sobota, 30 kwietnia 2011

Kiedyś trzeba coś napisać... 88. post

Here we go again.

Zacząłem od fotobloga, który nie miał większego sensu, bo nie chciałem na nim umieścić swojego zdjęcia, więc wrzucałem jakieś inne zdjęcia.
Były zdjęcia, nie było wpisów.

Stwierdziłem, że nie ma to wielkiego sensu, więc zawiesiłem działalność (a byście się zdziwili byłem jedną z pierwszych osób z fotoblogiem ze szkoły... teraz wszyscy mają)

Potem naszło mnie na przemyślenia. I się zaczęło... stworzyłem sobie publikę, kilku malkontentów, których ego uraziłem. Były wpisy, zdjęcia były byle jakie (trochę głupio, bo teraz nic tam nie można znaleźć... rzadko zdjęcie ma jakiś związek z notką)

A teraz jestem tu.
To miał być blog, na którym miałem się odstresowywać. Pisać bez ładu i składu, ale tak, żeby nie trzymać tego w sobie. I co się okazało? Że trzymam w sobie tylko morze analiz, które trzeba gdzieś wylać. I tak już od jakiegoś czasu je wylewam...


Byłem na apelu. Słuchałem słów pani dyrektor. Słów maturzystów. Słów drugoklasistów. Cały apel zabierał nas w jakąś nieistniejącą rzeczywistość. Rzeczywistość, w której drugoklasistom brakuje trzecioklasistów, uczniowie dziękują nauczycielom za otrzymane umiejętności. Rzeczywistość, w której dyrektorka mówi, że w naszej szkole, LO XIV powinniśmy się nauczyć jak samodzielnie myśleć.

O.O

To dopiero odwrócona psychologia. Ile osób na całą szkołę zorientowało się, że te wszystkie restrykcje, nakazy i schematy są nam narzucane po to, żebyśmy nauczyli się samodzielnie myśleć? Nie wpadłbym na to. Staram się myśleć samodzielnie, ale w toku tego myślenia doszedłem do wniosku, że czasem trzeba grać pod schemat, jednocześnie zachowując siebie.
To ci podstępna pani dyrektor... tak nas podejść. A ci niedomyślni uczniowie nadal sądzą, że mają być kolejną cegłą w murze, albo rebel na całego i rzucić szkołę. A oni mają samodzi... niesamowite.

I co to miało być ta cała gadka o strojach, które przymierzamy? Jedne za małe, drugie za duże, w jednych wyglądamy dobrze, w innych nie... "I musicie znaleźć ten właściwy dla siebie strój". WTF?! Uszyję własny... bijaaaaacz!

piątek, 22 kwietnia 2011

Cienka linia porozumienia

Jest tak, że często obrażamy się wzajemnie dla żartu. Słowo klucz w ostatnim czasie to "dziwko", albo "bijacz!". Często wyzywamy się, wjeżdżamy na siebie i to wszystko jest spoko, jeśli obie strony wiedzą, że żartują.
Jedyne co szwankuje, to cienka linia porozumienia, która jest tak cienka, że czasem można ją przeoczyć i na nią nie wejść. Według mnie moment, w którym jeden z rozmówców przestaje się śmiać i poważnym tonem mówi na przykład: "Nie bawi mnie to, proszę cię, żebyś przestał mnie obrażać", jest momentem, w którym ta druga osoba powinna zakończyć żarty. Najlepiej to stwierdzenie zostanie powtórzone, bo poważny ton bywa czasem używany w żartach. Dlatego linia porozumienia jest taka cienka.

I pamiętajcie: nikt nie może was zmusić do wiary, albo uczęszczania do kościoła. To wasz wybór!

środa, 20 kwietnia 2011

Gdzie się podziała intymność ślimaków?

Ostatnio prowadziliśmy z kolegami dosyć ciekawą rozmowę. Temat był prozaiczny „Czy można całować się w miejscu publicznym”. Nie chodziło o „cmokanie się”, ale o wymianę śliny na dużą skalę. Kolega, który uważał, że nie ma w tym nic złego, przedstawiał sprawę z dosyć dziwnego, według mnie, punktu widzenia. Według niego całujący się, mają absolutne prawo do przetaczania śliny, ale osoba dzieląca z nimi przestrzeń prawa do zwrócenia im uwagi już nie ma. „Czemu mam się zmieniać, bo ktoś tak chce”. Co?! Kto prosi cię o zmienianie się? Jeśli proszę, żebyś nie palił w moim towarzystwie, to stawiasz to na równi z tym, że odciągam cię od nałogu? Serio? Swoją drogą, uważam, że przykład z papierosem jest bardzo trafny. Niektórym osobom, a jest ich całkiem sporo, przeszkadza wdychanie papierosowego dymu i palacze powinni uszanować ich prośby, zwłaszcza, że są specjalne miejsca gdzie mogą zapalić. Z całowaniem się jest podobnie. Niektórzy widząc dwa „ślimaki” doznają zachwiania swojego poczucia estetyki. Poza tym, jeśli przychodzisz na imprezę całować się ze swoim partnerem/partnerką, to może lepiej zostać w domu? Musisz w każdym miejscu pokazywać wszystkim, bo przecież w miejscu publicznym wciągasz w to także inne osoby, jak wielkim pożądaniem pałasz? Niektórzy nie mają partnerów i jest im po prostu przykro. A niektórych zwyczajnie brzydzi ślina, kapiąca z ust na podłogę.

Ja wiem, że czasy się zmieniły i w dobie facebooka, blogów i tym podobnych, granica prywatności została znacząco przesunięta. Wszyscy chcą pokazywać, wszystkim, wszystko... no, nie wszyscy i nie wszystko, bo przecież są ludzie, którym to przeszkadza. Niestety ludzie, którzy nie zgadzają się z kierunkiem tych zmian, często wstydzą się wyrazić swój sprzeciw, czy chociaż zwrócić uwagę. Nie rokuje to zbyt dobrze na przyszłość, bo w końcu te nieasertywne jednostki zostaną wyparte przez „ślimaki”. I to dopiero będzie zmiana. Zmierzamy w kierunku świata, w którym prywatność jest towarem deficytowym. Tylko od nas zależy, czy tak już będzie, czy coś się zmieni.


poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Dobra kurwa, co tu się dzieje?!

Ano nic... tak dłużej być nie może!

Dajcie mi fundusze i trochę czasu. Napiszę epopeję. Będę ruchał dziwki.

Jak już pewnie zauważyliście nie będzie to wpis, w którym poświęcam swoją uwagę problemom współczesnego świata...
...albo nie, poświęcę.

Widzieliście nowy program "Dorota Zawadzka: Do tablicy!"? Panie... widziałem to... o panie. Jak to powiedziała moja mama "nagonka na nauczycieli".

Że podciągają pod schemat.
Że nie podchodzą do każdego ucznia indywidualnie.
Że mama w domu nauczyła się radzić sobie z zachowaniami jej syna, a w szkole się nie nauczyli.
Że nauczyciele nie wyciągają ręki do rodziców pytając czy mogą jakoś im pomóc.

Generalnie głupie szuje w tych szkołach. Samoluby, egoisty.
Tylko czy naprawdę można te wymienione rzeczy uznać za zarzut? Ja chodzę do szkoły i wiem jak jest.

Jasne, że podciągają pod schemat.
Jasne, że nie podchodzą do uczniów indywidualnie.
Jasne, że nie próbują zrozumieć na czym polega problem ucznia.
Jasne, że nie wyciągają ręki do rodziców pytając czy mogą jakoś pomóc.

No kurwa. Oni są kelnerami, czy osobami, które mają przekazać dzieciom pewne rzeczy? No chyba to drugie. "...a moje dziecko właśnie się nie daje podciągnąć pod schemat".
Nie no zajebiście.
Wszystkie dzieci są takie specjalne i wyjątkowe. Czytaliście felieton w "Maskach"? Tym darmowym pisemku międzyszkolnym? Na końcu jest. Facetów do przeczytania może zachęci to, że ozdabia go pokaźny dekolt pewnej młodej damy. W każdym razie wnioski płynące z tego felietonu są dokładnie odwrotne. Że młodzież odpowiada jakiemuś istniejącemu wzorcowi i daje sobie narzucać pewne rzeczy. Jest właśnie schematyczna!

Ale nie tu tkwi problem.
Problem tkwi w zrozumieniu istoty pracy nauczyciela.
Nauczyciel jest jeden. Uczniów ma powiedzmy 100 (4 klasy dajmy na to). 1 na 100. Nie no chyba się kurwa nie łudzicie, że do każdego będzie podchodził i głaskał po rączce, z zapytaniem "Czy czegoś ci nie potrzeba bobasku? A może buteleczkę? A może smoczek?"... litości!
Szkoła jest przygotowaniem do życia w społeczeństwie. Serio. Dalej nie będzie inaczej. Narzucane schematy, wzorce zachowań. Albo jesteś tak zajebisty/a, żeby się wyłamać i dokonać czegoś kosztem innych, narzucając własne zasady (odsyłam do "Zbrodni i kary" Dostojewskiego, pozdrawiam klasę A ;)), albo naucz się funkcjonować w grupie przyjmując jednak do wiadomości, że nie można się zajmować każdym z osobna. No kurwa. Albo robisz coś, żeby być zauważonym, docenionym, żeby wywołać w innych chęć pomocy tobie, albo idź w cholerę i narzekaj na innych nie szukając problemu w sobie.

Dziękuję kurwa za wysłuchanie!

Billy Joel - We Didn't Start the fire
- przeczytajcie lyricsy. True, true...

wtorek, 12 kwietnia 2011

Zostało 8 minut...

Znacie to uczucie kiedy budzicie się rano i macie jakąś piosenkę w głowie? Ja dzisiaj obudziłem się z refrenem:

"Its taking me higher, higher
Higher off the ground"

Zacząłem się zastanawiać... co to jest? Nie kojarzę tej piosenki. Wpisałem tekst w google i wyskoczył Jackie Wilson z piosenką "Higher And Higher" - znam, ale to nie to. (Jeśli nie znasz, to poznaj, przyjemne). Szukałem więc dalej...

...i znalazłem.
Taio Cruz ft. Kalie Minogue - Higher o.O Słyszałem tę piosenkę raz, przelotem u dziadków. Śmieszna sprawa z tą naszą podświadomością. Ciekawe rzeczy przechowuje. Przedwczoraj obudziłem się z refrenem nowej piosenki The Black Eyed Peas. Czy to znaczy, że podświadomie pragnę słuchać popu?! Dżizas noł!
To się niedobrze składa, bo nie znam współczesnych popowych kawałków, które można zagrać na harmonijce... :(

Nie lubię kręcić filmów z limitem czasowym. Zostało mi 8 minut do zapełnienia, a obawiam się, że mogę mieć do pokazania ciut więcej ponad ten czas. We shall see.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Wiesz co mnie boli? Że w głowach się pierdoli.

Ludzie się dzielą. Nie ma bata. Nie wmówicie mi, że wszyscy ludzie są równi. Że każdy ma takie same prawa do czegoś. Nie, po prostu tego nie uznaję.

Smucą mnie ludzie, którzy myślą, że są nieprzeciętni, że tak bardzo wyróżniają się ze społeczeństwa. Krytykują innych za ich głupie wypowiedzi czy brak wiedzy na jakiś temat. A ty patrzysz na nich 5 minut później i widzisz dokładnie to samo, co oni widzieli w tamtych ludziach. Widzisz kolejną jednostkę funkcjonującą w wielkim organizmie społecznym, która grzecznie stoi w szeregu i nie ma zamiaru się wychylać. Co jest najgorsze to to, że ci ludzie krytykują innych, ale w żaden sposób nie próbują być inni. Nie podejmują żadnych działań, które miałyby ich odróżnić od szarej masy. Są tym co sami krytykują, tylko może w jakiejś innej dziedzinie.

Ja też taki jestem... aczkolwiek mam nadzieję, że nie do końca. Mówię o ludziach, którzy są przeciętni i przyziemni. Ja o sobie tak nie myślę. Nikt nie myśli o sobie jak o kimś przyziemnym. Jeśli nie jesteś zajebiście wyjątkowy dlatego, że masz w sobie "coś", to może dlatego, że jesteś tak bardzo smutny :( Gówno. Nie jesteś pierwszy i nie ostatni, który tak ma. A jeśli wydaje ci się, że jednak nikogo takiego jak ty nigdy nie było, to może on się po prostu jeszcze nie ujawnił ze swoją wyjątkowością... albo wcale o tym nie myśli.

Irytuje mnie też ludzka wmówiona bezradność. "Jak to nas los pokarał, takie wysokie rachunki. Ojej czynsz wzrośnie. Ach, ach problemy". Więcej czasu poświęcamy wyrażaniu emocji niż myśleniu nad rozwiązaniem problemu. Ostatnio słyszałem bardzo ciekawą kłótnię w tramwaju (przez telefon, że też się facet nie wstydził). Rozchodziło się o pieniądze. Dziwi mnie postawa kobiety, która była po drugiej stronie słuchawki. Ja po usłyszeniu słów "Tak? Masz coś jeszcze mądrego do powiedzenia". Zakończyłbym rozmowę... jakaś nieasertywna kobita chyba. Biedna, biedna. W życiu pewnie też jej nie wyszło, skoro musi się użerać z takim debilem, który musi napierdalać o swoich problemach na cały tramwaj. Nie no całkiem fajnie, ale jednak umiejętność zachowania prywatności jest cnotą w dzisiejszych czasach.

A tak w ogóle. Jadąc tym tramwajem stwierdziłem, że będę starał się panować nad swoimi emocjami. Na świecie jest tylu idiotów, a dyskusja z nimi jest bezcelowa.

I'm walking away from the troubles in my life. ;)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

apfff....

Pytanie brzmi: Dlaczego wracam tutaj, a nie idę np. czytać książkę? Mam tyle ciekawych książek do poczytania. Od chuja rzekłbyś. Albo rzekła... jest tu jakaś niewiasta?

A jednak wracam tutaj. Ach ta iluzja tworzenia. Paweł jesteś uzależniony!

Robię wszystko. Ciekawe czy gdybym nie musiał robić nic, to robiłbym "coś"... pewnie tak. Pewnie dużo więcej niż teraz.

Polecam nowy film Sofii Coppoli "Somewhere". Świetny jeśli lubicie zasypiać w kinie.
Lubię sen.
Lubię kino.
Połączenie dwóch powyższych też lubię :)

sobota, 2 kwietnia 2011

Strasznie dużo expienia...

Moje życie kojarzy mi się z początkową fazą grania w grę rpg. (role-playing-game... english motherfucker, do you speak it?!) Przeważnie na początku tworzymy swoją postać, rozdzielamy punkty umiejętności, talenty. Potem wychodzimy na świat i przez nasze wczesne wybory determinujemy to, czy będziemy druidem walącym z różdżki, czy knightem walącym z axe'a.

Podobnie jest w okresie szkolnym.
Zdobywamy wiedzę i sami decydujemy co przyswoić, czego będziemy później używać. Czy pakować w siłę czy w inteligencję. Wiedza czy atak. Trudne wybory. Niektóre zamkną nam dostęp do wielu rzeczy... np. zauważyliście ilu kulturystów zajmuje w przemyśle filmowym znaczące pozycje? Arnold był chyba wyjątkiem... Stallone... jakoś więcej przykładów nie przychodzi mi do głowy.
Co jednak zaczyna się dziać gdzieś w połowie gry jeśli dobrze poprowadzimy naszą postać? Jeśli nie będzie rozchwiana, rozwijana w różnych kierunkach, ale będzie skoncentrowana na jednym sposobie walki? Wtedy zaczynamy koxić. I koximy ostro już właściwie do końca.
Dlatego warto wypracować swoją metodę przejścia i dobrze rozdysponować punkty umiejętności... nie cofniecie już tego w co raz zainwestujecie, a nadrabiać inną gałązkę drzewa rozwoju będzie bardzo trudno... ;)