Jest tak, że często obrażamy się wzajemnie dla żartu. Słowo klucz w ostatnim czasie to "dziwko", albo "bijacz!". Często wyzywamy się, wjeżdżamy na siebie i to wszystko jest spoko, jeśli obie strony wiedzą, że żartują.
Jedyne co szwankuje, to cienka linia porozumienia, która jest tak cienka, że czasem można ją przeoczyć i na nią nie wejść. Według mnie moment, w którym jeden z rozmówców przestaje się śmiać i poważnym tonem mówi na przykład: "Nie bawi mnie to, proszę cię, żebyś przestał mnie obrażać", jest momentem, w którym ta druga osoba powinna zakończyć żarty. Najlepiej to stwierdzenie zostanie powtórzone, bo poważny ton bywa czasem używany w żartach. Dlatego linia porozumienia jest taka cienka.
I pamiętajcie: nikt nie może was zmusić do wiary, albo uczęszczania do kościoła. To wasz wybór!
Ciekawe przemyślenia... Tylko szkoda, że giną gdzieś w toni bezsensownych blogów o Bieberze i Montanie. :/ Nadzwyczajny opis zwyczajnych problemów. ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Dla takich komentarzy warto to robić. Czytałem to z muzyką z Incepcji w tle, więc zabrzmiało to całkiem epicko :) Jestem onieśmielony :)
OdpowiedzUsuńTeż często piszę z muzyką w tle ;D Z niecierpliwością czekam na nowy post ^^
OdpowiedzUsuńczyżby na końcu aluzja do mojej spowiedzi? ;>
OdpowiedzUsuńNieeee :P
OdpowiedzUsuń