sobota, 31 marca 2012

Podsumowanie - nie czytaj, bo gorzko.

Patrz, jak się szamoczę.
To moje miejsce, a jednak wciąż przysparza mi kłopotów.

Ile razy już słyszałem, że nikogo nie obchodzi moje narzekanie na życie.
Jeśli coś mi się nie podoba, to niech napiszę o tym na swoim blogu.
Że jestem hipokrytą.

Tak naprawdę wszyscy jesteśmy hipokrytami. I owszem, uważam, że fakt, że jestem tego świadomy i się do tego przyznaję czyni mnie lepszym. A to dlatego, że mogę próbować co poprawiać. Walczyć z tym jakoś.

Jestem zakompleksiony. To też jest prawda. To, że mi to wytkniesz nie czyni cię ani trochę lepszym.

Chciałem robić coś, co pomogłoby mi porządkować myśli, a może miałoby też jakiś pożytek dla innych. Ale my jesteśmy perfidnym gatunkiem i bardzo trudno, jest nam się powstrzymać przed godzącymi w ludzi komentarzami.

Nikogo nie obchodzi moje narzekanie? I dobrze. Nikomu nie każę tu wchodzić. Wrzucam linki na facebooka, kiedy uważam, że z postu może płynąć jakaś nauka, albo, że jest to ciekawy temat do dyskusji. Starałem się ostatnio. W kilku ostatnich wpisach naprawdę powstrzymywałem się przed bezsensownym malkontenctwem. Skupiałem się bardziej na moich planach, nadziejach i obawach, niż na wadach innych osób.

Coś w tym jednak chyba jest, że nawet liczny pozytywny odzew nie jest tak wyraźny, jak pojedyncza negacja.

Mogłem sobie zrobić pamiętnik czy inny zeszyt, w którym pisałbym to samo. Wybrałem internet. Częściowo dlatego, że mam parcie na szkło. Częściowo dlatego, że ułatwia mi to dostęp do tego co piszę oraz, że ludzie mogliby coś z tego wyciągnąć. Bo chciałbym, żeby ludzie byli inni. Bardziej refleksyjni. Bardziej spostrzegawczy. Bardziej empatyczni, bo nam tego dzisiaj cholernie brakuje.

To "miejsce" miało być moją ucieczką. Ale przez to, że zdecydowałem się na taką, a nie inną formę. "Obnażyłem" się mentalnie przed wszystkimi, którzy chcieli to zobaczyć, nawet to miejsce nie jest już dla mnie przyjazne.

Czasem wchodzę tu, żeby sprawdzić komentarze. Przewijam w dół.

0 komentarze
0 komentarze
0 komentarze

Nie ma z kim pogadać. A potem ktoś bezmyślnie rzuca, w bezsensownej odpowiedzi, że nikogo nie obchodzi twoje narzekanie. Nikogo nie obchodzi. Nikogo nie obchodzi...sz.

środa, 21 marca 2012

Kebabowy Alfons

Witajcie moi wierni czytelnicy! Dziś zaskoczę was czymś nowym! Cóż to będzie zapytacie, a no będzie to... tymdymdyyyyym! - praktyczna notka!!!

Po tym jak pan B. (ach ta anonimowość) pokazał nam stronkę kebab pips czy jakoś tak, zaczęliśmy oceniać zjadane przez nas kebaby. Otóż, nadszedł ten czas, by stworzyć swego rodzaju obiektywizującą konkurencję dla tych domniemanych alfonsów, więc oto mój ranking szczecińskich kebabów, zapraszam.

Na wstępie muszę zaznaczyć, że większość pochłanianych przeze mnie kebabów to rollo, zwykle z sosem łagodnym i nigdy z kurczakiem. Ok, teraz gdy już to wiecie, macie jako taki pogląd na to, co brałem pod uwagę oceniając.


RAB BAR (ul. Krzywoustego)
Zacznę od największego kebabowego koszmaru (który pimpy uważają za najlepszy kebab w Szczecinie... ciekawe... mój nr 1 jest ich koszmarem... hm) rollo w RABie.
Dobrą stroną RABa może być to, że jest on otwarty 24 godziny na dobę, ale jakoś usługi przynajmniej w godzinach popołudniowych pozostawia wiele do życzenia.

-ciasto smakuje jak serwetka
-mięso nie powala smakiem, do tego jest go mało i chowają je pod surówką
-surówka też nie zasługuje na to miano, bo wygląda jak obierki, które ktoś postanowił użyć coby się nie zmarnowały
-małe to to, nie nasycisz się, a kosztuje tyle co wszędzie, jeśli nawet nie trochę więcej (mały w okolicach 8 zł)

KOŃCOWA OCENA: 2/10


Berlin Doner Kebab (kilka miejsc: Kaskada, C.H. Turzyn)
Sprawdzone dzisiaj. Sos, wyjątkowo, mieszany.
-ciasto bez zarzutów
-dobry stosunek mięcha do całej konstrukcji
-dużo surówki i były to porządne kawałki
-świetny sos, smaczek pozostawał i można się nim było rozkoszować jeszcze długo po spożyciu
-minusem jest cena czyli 10.99, za taką cenę można się napchać kebabem gdzie indziej ( o tym zaraz)

KOŃCOWA OCENA: 8/10


IMBISS (al. Niepodległości)
Świątynia dobrego kebaba.
-8zł mały kebab, 10zł duży (faktycznie duży, jeśli nie przymierasz głodem, to się najesz)
-dobry stosunek mięcha do konstrukcji
-dobrze przypieczone ciasto, cieplutko :)
-porządne porcje surówki, racjonalnej wielkości plastry

KOŃCOWA OCENA: 8/10 (przy takim stosunku ceny do jakości, chyba najlepsza z dotychczas poznanych opcji)


Mezo Kebab (ul. Berlinga)
Tam co prawda nie spożyłem rollo, lecz kebab z makaronem, ale państwo drodzy... co to był za posiłek...
-duuuże ilości naraz mięcha
-smaczny sos
-dobra surówka
-cena co prawda to 15 zł, ale w gratisie dostajemy również turecką herbatkę, bardzo smaczna
-minusem może być turecka muzyka, sącząca się z telewizora, ale generalnie fajna sprawa

KOŃCOWA OCENA: 7/10 (z zaznaczeniem, że to nie rollo)


ELMAS KEBAB (plac Zwycięstwa)
O tym kebabie wiele powiedzieć nie mogę... Ni mnie to grzeje, ni chłodzi.
-również turecka herbatka w gratisie, fajna sprawa zimą, ale smakiem nie powala.
-ilość mięcha wystarczająca, ale super smaczne nie jest, dziwnie je się te plastry
-surówka tez w porządku
-ciasto bez zarzutów, może za słabo przygrzane

KOŃCOWA OCENA: 5/10 (taki średniak)

I to by było na tyle z dzisiejszego przeglądu kebabiarni. Polecam się na przyszłość. Fiyo out!

EDIT:

Zapomniałem o jednym kebsonie, wybacznie!

MAK KWAK
Pierwsza i najważniejsza rzecz. Obsługa nie pojęła idei rollo kebaba. Bo do dobrze skleconego rollo, nie potrzebujesz widelca.
-mięso przyzwoite
-surówki dość
-cena standardowa
-minusem i to poważnym jest mobilność, a raczej jej brak... ujdziesz, ale musisz liczyć się ze znacznymi stratami w kebabie
-i ten widelec... toż to nietakt podawać rollo z widelcem
-krążą również legendy, że można w MAK KWAKU znaleźć w jedzeniu plastik, mnie się nie zdarzyło, ale przyznam, że lekkim lękiem mnie to napawa

KOŃCOWA OCENA: 5 (może z małym plusem, bo jakość produktu trochę lepsza niż w Elmasie, kosztem mobilności niestety)

niedziela, 18 marca 2012

To ciągle ty, czy może już ja?

Dziwny to stan kiedy nie wiesz ile twoich myśli czy zachowań zależy od twojej percepcji. Bo zależy dużo. W zasadzie wszystko. Pytanie zasadnicze brzmi jednak: czy coś jest jakieś, bo takie jest w istocie, czy też tylko ci się tak wydaje? I szczerze mówiąc... mam z tym problem.

Mam świadomość tego, że mam dosyć spaczoną percepcję świata. No właśnie? Ale czy na pewno? Optymizm czy pesymizm to wszystko jest jakieś spaczenie? Świat może być ponury i pełen złych, głupich ludzi, ale może być też piękny, pełen wspaniałych, mądrych ludzi. I jest taki. Zawiera w sobie to wszystko... może tylko w nierównych proporcjach.

Nikt nie ma monopolu na prawdę. Nikt. A szkoda, bo to by ułatwiło sprawę. Skoro jednak wszystko zależy od naszej percepcji, to czy możemy zmienić świat inaczej na niego patrząc? Czy ja się jeszcze mogę zmienić? Czy mógłbym przejść przez jutrzejszy dzień pozytywnie patrząc na różne jego aspekty? Mam na 8, ale przynajmniej wzbogacę swoją wiedzę, może dzięki temu lepiej zdam maturę.

Czy naprawdę nie mogę być tym wiecznie przygnębionym, smęcącym Pawłem, dopóki nie decyduję autonomicznie o swoim bycie (w stopniu w jakim jest to osiągalne)?
Czy święty spokój jest osiągalny?
Czy naprawdę tak trudno mnie zrozumieć?

czwartek, 15 marca 2012

O ograniczeniach i prześciganiu siebie

A tekstem wszech czasów zostaje, "ale ja się na tym nie znam" (z dopowiedzeniem "więc mówię co bądź" - genialne, genialne)

Jak często słyszycie, że "ktoś się na czymś nie zna"? Najczęściej mówią to starsi, aczkolwiek nie muszą być bardzo starsi, dlaczego nauczyciele często proszą uczniów o pomoc przy sprzęcie multimedialnym. Bo pewnie się na tym nie znają. Ok, też nie znam się na wielu rzeczach, ale wiem jedno.

To, że się na czymś nie znam, nie oznacza, że nie mogę tego zrozumieć. A na pewno mogę podjąć taką próbę.

Natomiast ci, którzy używają takiej wymówki najczęściej takiej próby nie podejmują. Powodów może być kilka. Oto najbardziej prawdopodobne według mnie:
1. Są leniwi. Podjęcie próby zrozumienia czegokolwiek wymaga skupienia i wysiłku umysłowego. Nie każdy to lubi i jest chętny poświęcić chwilę na myślenie, więc często zasłaniają się brakiem umiejętności, wiedzy.
2. Mają poważny problem z umiejętnością logicznego myślenia. Rozpracowanie każdej rzeczy jest możliwe. Wymaga tylko odpowiedniej ilości czasu i logicznego myślenia, ew. wiedzy pozyskiwanej z zewnątrz. Ale przy prostych kwestiach technicznych można się zdać na siebie z niezłym skutkiem.
Pomyślmy o tym tak. Kiedyś człowiek nie był w ogóle edukowany, nie miał żadnej wiedzy o otaczającym go świecie, a jednak potrafił stworzyć koło, ogień, czy maszynę do robienia waty cukrowej (nie wiem skąd to skojarzenie), a ty mi mówisz, że nie znasz się na komputerze i dlatego nie możesz odpalić filmiku na YouTube'ie? Naprawdę? -.-

Ludzie zbyt często się poddają, a zbyt rzadko podejmują próbę zrozumienia czegoś. Ba, nawet kiedy ktoś prezentuje im wiedzę, nie zawsze potrafią ją później wykorzystać. Co z tego, że masz informacje jak coś zrobić, skoro możesz wezwać młodszą osobę, która to zrobi. Nie nauczysz się, ale będzie zrobione... co z tego, że zawsze będziesz w ten sposób zależny/a od innych.


Co do prześcigania siebie... hm... boli mnie to, że najlepsze według mnie opowiadanie, jakie napisałem powstało nie wiadomo kiedy, pod wpływem nie wiadomo czego (obstawiam, że ktoś mnie nie zaprosił na urodziny i było mi z tego powodu źle). A jednak... prozaiczny powód, a takie zacne opowiadanie... weno! Gdzie jesteś gdy cię potrzebuję?! Kiedyś cię znajdę... znajdę, cię... a póki co poczytam "Dżumę", może tam się schowałaś.

poniedziałek, 12 marca 2012

Żenada

Co się dzieje?!

Producent filmu "Kac Wawa" chce pozwać Tomasza Raczka, bo ten rzekomo naraził go na straty finansowe pisząc:

"A więc byłem na filmie KAC WAWA i muszę przyznać, że dawno już nie pamiętam abym w kinie był tak głęboko zażenowany. To nie jest po prostu zły film. Ten film jest jak choroba, jak nowtwór złośliwy: zabija wiarę w kino i szacunek do aktorów. Patrząc na Romę Gąsiorowską, Sonię Bohosiewicz i Borysa Szyca, grających główne role, czułem się tak jakbym patrzył jak ktoś przerabia kochanych członków rodziny na dziwki i alfonsów. Szczerze i nieodwołalnie odradzam pójście na KAC WAWA do kina. Ten film powinien ponieść klęskę frekwencyjną - może to nauczyłoby czegoś producentów. WSTYD!"

Serio?
To już nie jest kwestia tego czy myślimy czy nie, bo zakładam, że producent pozwu nie złoży i chodzi najwyżej o szum wokół filmu i ratowanie dobrego imienia... jeśli w ogóle czyjeś imię może jeszcze być dobre po uczestniczeniu w tworzeniu tego filmu... który wygląda na największy shit ever... Średnia na Filmwebie na dziś: 1,6/10.
Aktorzy się pozbierają... ich potrzebujemy, ale twórcy odpowiedzialni za fabułę już się tak łatwo nie wykpią.
Uderza mnie tylko bezczelność tych działań. Dwójmyślenie mocno! Ten film jest świetny, a jeśli uważasz inaczej, to chodź do sądu! Gdzie jakiś... nie wiem... honor? Odpowiedzialność za swoje czyny... pieniądz robi z mózgiem straszne rzeczy o.O

Słowa, słowa, słowa...

Źle się dzieje w państwie polskim.

Nie dość, że nie ma pracy dla młodych (tak przynajmniej się mówi), to jeszcze filmowcy zaczynają dyskutować z krytykami.

Dlaczego? Dlaczego oni to robią?

Ja wiem dlaczego. Bo to bezrefleksyjni ludzie... delikatnie mówiąc.

Barbara Białowąs, Piotr Czaja, kto następny? Kto chętny do pokazania swojej erudycji przed tysiącami Polaków. Kto jeszcze nas oświeci swoją spostrzegawczością?

"-Aktorzy marnują swój talent występując w takich filmach...
-Ale dlaczego? Dlaczego? Przecież dobrze zagrali?"

Obawiam się niestety, że to dopiero początek. Że nadciąga potop ludzi, w których głowach studia nic nie zmienią.

Cytując klasykę:
"Skąd się biorą te koszmary? Wypłosze spod krzaka, nieuki jebane".

Nie wiem co ja chcę ze sobą zrobić. Uciec gdzieś... nieważne dokąd. Ale za co? Och pieniądze! O wy niegodziwe środki płatnicze, dlaczego?! Dlaczego was nie ma?! I kiedy będziecie?

Bronię przed wyparowaniem ostatnie resztki mojej dziecinnej naiwności. Naiwności, która nastawia cię na myślenie, że jakoś to będzie, życie jest fajne i nie ma się czym martwić. Wiem, że to nieprawda. Wiem, że na tym uświadomieniu polega dojrzewanie (takie prawdziwe, umysłowe, to, że masz 40 lat nie znaczy, że jesteś człowiekiem dojrzałym... to o niczym nie świadczy), ale tak być nie powinno. Dziewiętnastolatkowie, którzy dopiero zaczynają ogarniać, jak to życie funkcjonuje nie powinni się go bać. Powinni się czuć bardziej pewni siebie. Bezpieczniejsi. Ale się nie czują.

Mam wrażenie, że ktoś coś bardzo mocno zjebał.

środa, 7 marca 2012

Żarty się skończyły...

...nadeszło przerażenie.

Och jak przyjemnie było nic nie robić. Tzn. robić coś, ale nic nieprzyjemnego. Spokój... relaks... swobodne dywagacje...

Gdy nagle kubeł zimnej wody oblewa mi twarz. Woah!
Nie ma wakacji Paweł, trzeba papiery składać. Prace własne tworzyć, komponować, wysilać swoją kreatywność. Tak, tak... bo termin masz do 25 maja. Matury kończysz 21? No, to akurat będziesz miał 3 dni przerwy. Jakieś piwko czy coś. Zdążysz się zrelaksować. No chyba, że to wcześniej załatwisz. Twój wybór. Potem w czerwcu trzeba będzie jeździć. Fajnie będzie, zobaczysz.

I tylko ciągle mam wrażenie, że coś mi umyka. Ale ja przecież wcale nie chce tu być. Wcale nie chce iść na studia. A nawet jeśli pójdę, to co potem zrobię? 5 lat tylko po to, żeby się dowiedzieć, że nie mam co robić? Jestem pełen obaw o przyszłość. Zazdroszczę tym, którzy tyle nie myślą. Pewnie mają większy komfort psychiczny. Trzeba coś robić.

Złaź z tego komputera, przestań grać w Wiedźmina, poczytaj trochę... w końcu uważasz siebie za inteligenta. Zasłuż na to miano. W astronomii i budownictwie się nie orientujesz, to chociaż literaturę ogarniaj... film... społeczeństwo.
Mówisz?
Tak mówię... trzeba coś zrobić. Nie urodziłeś się geniuszem. Nie masz nadzwyczajnych talentów, ani walorów fizycznych, które stwierdzałyby jasno co masz w życiu robić. Nie jesteś ani super wysoki, żebyś mógł zostać koszykarzem. Ani wybitny muzycznie... Prawda jest taka Paweł, że tak naprawdę jesteś kolejnym szarym człowiekiem, który po prostu nie chce tego przyznać, bo nie chce taki być.
Ta... w sumie masz rację... ale wiesz co Fiyo?
Co?
Pierdol się.