niedziela, 27 maja 2012

Znowu... cholera, znowu...

Znacie ten moment kiedy macie naprawdę przyjemny sen i nagle w kulminacyjnym momencie, budzi was jakiś hałas, albo gorzej, budzik, który sami nastawiliście?
Ja też.
...kurwa mać.

Dlaczego tak się dzieje... dlaczego... i czemu nie można wrócić do przerwanego snu :( Nawet jeśli czasem uda się wrócić do podobnej rzeczywistości, to to nigdy nie jest to samo, bo już sami zasugerowaliśmy co to ma być... no cholera...

Czy to moje życie jest takie sobie, że ten sen wydawał mi się taki super, czy ten sen był po prostu taki super... możliwe, że oba :)

Śnie nadchodzę!

wtorek, 22 maja 2012

Kim ja jestem? Kiedy to napisałem?! :D

Mum jechał sobie samochodem. Spiker radiowy informował go o sytuacji na drodze, pogodzie na jutro i wynikach wczorajszego losowania lotto, ale wszystko to jakoś nie miało dla niego większego znaczenia. Był studentem. W zasadzie dopiero miał nim być. Złożył papiery do kilku uczelni i czekał na odpowiedź. W zasadzie powinien czekać, ale zamiast tego rozjeżdżał kolejne kałuże w nierównej drodze. Miał ochotę na dżem. Dżem był zresztą celem jego podróży. Wychodząc z domu Mum powiedział do matki:

-Mamo, jadę po dżem – po czym zabrał ze skrzyneczki wiszącej na ścianie kluczyki do samochodu i wyszedł. Mama Muma nie wzięła go powaznie. Czasem brał jej samochód, żeby się przejechać, albo podwieźć kolegów. Jakież będzie jej zdziwienie kiedy dowie się, że jej zielony fiat punto był widziany na granicy niemiecko francuskiej, gdzie zwrócił na siebie uwagę, nagimi cyckami dziewczyny, siedzącej na miejscu pasażera. Dziewczyna nie ukrywała swojej nagości. Jeśli mamy być szczegółowi, to w zasadzie machała nimi przez okno. No cóż...

Mum wyłączył wycieraczki. Właśnie wyjechał z obszaru nikczemnej działalności czarnych chmur, przez co należy rozumieć strefę, w której padał deszcz. Spojrzał na kontrolki. Połowa baku, gdzieś dojedzie... zabrał trochę pieniądzów, jeśli znajdzie jakąś stację to dotankuje.

-Czy wziąłem dowód rejestracyjny? - Mum otworzył schowek. Wypadły z niego chusteczki do nosa, jakieś kremy... żadnych papierosów.

-Nie pojarasz sobie Mum – powiedział sam do siebie. Przypomniał sobie, że dowód rejestracyjny schował do wewnętrznej kieszeni kurtki, która leżała na tylnym siedzeniu. Mum lubił tę kurtkę. Była już przetarta i brakowało jej kilku guzików, nie tych kluczowych, tych bardziej ozdobnych, które umieszcza się np. na rogach kieszonek... tak dla lansu.

Co do dziewczyny, z którą przyjdzie MumowiI jechać. Jeszcze jej nie poznał, ale niedługo pozna. Była to jedna z tych dziewczyn, które marzą o tym, żeby wyrwać się z miejsca, w którym się znajdują i które robią to jeśli nadaży im się okazja. Okazja się nadaży, więc Natalie – bo tak miała na imię dziewczyna, z niej skorzysta. O co będzie chodzić z tymi cyckami? Cóż... powiedzmy, że to taki rodzaj buntu czy manifestacji. Manifestacji chyba bardziej. Natalie będzie machała swoim biustem, który swoją drogą jest naprawdę zgrabnym biustem – miseczka C, do straży granicznej. Zacznie jeszcze po niemieckiej stronie. Zirytuje to bardzo celniczkę, która będzie siedziała w samochodzie przed granicą, razem ze swoim kolegą z pracy, który nawiasem mówiąc ma problemy z adaptacją społeczną, poza pracą nie wychodzi z domu, gdzie z kolei na przemian masturbuje się i gra w masowe gry online... taka namiastka życia. Guntra – bo tak na imię celniczce, rodzice ją skrzywdzili, chcieli mieć syna, którego nazwali by Gunter, ale wyszło jak wyszło, więc ojciec by okazać swoje niezadowolenie nadał jej żeńską formę męskiego imienia... która tak naprawdę nie istnieje, ale nie próbuj podważać autorytetu ojca! Tak więc Guntra, jako że przyszło jej być Niemką, do tego brzydką... to chyba pleonazm... bardzo zirytuje się widząc ładną, blondynkę o jędrnym, powiewającym na wietrze biuście. Guntra zaproponuje seks swojemu koledze, który nie będzie miał śmiałości odmówić, ale ostatecznie wyląduje z guntrą w jednym łóżku i nie opuści go już do rana... przez co przegapi bardzo ważny rajd w swojej grze i zostanie wyrzucony z gildii zrzeszającej dzieci dłubiące w nosie i kawalerów bez życia. I to wszystko z powodu cycków.

Wracając do celu podróży Muma. Dżem był tylko pretekstem. Serio, kto przy zdrowych zmysłach opuszcza dom, zabiera rodzicom samochód tylko po to, żeby pojechać po dżemor. Z drugiej strony bycie normalnym w dzisiejszym świecie trochę ssie. Bo co to znaczy być normalnym? Nie myśleć o rzeczach wyższych i zajmować się tylko przyziemnymi sprawami?



~by me

Wybaczcie może niekompletną czytelność, ale w wordzie ułatwiają to akapity. Tu są to przerwy. Life is brutal.

Chciałbym mieć już z bani...

Chciałbym już mieć spokój.... ale z drugiej strony nie ma zysku bez ryzyka.

Siedzę i myślę, myślę i siedzę... czy jakoś tak to leciało.
I jak tak sobie pomyślę, co chciałbym robić w życiu, to na myśl przychodzi mi stanie pod prysznicem z ciepłą wodą lecącą mi na głowę... i jazda samochodem po pustych drogach.

Jest jakiś zawód, który łączy te dwie czynności?

czwartek, 17 maja 2012

Stay hungry. Stay foolish.

Właśnie siedzę przed biurkiem, na którym leży największe osiągnięcie mojego życia. 19 lat... w sumie było trochę czasu, ale nie jestem geniuszem pokroju Chopina czy Mozarta, żeby zaczynać jako kilkulatek, nie, nie, nie. Jestem bardziej intelektualnym twórcą. Tworzę z tego co wiem. Tworzę z informacji.

I tak właśnie leży przede mną "TOR". To już chyba 2 lata jak otworzyłem openoffice, żeby zacząć to pisać... potem było milion przeróbek, poprawek i w końcu siedzę przed "tym". I nie jest to to czego pragnę. Największe dzieło mojego życia, mnie nie zachwyca. Ktoś powiedział, że dzieło można uznać za skończone, nie kiedy nie ma już czego do niego dodać, ale kiedy nie można już nic odjąć, bo twórca, zawsze będzie mógł coś dodać do swojego dziecka.

Wspaniałe uczucie trzymać w dłoni 22 kartki, które samodzielnie się zapełniło. Cieszę się tym, kocham moje dziecko, ale wiem, że może wyrosnąć na dorodniejszy okaz. Rośnij dziecię, rośnij!

A tak w klimacie wchodzenia w przyszłość, jeśli ktoś przeoczył na facebooku, to wrzucam również tutaj:

Klikaj, bo warto

Przemówienie Steve'a Jobsa... Bardzo mądre, ale można odnieść wrażenie, że nas to nie dotyczy. Cóż... sami tworzymy swoją historię, więc chyba jednak on mówi o nas :]

środa, 9 maja 2012

Paweł myślący obrazami

Witam z powrotem. Tu jak zwykle ciemno i statycznie.

Dlaczego zwykle gdy czuję się gorszy od kogoś, to myślę o stworzeniu czegoś i paleniu papierosa...
Stworzenie, ok, zrozumiem, ale skąd fajka? Że doroślej? Dojrzalej? Serio? Tak myślę o tym i myślę i aż się chce palić...
i nagle uświadamiam sobie, że ostatnio kupiłem super lighty - kurw...

Czuję się jakiś niedowartościowany. Rozpaczliwie szukam życiowego guru, a jednocześnie pragnę być przez kogoś wysłuchany.
Tylko jak przyjdzie co do czego, to się pewnie okaże, że tak naprawdę nie mam nic do powiedzenia...

Pawle myślący obrazami, może powinieneś zapisywać te wszystkie pomysły. A potem dopiero oddzielać ziarna od plew...


Emocjonalne pitu-pitu.

poniedziałek, 7 maja 2012

Uchodźca

Dzień dobry,
witam was z nieswojego domu i nieswojego komputera. Jestem na tymczasowym uchodźstwie. Wrócę za jakieś 2 godziny.

Nie czuję się bezpiecznie.
Dziwna sprawa, tak pozbawiać się kolejnych ostój.
Nie mam już boga, do którego mógłbym się zwrócić w każdym momencie i który by mnie wysłuchał... tzn. w sumie mógłbym gadać do ściany i ona też by mnie słuchała, w końcu mówi się, że "ściany mają uszy", ale ściana nie ma jednak tego statusu. Jak ktoś wejdzie do pokoju, bo słyszał głosy, a ty mu powiesz, że gadałeś ze ścianą, to sorry stary, ale takimi jak ty zajmują się na Mącznej, wsiadasz w 84 na Basenie i jedziesz. Ale powiedz, że rozmawiałeś z Bogiem, to uzna cię tylko za bardzo religijną osobę.

Ale nie o tym.
Zastanawiam się od kiedy trwa moja rosnąca niechęć do przebywania w domu. I jak bardzo jest to mój problem. Jeśli spojrzeć na to obiektywnie, to to może być bardzo mój problem, w końcu nie jestem osobą, której trudno przychodzi zniechęcanie do siebie ludzi. Powiedziałbym nawet, że problem mam z nawiązywaniem sympatycznych relacji.

Problem jest większy. Trudno wyjść z siebie, stanąć obok i stwierdzić, że nie ma się racji, bo sytuacja wygląda zdziebko inaczej niż my ją postrzegamy. Problem racji i tego po której jest stronie... czy to jest w ogóle ten problem? Zastanawiam się jak bardzo znają mnie ludzie, którzy są mnie najbliżej. Moi... przyjaciele? Nigdy nie wiedziałem kiedy użycie tego słowa jest uzasadnione. Wkurzam ich, to oczywiste, jedni pokazują to w bardziej, inni w mniej oczywisty sposób, ale dlaczego wciąż są obok?

I tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis. Bywajcie!
I do zobaczenia z mojego kompa.

niedziela, 6 maja 2012

Tak jakby wszystko musiało być poukładane...

Zbyt wiele rzeczy przerywam ostatnio w trakcie. Zaczynam pisać i nie mogę skończyć, nie chcę.
Chcę komuś odpowiedzieć... nie, po co... to nie ma sensu, donikąd nie prowadzi, szkoda nerwów, energii...

Jestem zmęczony. Chcę odejść, odjechać, odciąć się nie myśląc o tym co będzie, albo jakie konsekwencje przyniesie w przyszłości swobodne bytowanie.
Nie wiem czy mam jakieś kłopoty w formułowaniu myśli czy co...
W ogóle mało ostatnio wiem... co raz mniej.

Dosyć niefortunny na to moment... nieprawdaż?