Przeczytałbym coś... ale nie poszedłem do biblioteki. Dammit.
Pamiętacie taki serial jak "Californication"? Pamiętacie taką książkę jak "God Hates Us All"?
Taka książka istnieje naprawdę. Nie jest tak obszerna, nie nazwałbym jej też arcydziełem. Coś w niej jednak było, skoro minął tydzień, a ona wciąż wraca. Może za miesiąc przestanie, kto wie. Może to dlatego, że dobrze wypełniała czas. Może to dlatego, że nie rozumiałem wszystkich słów, bo czytałem wersję angielską. :)
Kto wie. Książka... sympatyczna i cieszę się, że mam ją na półce. Nie tylko dlatego, że dobrze wygląda. Może kiedyś zajrzę do niej jeszcze raz.
Nie jest przyjemnym uczuciem, gdy ktoś zrywa kontakt. To tak jakby... wyobraźmy sobie relację jak roślinkę, którą sadzimy sobie na ciele. Przyjmijmy, że jest to możliwe... chociaż chyba jest. W każdym razie, relacja się pogłębia, roślinka zapuszcza korzenie...
Moment zerwania kontaktu, powiedzenia "koniec", to wyrwanie roślinki. Razem z korzeniami. A co zostaje, gdy wyrwie się roślinkę z korzeniami? Dziuuuura. Zanim dziura się zasklepi, coś tam powpada... śmieci jakieś, brud, kurz... Niefajnie żyć z dziurą.
"I'm telling you this because I want you to know the truth"
Ty tylko nie poszedłeś do biblioteki. Ja zapisuję się tam już od około 2 miesięcy. :<
OdpowiedzUsuń