sobota, 29 października 2011

Dlaczego tego nie przyznasz?

Niektórzy ludzie mają bardzo duże problemy z przyznaniem się do błędu. Możesz im przedstawić argumenty nie do zbicia, na to, że popełnili jakiś błąd, albo ciągle popełniają, a oni nie... zmienią temat, zaczną cię atakować i łapać za słówka, nawet zaczną się z tobą licytować na to co oni zrobili/robią, a czego ty nie robisz...

Naprawdę tak trudno powiedzieć: "Masz rację, mój błąd"? Czy tacy ludzie nie widzą, że tylko szkodzą sobie i swojemu wizerunkowi? Że tracą w oczach innych? Co ci da to, że trzymasz przy swoim? Co ci to da, jeśli wszyscy dookoła wiedzą, że jest inaczej? Jeśli jesteś ostatnią osobą, która kurczowo trzyma się swojej opinii, to ociera się to już o idiotyzm. Ja rozumiem, że są sytuacje, że wszyscy mówią "Ziemia jest płaska, a Słońce wokół niej krąży", a ty twierdzisz inaczej. Ale Kopernik czy Galileusz mieli jakieś dowody na swoje poglądy, a ty co masz? Twoje słowo przeciw mojemu?

Wkurwia mnie to niemiłosiernie. Dlatego darzę głębokim szacunkiem mojego nauczyciela matematyki z podstawówki, który chwalił cię za to, że jesteś czujny/a i go poprawiasz. W ogóle nie wiem czy matematykom nie najłatwiej nauczyć się przyznawania do błędów. Przecież przy każdym obliczeniu mogą się machnąć i o czymś zapomnieć. Debilizmem byłoby wtedy utrzymywać, że twój wynik jest jak najbardziej poprawny, podczas gdy z obliczeń 25 osobowej klasy wynika inaczej.

Trudno się żyje z osobami, które mają tylko i wyłącznie rację. Ciężki kawał chleba... Dlatego tworząc mój krąg zaufania, nie uwzględniam w nim raczej osób, które nigdy się nie mylą...

sobota, 22 października 2011

Całe życie z wariatami

Patrzyliście kiedyś na szkołę jak na szpital psychiatryczny? Nie? To spróbujcie.
Wyjdźcie z sali. Rozejrzyjcie się po korytarzu jakbyście byli w niej pierwszy raz. Zwracajcie uwagę na ludzi, może się do nich przyzwyczailiście, nie szkodzi, spróbujcie spojrzeć na to co robią.

Dwóch kolegów kopie się po nogach.
Chłopak siedzi na ławce i buja się w przód i w tył patrząc przed siebie jakby miał chorobę sierocą.
Jakiś inny dzieciak skacze na swojego kolegę i próbuje na nim jakieś chwyty zapaśnicze.
Jakaś dziewczyna przebiega przez korytarz, dudniąc butami i dzwoniąc kluczami, które ma zawieszone na smyczy.
Słyszycie jak ktoś mówi "Nie lubię szparagów, chociaż nigdy ich nie jadłem".
Z głośników leci jakieś "Pudi-pudi, pudi-pudi. He cooked a dead guy giga-pudi".

A dorośli stoją na krańcu korytarza i nie zwracają na to uwagi, bo już są przyzwyczajeni. Zupełnie jak strażnicy w psychiatryku (przynajmniej w wersji z amerykańskich filmów). Ja już tylko czekam na panią, która przyniesie mi moje lekarstwa.

A nawet jeśli uda wam się stamtąd wyjść, to nie liczcie na coś innego.
Myślicie, że ludzie na zewnątrz są zdrowi? "NORMALNI"? To jak wytłumaczycie gościa, który siedzi sobie w tramwaju, mając na sobie tylko cienką bluzę, podczas gdy jest 8 rano i na zewnątrz mróz pizga, a on patrzy przez okno i mamrocze razem z głosem ze swoich słuchawek. Brzmi to mniej więcej tak:
"Ambsymydbymmfybmyms somybydy ybydys bysbymdybym"

To teraz tak na poprawę humoru... i w sumie dla porównania:

Dokąd ten świat zmierza...

wtorek, 18 października 2011

Etos elity

Zabieram się do tego wpisu od kilku dni... muszę coś w końcu napisać, bo się tu nudno zrobiło.
Jedziem.

Wszyscy wiemy, że społeczeństwo dzieli się na różne warstwy i grupy społeczne. Sami się do tego przyczyniamy wybierając z jaką grupą ludzi chcemy przebywać, a od jakich raczej trzymamy się z daleka (np. nikt nie lubi kiedy ktoś wita się z nami symulując uderzenie nas).

Uważamy się za lepszych, bądź gorszych od innych, w zależności od naszej samooceny i poziomu akceptacji przez innych.

Jest jedna pewna grupa osób, która uważa się za lepszą od niesamowitej większości ludzi. Ten osiągnięty przez nich status, który nie przekłada się w żaden sposób na status społeczny, bo taka "elitarna" osoba, może być w rzeczywistości tylko... nie wiem... nauczycielem filozofii w szkole średniej... W każdym razie ta osoba krytykuje innych za bycie głupszymi... kiczowatymi... ograniczonymi... Uważa, że zajmują się zbyt przyziemnymi sprawami, albo mają zbyt prymitywny aparat percepcji.

W przeciwieństwie do takiej elitarnej osoby... taką osobę zajmują wspaniałe rozważania o naturze rzeczy... Kojarzycie "Przypowieść o jaskini", którą posłużył się Platon, żeby przedstawić swoje poglądy? Taka elitarna osoba ciągnie to dalej... zastanawia się czy "Familiada" jest taką jaskinią...

Wspaniałe życie, wspaniałe... Normalnie mówię "Jeśli czujesz się ze sobą dobrze, to świetnie. Tak się czuj". Niektórzy nie lubią, kiedy inni czują się świetnie, bo uważają, że są wtedy "za fajni" i inaczej się zachowują. To teraz wyobraźcie sobie jak bardzo "za fajny" musi być ktoś, kto uważa, że przynależy do intelektualnej (bądź jakiejś innej) elity... I taki ktoś może mnie uczyć w szkole! Dżizas!

środa, 12 października 2011

Pozdro dla kumatych

Co odróżnia mnie o tych wszystkich ludzi, którzy pytają na forach, albo na YT:
"Hey, what's the title of this song?'
"What's that song in 0:05?"
"'Co to za muzyka kiedy on wchodzi do baru (coś koło 18 minuty)?"

Jestem mniej leniwy niż oni? Sprytniejszy? Jeśli to drugie, to to bardzo źle świadczy o tych, którzy zadają takie pytania. Jak Paweł zwykle znajduje piosenki w internecie:
a) zapamiętuje jedno zdanie z piosenki, najlepiej 2: kawałek refrenu i kawałek zwrotki
- często okazuje się, że to co zapamiętałem ma zupełnie inne słowa niż lyricsy, dlatego warto zapamiętywać różne kombinacje i różne kombinacje wpisywać w google ;)
b) wpisuje w google coś jak "Assasins Creed: Revelations trailer song"
-i okazuje się, że o ową piosenkę spytał ktoś 4 miesiące wcześniej na Yahoo i ktoś udzielił mu odpowiedzi (ale to w sumie jest żerowanie na ludziach, którzy są niekumaci)
- znajduje na YT tężę piosenkę ze słowami i wraca do pkt a) czyli wpisuje słowa w google
c) jeśli jest to piosenka z filmu, to wpisuje w google "[tytuł filmu] soundtrack/OST" i znajduje sountrack... ewentualnie, jeśli piosenki nie ma na oficjalnym soudtracku, to ogląda napisy końcowe i sprawdza tytuły.
- weźmy taką "Incepcję", zastanawiacie się co to za fhancuską piosenkę sobie puszczali... soundtrack jej nie wymienia, ale wiecie mniej więcej jak brzmi... patrzycie sobie na napisy końcowe i okazuje się, że w filmie użyto piosenki pt.: "Non je ne regrette rien" - hej! gdybym umiał przeliterowywać francuskie wyrazy to pewnie tak bym to zapisał! A wykonawczynią jest Edith Piaf, więc kurde bela, to musi być to!

To takie trudne? Serio? Ja rozumiem, że czasem trzeba poczekać na kolesi z Yahoo... albo z Samosi (btw. wiecie, że jakoś dzień po kolejnej dziewczęcej akcji, która ma niby przypominać o mammografii, w stylu "Lubię na tapczanie/podłodze/pralce/w kuchni" albo "20 min 36cm" na samosi będzie już odpowiedź na odwieczne pytanie "O CO KURWA CHODZI?!?!?!" Yup. Na samosi są niecierpliwi ludzie, do tego lubią pytać, więc zamiast pytać siebie nawzajem, poczekajcie jeden dzień i sprawdźcie samosię ;) ) ale no kurna... odrobinę inicjatywy. Ja nie wiem co to się stało, że nagle wszyscy są tacy nieporadni i potrzebują cudzej pomocy. To lenistwo, że nie chce ci się pogooglować czy po prostu jakaś zaćma umysłowa, że nie wpadniesz na to, żeby sprawdzić napisy końcowe... nie wiem... ręce opadają, dlatego nie dziwię się ludziom, którzy na podobne komenty na YT odpisują "spytaj wujka google" albo coś w podobnym stylu...

Jakieś strasznie nieporadne to pokolenie młode... strasznie :P

wtorek, 4 października 2011

Już wystarczy...

Nie lubię ludzi, nie wszystkich, tylko tej niewielkiej większości, która nie myśli.
Ja myślę, niestety, i to mnie boli. Nie znaczy to, że jestem mądry. Przeraża mnie moja niewiedza, ale nie mam zamiaru się tłumaczyć. Już nawet nie mam ochoty zwracać na to uwagi... męczy mnie to. Ludzie... dlaczego nie myślicie...

dlaczego przed pójściem na film, nie sprawdzicie o czym jest... opis fabuły, recenzja... cokolwiek, żeby nie wchodzić z czteroletnimi dziećmi na film "7 krasnoludków: historia prawdziwa". To nie jest trudne.

dlaczego myślicie, że jesteście jedynymi osobami na sali kinowej/ścieżce/schodach ruchomych? Wiem, że egoizm jest naszą wrodzoną (a może wyuczoną?) cechą. Mam o tym pojęcie, bo sam myślę o sobie. Ale są pewne granice. Nie musisz się odbijać od lewej do prawej strony chodnika, albo nagle się zatrzymywać na trasie po wyjściu, nie wiem, z autobusu... za tobą mogą być ludzie. Serio mówię. Nie wymyśliłem ich... oni są wszęęędzie....

Jakaś podstawowa kultura w kinie. To, że ciebie film nie interesuje, bo wyciągnął cię na niego twój chłopak, nie znaczy, że możesz zapieprzać palcami po swojej guzikowatej, tikającej klawiaturze i smsować z koleżanką. Proszę, odłóż to na później. Głośne komentarze, nieważne za jak zabawne je uważasz, też nie są wskazane. Serio, nie obchodzi mnie to co sądzisz o jedzeniu widocznym na ekranie...

Nie chce mi się... mam nadzieję, że się mylę i to nie jest większość. Naprawdę mam taką nadzieję... ale w to nie wierzę. To wynik lenistwa, że nie chce nam się pomyśleć? Spojrzeć trochę szerzej? Czy to może jakiś mechanizm obronny przed resztą świata? "Jeśli jest chociaż maleńka szansa na to, że nie mam racji, to mój świat się wali".

To smutne.
Smutne jest też to, że ludzie potrafią zapominać na zawołanie. Byłeś/byłaś w Polsce w latach 2005-2007 i nadal chcesz głosować na PiS? Bronią wartości cennych dla prawdziwych Polaków? W Polsce szerzy się satanizm, a oni stoją na straży chrześcijaństwa? A Jarosław Kaczyński to sympatyczny, przyjaźnie nastawiony do świata starszy pana?
To ja jako nieprawdziwy Polak - ateista powiem tak:
jest jedna rzecz, za którą jestem wdzięczny rządom PiSu... właściwie to dwie
1. Dzięki temu, że pan Kazimierz Marcinkiewicz był... piętnowany? podsłuchiwany? i dzięki temu, że powiedział, że "Czuje się jak w "Roku '84" Orwella" przeczytałem tę książkę. I odkryłem nowy świat. Świat, w którym w książce może pojawić się słowo "orgazm" czy "gwałcić" a książka będzie miała wartościowy przekaz.
2. Po dwóch latach dziwnych rządów i koalicji nastąpiła mobilizacja ludu i Polacy wybrali względny spokój. Nie wiem czy był to wynik przemyśleń czy zagłosowali po prostu na opcję przeciwną. (dobra, wiem, ale próbuję się łudzić)

Minione 4 lata nie były tragiczne. Rząd nie spieprzył tak bardzo, żeby trzeba było wybierać opcję przeciwną (którą mianuje się PiS... prawda?) dlatego proszę... ci z was, którzy mogą głosować niech pójdą i to zrobią. I niech to nie będzie nieważny głos. Oddajcie głos na to co już było, ale nie było tragiczne. Bo jeżeli tego nie zrobicie, to istnieje możliwość, że głosy tych babć i dziadków, które pójdą do urn po wyjściu z kościoła, oraz pozostałej części PiSowskiego elektoratu, który w jakichś dziwnych okolicznościach zapomniał dwóch lat z życia przeważą nad resztą... a wtedy czekają nas następne dwa lata zgrozy. Po co robić idiotyczną przerwę? Niech już będzie to co jest... albo niech przyjdzie nowe-stare.
Ale proszę.
Nie dajmy ludziom, którzy mają klapki na oczach i nie chcą ich zdjąć decydować o naszej przyszłości. Nie nazywam ich tak, bo tak nazywają ich media czy ktokolwiek. Nie jestem fanem mediów. Ale mam rodzinę. Starszą rodzinę... i widzę co oni robią, słyszę co mówią. I jest mi smutno. Bardzo smutno. I wiem, że to nie są odosobnione przypadki. Wiem, że ich postawy skądś się biorą. Jeśli tacy ludzie mają decydować o moim losie, zamiast mnie i moich rówieśników...

...to jebać to, po co w ogóle planujemy przyszłość w tym kraju?