gubimy własną tożsamość, która czyni nas tak wyjątkowymi.
Nie chcę być optymistą, bo chyba bym się pochlastał z radości. Realizm z tendencją do pesymizmu, to dobra rzecz i proszę zrozumcie mnie: "Ja jestem smutny dla przyjemności, a ty się z tym męczysz." (Piotr Najsztub)
Do wszystkich zgromadzonych tu wiernych:
Nie wierzycie w to, że czarny kot przecinający wam drogę może przynieść wam pecha i uznajecie to za zabobon, a wierzycie w to, że jest jakaś potężna istota, która góruje nad światem i ześle wam łaski, jeśli będziecie dobrzy dla innych i ładnie ją poprosicie?
Czy tylko mnie wydaje się to co najmniej niekonsekwentne?
środa, 23 marca 2011
niedziela, 20 marca 2011
JEBCIE SIĘ NA RYJE!
...uff, od razu lepiej.
Tak sobie myślę, każda rozmowa dokądś nas prowadzi.
Jeśli nie udoskonala nas mentalnie, to przynajmniej poprawia nam nastrój, albo coś w tym stylu.
A co jeśli rozmowa nie ma żadnego efektu? Jeśli to tylko takie bla-bla z uprzejmości?
Konwenanse nas blokują, ciekawe jak by wyglądały stosunki międzyludzkie, gdyby ludzie nie byli więźniami jakichś uprzejmości niewiadomego pochodzenia, np. że jak zauważysz znajomego w autobusie i on ciebie też, to powinniście do siebie podejść i pogadać, nawet jeśli kurwa nie macie o czym. I chuj, że przyjemniej jechałoby się wam osobno. Chuj.
Dość mam już bycia licealistą. Jestem nim nim jeszcze niecałe dwa lata, wiem. Wystarczy.
Bycie licealistą, to taka nieudana wariacja na temat bycia gimnazjalistą (to pewnie skutek dodania gimnazjum zamiast 7 i 8 klasy podstawówki i 1 liceum). Robisz to samo, tylko troszeczkę szerzej. A do tego jesteś obserwatorem tych wszystkich licealnych miłości, które są tak zajebiście poważne i już na serio, bo to już ten, albo ta. No rzesz kurwa.
Skacząc ze związku w związek, człowiek nie ma czasu na zastanowienie. A ja mam. I wiecie co?
Miłość nie istnieje, jest tylko większa, albo mniejsza zgodność charakterów.
Tak sobie myślę, każda rozmowa dokądś nas prowadzi.
Jeśli nie udoskonala nas mentalnie, to przynajmniej poprawia nam nastrój, albo coś w tym stylu.
A co jeśli rozmowa nie ma żadnego efektu? Jeśli to tylko takie bla-bla z uprzejmości?
Konwenanse nas blokują, ciekawe jak by wyglądały stosunki międzyludzkie, gdyby ludzie nie byli więźniami jakichś uprzejmości niewiadomego pochodzenia, np. że jak zauważysz znajomego w autobusie i on ciebie też, to powinniście do siebie podejść i pogadać, nawet jeśli kurwa nie macie o czym. I chuj, że przyjemniej jechałoby się wam osobno. Chuj.
Dość mam już bycia licealistą. Jestem nim nim jeszcze niecałe dwa lata, wiem. Wystarczy.
Bycie licealistą, to taka nieudana wariacja na temat bycia gimnazjalistą (to pewnie skutek dodania gimnazjum zamiast 7 i 8 klasy podstawówki i 1 liceum). Robisz to samo, tylko troszeczkę szerzej. A do tego jesteś obserwatorem tych wszystkich licealnych miłości, które są tak zajebiście poważne i już na serio, bo to już ten, albo ta. No rzesz kurwa.
Skacząc ze związku w związek, człowiek nie ma czasu na zastanowienie. A ja mam. I wiecie co?
Miłość nie istnieje, jest tylko większa, albo mniejsza zgodność charakterów.
czwartek, 17 marca 2011
Dlaczego cycki są fajne?
Co lubimy robić?
Spać - wtulać się w miękką poduszkę i po prostu odpoczywać.
Grać w piłkę różnego rodzaju, koszykową, siatkową, ręczną, nożną...
Lubimy ugniatać i macać... ugniatamy ciasto, macamy materiały ciuchów, owoce w spożywczym...
Niektórzy lubią patrzeć jak wiruje pranie w pralce... to ich relaksuje
Inni lubią sobie poodbijać piłeczkę... np. do tenisa i popatrzeć jak podskakuje w dół i w górę
Są też tacy, którzy lubią patrzeć na baloniki... smutno jak nam odleci balonik z helem, ale taki z powietrzem jest fajny. Może się nim pobawić. Poodbijać.
A cycki mają to wszystko.
Można się w nie wtulić, są okrągłe, pomacać można, czasem podskakują, czasem to bardziej ruch wirowy i są jak baloniki. Cycki są fajne, a to dlatego, że to takie all in one :P
Tak to kurwa jest jak obiecujesz, że coś napiszesz. Potem wychodzi takie coś, z czego niekoniecznie jesteś zadowolony....
...a idź pan w chuj!
Spać - wtulać się w miękką poduszkę i po prostu odpoczywać.
Grać w piłkę różnego rodzaju, koszykową, siatkową, ręczną, nożną...
Lubimy ugniatać i macać... ugniatamy ciasto, macamy materiały ciuchów, owoce w spożywczym...
Niektórzy lubią patrzeć jak wiruje pranie w pralce... to ich relaksuje
Inni lubią sobie poodbijać piłeczkę... np. do tenisa i popatrzeć jak podskakuje w dół i w górę
Są też tacy, którzy lubią patrzeć na baloniki... smutno jak nam odleci balonik z helem, ale taki z powietrzem jest fajny. Może się nim pobawić. Poodbijać.
A cycki mają to wszystko.
Można się w nie wtulić, są okrągłe, pomacać można, czasem podskakują, czasem to bardziej ruch wirowy i są jak baloniki. Cycki są fajne, a to dlatego, że to takie all in one :P
Tak to kurwa jest jak obiecujesz, że coś napiszesz. Potem wychodzi takie coś, z czego niekoniecznie jesteś zadowolony....
...a idź pan w chuj!
wtorek, 15 marca 2011
Dziś filozoficznie, jutro erotycznie.
Muszę trochę postów ponakurwiać, bo mi spada liczba wyświetleń.
Przepraszam za mój brzydki język :)
Nie ma to jak porządna dżentelmeńska rozmowa na poważny temat. Muszę trochę skorygować moje poglądy. Kilka postów temu pisałem o bezsensie istnienia. Utrzymuję ten pogląd, życie ludzkie nie ma sensu, ale...
...ale nie jest wszystko jedno.
Gdzieś tam pod drodze pisałem, że nieważne czy jesteś lumpem z pod bramy czy profesorem nauk ścisłych, chodzi o twoje szczęście, jak je osiągniesz nie ma znaczenia.
Zatrzymajmy tę myśl i zapukajmy do drzwi obok.
Knock, knock...
Po co ludzie stosują rozróżnienie na rzeczy ambitne/rozwijające i nierozwijające? Czy robią to dla własnej satysfakcji płynącej z połechtania swojego ego faktem, że są ludzie, którzy nie mają tak szerokich horyzontów jak my i ogólnie są mało ambitni? Przecież życie jest bezsensu i to bez znaczenia czy są ambitni czy nie, ważne, żeby było im dobrze.
Niby bezsens życia obala "wymóg ambitności", ale popatrzmy na to tak:
Ewolucja, której wszyscy podlegamy, to właściwie synonim rozwoju. Udoskonalenie siebie, przystosowanie do panujących warunków, w celu przeżycia i przekazania dalej swoich genów.
To, że człowiek wpadł na pomysł wykorzystania ognia do odganiania zwierzaków i smażenia ich, to przykład ewolucji. Gdybyśmy nie mieli się rozwijać, to dalej siedzielibyśmy w jaskiniach, albo w ogóle by nas nie było, bo po prostu gatunek ludzki wymarłby.
Konkluzja.
Podejmując ambitne działania: czytając książki, zbierając nowe doświadczenia, wymieniając poglądy - rozwijamy się, czyli działamy w zgodzie z naturą, bo w duchu ewolucji.
Jeśli ktoś postanawia olać rozwój i postawić na szukanie przyjemności połączone ze zwykłym przeżyciem, przetrwaniem do następnego dnia, to ok, ma do tego prawo, ale według mojej opinii (na dzień dzisiejszy) działa wbrew naturze. Wbrew naturalnemu porządkowi świata.
Tyle jeśli chodzi o filozoficzne rozważania, które są potrzebne! Dokonania filozofów są ważne! David Hume jest nudziarzem, ale miał istotny wkład w obalenie istnienia Boga.
Przepraszam za mój brzydki język :)
Nie ma to jak porządna dżentelmeńska rozmowa na poważny temat. Muszę trochę skorygować moje poglądy. Kilka postów temu pisałem o bezsensie istnienia. Utrzymuję ten pogląd, życie ludzkie nie ma sensu, ale...
...ale nie jest wszystko jedno.
Gdzieś tam pod drodze pisałem, że nieważne czy jesteś lumpem z pod bramy czy profesorem nauk ścisłych, chodzi o twoje szczęście, jak je osiągniesz nie ma znaczenia.
Zatrzymajmy tę myśl i zapukajmy do drzwi obok.
Knock, knock...
Po co ludzie stosują rozróżnienie na rzeczy ambitne/rozwijające i nierozwijające? Czy robią to dla własnej satysfakcji płynącej z połechtania swojego ego faktem, że są ludzie, którzy nie mają tak szerokich horyzontów jak my i ogólnie są mało ambitni? Przecież życie jest bezsensu i to bez znaczenia czy są ambitni czy nie, ważne, żeby było im dobrze.
Niby bezsens życia obala "wymóg ambitności", ale popatrzmy na to tak:
Ewolucja, której wszyscy podlegamy, to właściwie synonim rozwoju. Udoskonalenie siebie, przystosowanie do panujących warunków, w celu przeżycia i przekazania dalej swoich genów.
To, że człowiek wpadł na pomysł wykorzystania ognia do odganiania zwierzaków i smażenia ich, to przykład ewolucji. Gdybyśmy nie mieli się rozwijać, to dalej siedzielibyśmy w jaskiniach, albo w ogóle by nas nie było, bo po prostu gatunek ludzki wymarłby.
Konkluzja.
Podejmując ambitne działania: czytając książki, zbierając nowe doświadczenia, wymieniając poglądy - rozwijamy się, czyli działamy w zgodzie z naturą, bo w duchu ewolucji.
Jeśli ktoś postanawia olać rozwój i postawić na szukanie przyjemności połączone ze zwykłym przeżyciem, przetrwaniem do następnego dnia, to ok, ma do tego prawo, ale według mojej opinii (na dzień dzisiejszy) działa wbrew naturze. Wbrew naturalnemu porządkowi świata.
Tyle jeśli chodzi o filozoficzne rozważania, które są potrzebne! Dokonania filozofów są ważne! David Hume jest nudziarzem, ale miał istotny wkład w obalenie istnienia Boga.
A już jutro (w zasadzie dzisiaj, tylko trochę później) rozrywkowe studium pod wiele mówiącym tytułem:
"Dlaczego cycki są fajne?".
Serdecznie zapraszam!
"Dlaczego cycki są fajne?".
Serdecznie zapraszam!
poniedziałek, 14 marca 2011
,,!,,
No siema, siema.
Siedzę w domu i rozważam pójście do szkoły. Już zdecydowałem, że ma matmie się nie pojawię. Tak nie powinno być. Człowiek myślący generalnie powinien być chętny do pogłębiania swojej wiedzy, poszerzania swoich horyzontów. Szkoła powinna dawać mu takie możliwości. I daje... w bardzo niewielkim stopniu. Ile znacie osób, które chętnie chodzą do szkoły? Ja nie znam ich zbyt wiele. Jeżeli już jakaś osoba lubi tam chodzić, to dlatego, że może spotkać się ze swoimi znajomymi, nie ze względu na rzeczy, których może się nauczyć. Ci którzy chodzą tam poszerzać wiedzę, to zwykle wyalienowane jednostki społeczne, które są wytykane palcami.
Dlaczego tak jest? Ja osobiście nie lubię chodzić do szkoły, bo nie jest ona przyjazna dla ucznia, dla mnie. Jak często macie wrażenie, że nauczyciele chcą wam dopiec, albo że krzywo na was patrzą, bo obalacie ich stanowisko, które akurat jest błędne i powinno się je omówić, skorygować. Niewielu miałem nauczycieli, którzy potrafili się przyznać do błędu. Ten, którego wspominam najmilej (matematyk z podstawówki), to bardzo mądry człowiek i można z nim ciekawie porozmawiać. Wątpię, żeby ci z jego kolegów i koleżanek po fachu, którzy nie potrafią przyznać się do pomyłki, byli równie interesującymi postaciami.
Prawdą jest co powiedział Albert Einstein, a mianowicie:
"Jest cudem, że ciekawość przeżywa typowe wykształcenie."
Lubię poszerzać swoją wiedzę, dowiadywać się nowych rzeczy, nawet jeśli wydają się nieistotne i niepotrzebne. Kilka razy okazało się, że dzięki jakieś pierdole, którą powiedział mi kolega w szkole, mogłem lepiej zrozumieć program na Discovery Channel.
I to jest fajne i to jest spoko. Ale jak przez godzinę słucham niekończącego się monologu o sytuacji politycznej w Polsce za panowania Augusta Poniatowskiego, to nie widzę przeciwwskazań do poczytania ciekawej książki (szczególnie, że ta sytuacja była już omawiana w gimnazjum i liceum), ale niektórzy widzą. I to jest właśnie to. Jest wykład, masz uważnie słuchać, bo mój przedmiot jest najważniejszy ( i tak myśli prawie każdy nauczyciel).
W szkole jest schemat, a ty masz być jego częścią. W życiu też jest schemat. Masz dwie drogi. Tą schematyczną, dzięki, której będziesz łatwiej kontrolowany i użyteczniejszy ekonomicznie i ta której nie da się opisać, bo każdy może stworzyć ją na swój własny sposób. Tylko jeżeli zdecydujesz się na tę drugą, to licz się z tym, że wszyscy nieszczęśliwcy dookoła ciebie, którzy żyją w schemacie, będą ci rzucać kłody pod nogi, żebyś tylko nie osiągnął/a swojego celu. Tacy są ludzie. Warto zdać sobie z tego sprawę, póki jeszcze mamy jakiś wybór.
Siedzę w domu i rozważam pójście do szkoły. Już zdecydowałem, że ma matmie się nie pojawię. Tak nie powinno być. Człowiek myślący generalnie powinien być chętny do pogłębiania swojej wiedzy, poszerzania swoich horyzontów. Szkoła powinna dawać mu takie możliwości. I daje... w bardzo niewielkim stopniu. Ile znacie osób, które chętnie chodzą do szkoły? Ja nie znam ich zbyt wiele. Jeżeli już jakaś osoba lubi tam chodzić, to dlatego, że może spotkać się ze swoimi znajomymi, nie ze względu na rzeczy, których może się nauczyć. Ci którzy chodzą tam poszerzać wiedzę, to zwykle wyalienowane jednostki społeczne, które są wytykane palcami.
Dlaczego tak jest? Ja osobiście nie lubię chodzić do szkoły, bo nie jest ona przyjazna dla ucznia, dla mnie. Jak często macie wrażenie, że nauczyciele chcą wam dopiec, albo że krzywo na was patrzą, bo obalacie ich stanowisko, które akurat jest błędne i powinno się je omówić, skorygować. Niewielu miałem nauczycieli, którzy potrafili się przyznać do błędu. Ten, którego wspominam najmilej (matematyk z podstawówki), to bardzo mądry człowiek i można z nim ciekawie porozmawiać. Wątpię, żeby ci z jego kolegów i koleżanek po fachu, którzy nie potrafią przyznać się do pomyłki, byli równie interesującymi postaciami.
Prawdą jest co powiedział Albert Einstein, a mianowicie:
"Jest cudem, że ciekawość przeżywa typowe wykształcenie."
Lubię poszerzać swoją wiedzę, dowiadywać się nowych rzeczy, nawet jeśli wydają się nieistotne i niepotrzebne. Kilka razy okazało się, że dzięki jakieś pierdole, którą powiedział mi kolega w szkole, mogłem lepiej zrozumieć program na Discovery Channel.
I to jest fajne i to jest spoko. Ale jak przez godzinę słucham niekończącego się monologu o sytuacji politycznej w Polsce za panowania Augusta Poniatowskiego, to nie widzę przeciwwskazań do poczytania ciekawej książki (szczególnie, że ta sytuacja była już omawiana w gimnazjum i liceum), ale niektórzy widzą. I to jest właśnie to. Jest wykład, masz uważnie słuchać, bo mój przedmiot jest najważniejszy ( i tak myśli prawie każdy nauczyciel).
W szkole jest schemat, a ty masz być jego częścią. W życiu też jest schemat. Masz dwie drogi. Tą schematyczną, dzięki, której będziesz łatwiej kontrolowany i użyteczniejszy ekonomicznie i ta której nie da się opisać, bo każdy może stworzyć ją na swój własny sposób. Tylko jeżeli zdecydujesz się na tę drugą, to licz się z tym, że wszyscy nieszczęśliwcy dookoła ciebie, którzy żyją w schemacie, będą ci rzucać kłody pod nogi, żebyś tylko nie osiągnął/a swojego celu. Tacy są ludzie. Warto zdać sobie z tego sprawę, póki jeszcze mamy jakiś wybór.
czwartek, 10 marca 2011
Studium bródki
"Dlaczego się nie golisz?" - to najczęściej zadawane pytanie w ostatnim tygodniu.
Odpowiedź brzmi:
Golę się, ale nie w okolicach brody. Ot taki kaprys. Ale na reszcie twarzy jestem gładziutki, chcesz pogłaskać?
Mam ze Szczecinem i w ogóle z miastem jako formą siedliska ludzkiego taki problem:
Lubię je, nie wyobrażam sobie życia na wsi czy w jakiejś drewnianej chatce in the middle of the nowhere, a z drugiej strony strasznie mnie wkurwia. Może nie tyle miasto co ludzie je zamieszkujący. I znowu, z drugiej strony dzięki tym przychlastom mam o czym pisać i mogę "tworzyć". Wszystko ma swoje plusy i minusy.
Znacie uczucie "robienia wszystkiego"?
Przykład:
Macie jakieś zadanie do zrobienia, ale bardzo nie chcecie go robić, jest tak nudne, albo tak trudne, nieistotne. W każdym razie zaczynacie robić inne rzeczy. Siedzicie na kompie nic nie robiąc, gapiąc się w ekran i licząc na to, że wydarzy się coś ciekawego. Shit, może nawet myjecie naczynia, bo nie chce wam się czytać lektury. Shiiijeeeeeet...
Od tygodnia mam tak z pisaniem. Bloga, scenariusza, whateva.
Jednak dzisiaj przerażony niesamowicie niskim wskaźnikiem odwiedzin postanowiłem to zmienić.
Piszę. Piszę, żeby pisać, żeby zapełnić czymś miejsce. Zostawiam swoje kilka kb historii w internecie i róbcie z tym co chcecie. Oczywiście jak to potępicie, to was zapierdole, musicie się z tym liczyć. Będę strzelał dziffki!
O czym można pisać o 5:10?
O tym jaka zajebista muzyczka leci z głośników :)
O tym jak fajnie siedzi się przy laptopie po 18 godzinach na nogach.
O tym ileż ambitniejszych rzeczy można zrobić :)
Macie czasem tak, że chcecie rzucić wszystko i po prostu wsłuchać się w muzykę?
Wiecie w jakiej to zajebistej pozycji stawia artystę. A jaka to musi być satysfakcja, no kurwa.
Pozdrowienia:
Pozdrawiam Olę, która przebiła Agilerę tak, że teraz nie da się jej słuchać bez banana na twarzy. Jeśli kiedyś znajdziesz tego bloga, to może sama się uśmiechniesz.
Pozdrawiam rokera i dwóch gitarzystów, którzy smacznie śpią. Jesteście słabi, prawdziwe prosy nie śpią.
Pozdrawiam Gota. Mocno gnieć ich!
Pozdrawiam wszystkich, których nie pozdrowiłem, a którzy chcieliby zostać przeze mnie pozdrowieni. Wiadomo, że takich ludzi jest mnóstwo B-)
Idę zrobić coś ze swoim życiem. Na przykład umieścić je w pozycji horyzontalnej na gąbce.
Baj, baj.
Odpowiedź brzmi:
Golę się, ale nie w okolicach brody. Ot taki kaprys. Ale na reszcie twarzy jestem gładziutki, chcesz pogłaskać?
Mam ze Szczecinem i w ogóle z miastem jako formą siedliska ludzkiego taki problem:
Lubię je, nie wyobrażam sobie życia na wsi czy w jakiejś drewnianej chatce in the middle of the nowhere, a z drugiej strony strasznie mnie wkurwia. Może nie tyle miasto co ludzie je zamieszkujący. I znowu, z drugiej strony dzięki tym przychlastom mam o czym pisać i mogę "tworzyć". Wszystko ma swoje plusy i minusy.
Znacie uczucie "robienia wszystkiego"?
Przykład:
Macie jakieś zadanie do zrobienia, ale bardzo nie chcecie go robić, jest tak nudne, albo tak trudne, nieistotne. W każdym razie zaczynacie robić inne rzeczy. Siedzicie na kompie nic nie robiąc, gapiąc się w ekran i licząc na to, że wydarzy się coś ciekawego. Shit, może nawet myjecie naczynia, bo nie chce wam się czytać lektury. Shiiijeeeeeet...
Od tygodnia mam tak z pisaniem. Bloga, scenariusza, whateva.
Jednak dzisiaj przerażony niesamowicie niskim wskaźnikiem odwiedzin postanowiłem to zmienić.
Piszę. Piszę, żeby pisać, żeby zapełnić czymś miejsce. Zostawiam swoje kilka kb historii w internecie i róbcie z tym co chcecie. Oczywiście jak to potępicie, to was zapierdole, musicie się z tym liczyć. Będę strzelał dziffki!
O czym można pisać o 5:10?
O tym jaka zajebista muzyczka leci z głośników :)
O tym jak fajnie siedzi się przy laptopie po 18 godzinach na nogach.
O tym ileż ambitniejszych rzeczy można zrobić :)
Macie czasem tak, że chcecie rzucić wszystko i po prostu wsłuchać się w muzykę?
Wiecie w jakiej to zajebistej pozycji stawia artystę. A jaka to musi być satysfakcja, no kurwa.
Pozdrowienia:
Pozdrawiam Olę, która przebiła Agilerę tak, że teraz nie da się jej słuchać bez banana na twarzy. Jeśli kiedyś znajdziesz tego bloga, to może sama się uśmiechniesz.
Pozdrawiam rokera i dwóch gitarzystów, którzy smacznie śpią. Jesteście słabi, prawdziwe prosy nie śpią.
Pozdrawiam Gota. Mocno gnieć ich!
Pozdrawiam wszystkich, których nie pozdrowiłem, a którzy chcieliby zostać przeze mnie pozdrowieni. Wiadomo, że takich ludzi jest mnóstwo B-)
Idę zrobić coś ze swoim życiem. Na przykład umieścić je w pozycji horyzontalnej na gąbce.
Baj, baj.
sobota, 5 marca 2011
Blogowania ciąg dalszy...
...blog z kolei daje poczucie, że się coś tworzy.
Dziwne to uczucie siedzieć przed pustą stroną w dokumencie tekstowym (kiedyś się siedziało przed "pustą kartką", nie mam maszyny do pisania, a ręcznie nie lubię pisać, bo ludzie mają problemy z odczytywaniem moich hieroglifów... ) jeszcze dziwniejsze jest siedzenie przed pustym edytorem tekstu na blogu. To dopiero dziwne.
Ale o ile przy pisaniu, kiedy już w końcu zaczniesz, masz satysfakcję z tego, że coś stworzyłeś, o tyle w przypadku bloga... no fajnie, będzie temat na 5 minut konwersacji. Lepsze to niż nic, ale... yeah... it's like... yeah.
Trudno się myśli o przyszłości.
Udzielam wymijających odpowiedzi, kiedy tata pyta mnie o studia. Wizja mojej przyszłości to w 80% fart i w 20% moja charyzma. To jest takie: "Nie chcę być kolejną cegłą w murze. Czuję, że to nie dla mnie. Chcę być kimś wielkim. Z drugiej strony... może to nie dla mnie". Tylko, że jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz :)
Kiedy byliśmy dziećmi, to życie było takie proste. Byliśmy zadowoleni przez większość czasu. Świat wydawał nam się taki piękny, a ludzie wspaniali. Wszyscy byli dla nas mili. Niewiele się od nas wymagało.
Z biegiem lat, to się zmieniło. Przetransformowaliśmy się z takim małych zwierzątek, które żyją z dnia na dzień i nie mają większych planów niż pierwsze lepsze zwierzątko w ludzi, którzy uważają się nie wiedzieć czemu za panów świata, a są tak naprawdę tylko zwierzątkami z większym mózgiem i mogą myśleć o większej ilości rzeczy na raz niż łoś.
Jeśli nie ma żadnego Nieba, ani Piekła, to niewiele znaczyłoby, gdybym się dzisiaj zabił. Nie poszedłbym do Piekła, do którego idą samobójcy.
Swoją drogą, to ciekawe co? Pewnie chodziło o to, żeby ciężko pracujący wierni, którzy są wyzyskiwani, dawali się wyzyskiwać, bo pójdą do Nieba, a jeśli "uciekną" w śmierć, to zostaną potępieni na wieki. UGABUGA bój się Boga!
Ale Boga nie ma (prawdopodobnie). Życie nie ma sensu, a jeżeli ktoś się zabije, to jedyną przykrą konsekwencją (poza faktem, że nie będzie mógł fajnie przeżyć swojego życia, ale taki żulik z osiedla, chyba nie ma już na to za wielkich szans) będzie to, że rodzina i znajomi będą bardzo smutni po jego stracie :( Też ciekawe dlaczego... taka mama ryba ma baaaardzo dużo dzieciaków i ma głęboko, jeśli kilka zginie. A ludzie? A ludzie robią sobie jedno dziecko, do którego się bardzo przywiązują i jest ono ich jedyną nadzieją na przekazanie dalej genów. A jak zginie. Sorry państwa, trzeba było zrobić kilka kopii zapasowych.
Macie świadomość, że życie tutaj nie ma sensu prawda? Jedyne co was tutaj trzyma to wasze aspiracje i ew. ludzie, których kochacie. Ale miłość... miłość też jest związana z doborem naturalnym i chęcią przekazania dalej swoich genów... So it's pointless. Idem siem pociachać.
Szkoda, że nikt mi nie płaci za wkurzanie ludzi.
Gdyby istniała profesja z tym związana, może mógłbym być mistrzem gildii...
Dziwne to uczucie siedzieć przed pustą stroną w dokumencie tekstowym (kiedyś się siedziało przed "pustą kartką", nie mam maszyny do pisania, a ręcznie nie lubię pisać, bo ludzie mają problemy z odczytywaniem moich hieroglifów... ) jeszcze dziwniejsze jest siedzenie przed pustym edytorem tekstu na blogu. To dopiero dziwne.
Ale o ile przy pisaniu, kiedy już w końcu zaczniesz, masz satysfakcję z tego, że coś stworzyłeś, o tyle w przypadku bloga... no fajnie, będzie temat na 5 minut konwersacji. Lepsze to niż nic, ale... yeah... it's like... yeah.
Trudno się myśli o przyszłości.
Udzielam wymijających odpowiedzi, kiedy tata pyta mnie o studia. Wizja mojej przyszłości to w 80% fart i w 20% moja charyzma. To jest takie: "Nie chcę być kolejną cegłą w murze. Czuję, że to nie dla mnie. Chcę być kimś wielkim. Z drugiej strony... może to nie dla mnie". Tylko, że jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz :)
Kiedy byliśmy dziećmi, to życie było takie proste. Byliśmy zadowoleni przez większość czasu. Świat wydawał nam się taki piękny, a ludzie wspaniali. Wszyscy byli dla nas mili. Niewiele się od nas wymagało.
Z biegiem lat, to się zmieniło. Przetransformowaliśmy się z takim małych zwierzątek, które żyją z dnia na dzień i nie mają większych planów niż pierwsze lepsze zwierzątko w ludzi, którzy uważają się nie wiedzieć czemu za panów świata, a są tak naprawdę tylko zwierzątkami z większym mózgiem i mogą myśleć o większej ilości rzeczy na raz niż łoś.
Jeśli nie ma żadnego Nieba, ani Piekła, to niewiele znaczyłoby, gdybym się dzisiaj zabił. Nie poszedłbym do Piekła, do którego idą samobójcy.
Swoją drogą, to ciekawe co? Pewnie chodziło o to, żeby ciężko pracujący wierni, którzy są wyzyskiwani, dawali się wyzyskiwać, bo pójdą do Nieba, a jeśli "uciekną" w śmierć, to zostaną potępieni na wieki. UGABUGA bój się Boga!
Ale Boga nie ma (prawdopodobnie). Życie nie ma sensu, a jeżeli ktoś się zabije, to jedyną przykrą konsekwencją (poza faktem, że nie będzie mógł fajnie przeżyć swojego życia, ale taki żulik z osiedla, chyba nie ma już na to za wielkich szans) będzie to, że rodzina i znajomi będą bardzo smutni po jego stracie :( Też ciekawe dlaczego... taka mama ryba ma baaaardzo dużo dzieciaków i ma głęboko, jeśli kilka zginie. A ludzie? A ludzie robią sobie jedno dziecko, do którego się bardzo przywiązują i jest ono ich jedyną nadzieją na przekazanie dalej genów. A jak zginie. Sorry państwa, trzeba było zrobić kilka kopii zapasowych.
Macie świadomość, że życie tutaj nie ma sensu prawda? Jedyne co was tutaj trzyma to wasze aspiracje i ew. ludzie, których kochacie. Ale miłość... miłość też jest związana z doborem naturalnym i chęcią przekazania dalej swoich genów... So it's pointless. Idem siem pociachać.
Szkoda, że nikt mi nie płaci za wkurzanie ludzi.
Gdyby istniała profesja z tym związana, może mógłbym być mistrzem gildii...
Subskrybuj:
Posty (Atom)