poniedziałek, 7 maja 2012

Uchodźca

Dzień dobry,
witam was z nieswojego domu i nieswojego komputera. Jestem na tymczasowym uchodźstwie. Wrócę za jakieś 2 godziny.

Nie czuję się bezpiecznie.
Dziwna sprawa, tak pozbawiać się kolejnych ostój.
Nie mam już boga, do którego mógłbym się zwrócić w każdym momencie i który by mnie wysłuchał... tzn. w sumie mógłbym gadać do ściany i ona też by mnie słuchała, w końcu mówi się, że "ściany mają uszy", ale ściana nie ma jednak tego statusu. Jak ktoś wejdzie do pokoju, bo słyszał głosy, a ty mu powiesz, że gadałeś ze ścianą, to sorry stary, ale takimi jak ty zajmują się na Mącznej, wsiadasz w 84 na Basenie i jedziesz. Ale powiedz, że rozmawiałeś z Bogiem, to uzna cię tylko za bardzo religijną osobę.

Ale nie o tym.
Zastanawiam się od kiedy trwa moja rosnąca niechęć do przebywania w domu. I jak bardzo jest to mój problem. Jeśli spojrzeć na to obiektywnie, to to może być bardzo mój problem, w końcu nie jestem osobą, której trudno przychodzi zniechęcanie do siebie ludzi. Powiedziałbym nawet, że problem mam z nawiązywaniem sympatycznych relacji.

Problem jest większy. Trudno wyjść z siebie, stanąć obok i stwierdzić, że nie ma się racji, bo sytuacja wygląda zdziebko inaczej niż my ją postrzegamy. Problem racji i tego po której jest stronie... czy to jest w ogóle ten problem? Zastanawiam się jak bardzo znają mnie ludzie, którzy są mnie najbliżej. Moi... przyjaciele? Nigdy nie wiedziałem kiedy użycie tego słowa jest uzasadnione. Wkurzam ich, to oczywiste, jedni pokazują to w bardziej, inni w mniej oczywisty sposób, ale dlaczego wciąż są obok?

I tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis. Bywajcie!
I do zobaczenia z mojego kompa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz