czwartek, 1 listopada 2012

Powrócony

Oto jestem, w miejscu, z którego pochodzę.
I chodź otoczenie się zmieniło, to mam wrażenie jakbym nigdzie nie wyjeżdżał.
Mam co prawda swój pokój, ale tak jak w Poznaniu, śmieci zaczynają tworzyć piramidę, czekając na łaskawe wyrzucenie.
Żeby zjeść, muszę najpierw umyć patelnię, która stoi gdzieś brudna.
I chodź wiem, że tak powinno być, to nie tego oczekiwałbym od domu.
To pewnie naiwne i wciąż mocno dziecinne, ale myślałbym, że będą mnie witać jak syna marnotrawnego. Jak to zrobili przyjaciele. Wielki krzyk, papieros wysunięty w moją stronę, ogień.

Skoro nawet rozmowy w drugim pokoju są takie same jak w akademiku (a raczej w akademiku, takie jak tutaj... "Tak kochanie", "Oczywiście", "Ja też cię kocham" [nie byłoby to takie nieznośne, gdyby nie ton zakochanego dwunastolatka]), to zastanawiam się... czy naprawdę jest po co wracać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz