Dlaczego nie możemy być dla siebie mili i pomyśleć o innych kiedy nie wymaga to od nas więcej niż musimy zrobić. Musisz iść i powiesić pranie? Super, zrób to tak, żeby zabrać mniej miejsca niż byś mogła, a nie, żeby obwiesić wszystkie sznurki w suszarni. Musisz zaparkować swój samochód? Przykro mi, ale proszę zrób to tak, żebym ja też miał gdzie stanąć.
***
Dlaczego mnie to wciąż dziwi? Przecież już od jakiegoś czasu widzę, że ludzie maja wszystkich w głębokim poważaniu i myślą tylko o sobie. Ja też jestem egoistą, ale w sytuacjach, w których bycie miłym dla innych nie wymaga ode mnie działań ponad normę, robię to co mam zrobić tak, żeby innym nie sprawić problemu. 5 razy poprawiam się na miejscu parkingowym, starając się nie wyjść za linie, żebyś tylko ty miał gdzie stanąć. Nie wieszam swojego prania tak, żebyś ty kochana sąsiadko nie mogła powiesić swojego. Nie. Jakoś naturalnie przychodzi mi wieszanie prania, żeby zajmowane przezeń miejsce było jak najwęższe, a nie żeby zajmowało cały sznurek.
Trochę myślenia, ludzie. Nie jesteśmy sami na świecie, a w najbliższym otoczeniu jest sporo innych osób. Nie musimy się znać osobiście, żeby sobie pomóc. Nie musisz zrobić nic ponad to, co zrobiłbyś/zrobiłabyś normalnie, żeby ułatwić mi życie i oszczędzić mi nerwów.
Dlatego na nowy rok, życzę wam wszystkim więcej oleju w głowie, więcej wątpliwości przed podejmowaniem głupich działań i więcej życzliwości dla innych.
Ja, Fiyo, życzę wam wszystkim mądrzejszego Nowego Roku.

piątek, 30 grudnia 2011
niedziela, 25 grudnia 2011
Paweł Panfil - teoretyk związków
Dziś w programie: "Jakie związki są, a jakie nie są wkurzające". Zapraszam.
Historia prosta jak budowa cepa. Chłopak poznaje dziewczynę, chłopak podoba się dziewczynie, dziewczyna chłopakowi i po jakimś czasie zaczynają związek, ale jaki?
1. Chłopak to pantoflarz, a ona chce zastąpić mu matkę.
Bardzo smutny i troszkę żałosny typ związku. On - często maminsynek, ona - często typ mamusi. Związek charakteryzuje się tym, że któreś z partnerów co jakiś czas używa sposobu mówienia 10 latka/tki, czyli jest zajebiście słodko-pierdzący/a. Jeśli druga strona akceptuje taki stan rzeczy lub co gorsza, robi to samo, to związek ten ma szansę na przetrwanie do momentu, aż któreś ze związkowców nie stwierdzi, że coś tu jest nie halo i nie przerwie żenującego przedstawienia.
2. Oboje są normalni, do tego nie obnoszą się ze swoją miłością w towarzystwie
Mój ulubiony typ. Nie muszę rzygać kiedy para zaczyna się całować na imprezie. Podchodzą do otoczenia na luzie. Można pogadać z obojgiem i na osobności. Przebywanie w ich towarzystwie nie grozi utratą wzroku ani wyciekiem tęczowej wydzieliny z uszu.
3. On spokojny, ona szalona.
Związek tymczasowy. Jeśli on jest zbyt spokojny, ona szybko się znudzi. Jeśli ona jest zbyt szalona, on długo nie wytrzyma. Związek na czas bliżej nieokreślony, ale raczej nie na stałe. Chyba, że jest coś co łączy tych dwoje grubym i mocnym węzłem miłości.
I to tak w skrócie trzy typy związków. Więcej w mojej nowej książce "Co im kurwa odpierdala, czyli jak przetrwać związek znajomych".
Historia prosta jak budowa cepa. Chłopak poznaje dziewczynę, chłopak podoba się dziewczynie, dziewczyna chłopakowi i po jakimś czasie zaczynają związek, ale jaki?
1. Chłopak to pantoflarz, a ona chce zastąpić mu matkę.
Bardzo smutny i troszkę żałosny typ związku. On - często maminsynek, ona - często typ mamusi. Związek charakteryzuje się tym, że któreś z partnerów co jakiś czas używa sposobu mówienia 10 latka/tki, czyli jest zajebiście słodko-pierdzący/a. Jeśli druga strona akceptuje taki stan rzeczy lub co gorsza, robi to samo, to związek ten ma szansę na przetrwanie do momentu, aż któreś ze związkowców nie stwierdzi, że coś tu jest nie halo i nie przerwie żenującego przedstawienia.
2. Oboje są normalni, do tego nie obnoszą się ze swoją miłością w towarzystwie
Mój ulubiony typ. Nie muszę rzygać kiedy para zaczyna się całować na imprezie. Podchodzą do otoczenia na luzie. Można pogadać z obojgiem i na osobności. Przebywanie w ich towarzystwie nie grozi utratą wzroku ani wyciekiem tęczowej wydzieliny z uszu.
3. On spokojny, ona szalona.
Związek tymczasowy. Jeśli on jest zbyt spokojny, ona szybko się znudzi. Jeśli ona jest zbyt szalona, on długo nie wytrzyma. Związek na czas bliżej nieokreślony, ale raczej nie na stałe. Chyba, że jest coś co łączy tych dwoje grubym i mocnym węzłem miłości.
I to tak w skrócie trzy typy związków. Więcej w mojej nowej książce "Co im kurwa odpierdala, czyli jak przetrwać związek znajomych".
piątek, 23 grudnia 2011
Pierdoleni hipokryci
Chciałem nawiązać do wczorajszego dnia. Pierwszy raz od co najmniej 6 lat w naszej szkole odbyły się jasełka i konkurs kolęd. Okazało się, że ma to być nowa tradycja naszej szkoły. Moja twarz kiedy to ogłoszono: O.O
Nie chodzi mi o to, że jest to trochę nielogiczne zważywszy na to, że im wyższa klasa tym mniej osób uczęszczających na lekcje religii. Przyjmijmy tu lekcje religii jako wyznacznik zasadności takich wydarzeń. O ile w pierwszej klasie liceum ta liczba mogła być nawet spora, to w trzeciej jest to raptem kilka osób, czasem mniej niż jest wymaganych do prowadzenia zajęć.
Oczywiście przyczyny są różne. Często jest to po prostu lenistwo, albo chęć oszczędzenia czasu. Innym razem jest to inna wiara, bądź brak wiary. Czego byśmy nie podali, może być to równie dobrze nasz argument przeciw uczestniczeniu w takich wydarzeniach jak jasełka. Nawet jeśli pominiemy argumenty wyznaniowe, to organizowanie takich wydarzeń jest bezsensowne pod względem czysto logistycznym.
Dlaczego apele w szkołach nie powinny trwać dłużej niż godzina? Bo jeśli będą trwały dłużej, to uczniowie się zwyczajnie znudzą. I nie ważne ile elementów "części artystycznej" tam wepchamy. Przecież nawet Przegląd Artystów Szkolnych jest nudny! A dyrekcja i grono pedagogiczne, jakby na przekór stawia sobie cel: utrzymać uczniów na sali przez 2 godziny we względnym spokoju. Przecież to niewykonalne! Szczególnie, że sposób jest też niezbyt rozrywkowy. Widzieliśmy ten zapał z jakim uczniowie wychodzili odśpiewać kolędy. Entuzjazm bił ze sceny!
Co do samych jasełek. Podziwiam księdza, który najwyraźniej napisał to... przedstawienie? Nie wiem do końca co to miało być. Wnioskuję, że to on jest autorem, bo stał z boku ze scenariuszem i cieszył michę. Jak można mieć tak ograniczony pogląd na świat. Zacznę od hitu jakim było zdanie "Komp to takie urządzenie, na którym można grać w różne fajne gry, przechodzić poziomy i zabijać". Najwyraźniej księdza przygoda z grami zakończyła się w momencie kiedy podejrzał jak jakieś dziecko gra na pegazusie. No nie potrafię sobie tego inaczej wytłumaczyć. Chyba, że jedyną grą w jaką grał był Wolfestein 3D. Przeraziła go brutalność tej gry (mój Boże, przecież tam można było zabijać psy!) i postanowił przywołać to traumatyczne wydarzenie w swoim zajebistym dziele.
Nie chce mi się nawet zaznaczać, że gry w większości już na tym nie polegają, a poza tym granie przynosi wiele korzyści: od nauki języków, po poprawę zdolności manualnych i refleksu.
Wolałbym bardziej skupić się na genialnym przekazaniu filozofii chrześcijańskiej. Bóg jest miłością. Tylko miłości od ciebie oczekuje. Masz jednak wolną wolę i możesz wybrać. Ale jeśli wybierzesz coś innego niż miłość do Boga, to żegnaj raju witaj piekło. A Ewa nie popełniła grzechu. Nie, nie... to nie był grzech, to był jej wybór, którego konsekwencje musiała ponieść. Ja nie wiem czy to ja jestem tak ograniczony i widzę to tylko jako "albo wybierzesz, to co ja chcę, albo wpierdol", albo to myślenie księdza jest szczelnie zamknięte w jakieś ciasne ramki i on nie potrafi tego zauważyć, mimo że sam o tym mówi.
Co jest takiego w systemie edukacji, że jak ludzie trochę w nim posiedzą, to zapominają o tym, że pracują z ludźmi. Nie chodzi mi tu tylko o dyrekcję, ale też o nauczycieli. Zadają na święta, wierzą, w dobre intencje uczniów, wierzą w to, że uczniowie chcą się uczyć i naprawdę obchodzi ich matura. To wszystko jest jakieś odrealnione. Okazuje się chyba, że ciągłe wpajanie tej samej wiedzy zabija wyobraźnię i ci, którym się to zdarzyło nie potrafią sobie wyobrazić świata innego niż ich własny, ani ludzi, którzy mogli by nie być zainteresowani tym światem.
To wszystko jakieś chore. Cieszę się, że to mój ostatni rok w tej szkole. Skończę ją i wypieprzam stąd, bo moje zdrowie psychiczne jest już na wyczerpaniu.
Nie chodzi mi o to, że jest to trochę nielogiczne zważywszy na to, że im wyższa klasa tym mniej osób uczęszczających na lekcje religii. Przyjmijmy tu lekcje religii jako wyznacznik zasadności takich wydarzeń. O ile w pierwszej klasie liceum ta liczba mogła być nawet spora, to w trzeciej jest to raptem kilka osób, czasem mniej niż jest wymaganych do prowadzenia zajęć.
Oczywiście przyczyny są różne. Często jest to po prostu lenistwo, albo chęć oszczędzenia czasu. Innym razem jest to inna wiara, bądź brak wiary. Czego byśmy nie podali, może być to równie dobrze nasz argument przeciw uczestniczeniu w takich wydarzeniach jak jasełka. Nawet jeśli pominiemy argumenty wyznaniowe, to organizowanie takich wydarzeń jest bezsensowne pod względem czysto logistycznym.
Dlaczego apele w szkołach nie powinny trwać dłużej niż godzina? Bo jeśli będą trwały dłużej, to uczniowie się zwyczajnie znudzą. I nie ważne ile elementów "części artystycznej" tam wepchamy. Przecież nawet Przegląd Artystów Szkolnych jest nudny! A dyrekcja i grono pedagogiczne, jakby na przekór stawia sobie cel: utrzymać uczniów na sali przez 2 godziny we względnym spokoju. Przecież to niewykonalne! Szczególnie, że sposób jest też niezbyt rozrywkowy. Widzieliśmy ten zapał z jakim uczniowie wychodzili odśpiewać kolędy. Entuzjazm bił ze sceny!
Co do samych jasełek. Podziwiam księdza, który najwyraźniej napisał to... przedstawienie? Nie wiem do końca co to miało być. Wnioskuję, że to on jest autorem, bo stał z boku ze scenariuszem i cieszył michę. Jak można mieć tak ograniczony pogląd na świat. Zacznę od hitu jakim było zdanie "Komp to takie urządzenie, na którym można grać w różne fajne gry, przechodzić poziomy i zabijać". Najwyraźniej księdza przygoda z grami zakończyła się w momencie kiedy podejrzał jak jakieś dziecko gra na pegazusie. No nie potrafię sobie tego inaczej wytłumaczyć. Chyba, że jedyną grą w jaką grał był Wolfestein 3D. Przeraziła go brutalność tej gry (mój Boże, przecież tam można było zabijać psy!) i postanowił przywołać to traumatyczne wydarzenie w swoim zajebistym dziele.
Nie chce mi się nawet zaznaczać, że gry w większości już na tym nie polegają, a poza tym granie przynosi wiele korzyści: od nauki języków, po poprawę zdolności manualnych i refleksu.
Wolałbym bardziej skupić się na genialnym przekazaniu filozofii chrześcijańskiej. Bóg jest miłością. Tylko miłości od ciebie oczekuje. Masz jednak wolną wolę i możesz wybrać. Ale jeśli wybierzesz coś innego niż miłość do Boga, to żegnaj raju witaj piekło. A Ewa nie popełniła grzechu. Nie, nie... to nie był grzech, to był jej wybór, którego konsekwencje musiała ponieść. Ja nie wiem czy to ja jestem tak ograniczony i widzę to tylko jako "albo wybierzesz, to co ja chcę, albo wpierdol", albo to myślenie księdza jest szczelnie zamknięte w jakieś ciasne ramki i on nie potrafi tego zauważyć, mimo że sam o tym mówi.
Co jest takiego w systemie edukacji, że jak ludzie trochę w nim posiedzą, to zapominają o tym, że pracują z ludźmi. Nie chodzi mi tu tylko o dyrekcję, ale też o nauczycieli. Zadają na święta, wierzą, w dobre intencje uczniów, wierzą w to, że uczniowie chcą się uczyć i naprawdę obchodzi ich matura. To wszystko jest jakieś odrealnione. Okazuje się chyba, że ciągłe wpajanie tej samej wiedzy zabija wyobraźnię i ci, którym się to zdarzyło nie potrafią sobie wyobrazić świata innego niż ich własny, ani ludzi, którzy mogli by nie być zainteresowani tym światem.
To wszystko jakieś chore. Cieszę się, że to mój ostatni rok w tej szkole. Skończę ją i wypieprzam stąd, bo moje zdrowie psychiczne jest już na wyczerpaniu.
sobota, 17 grudnia 2011
Bardzo blogowo
Właśnie skończyłem słuchać płyty "Boxer" zespołu The National (SANTA PLEASEEEE...) i czuję się jakiś pusty... i nie chodzi o to, że jestem głodny i powinienem zjeść kolację. To taka pustka, która uświadamia mi moją małość wobec dokonań innych.
To z jednej strony.
A z drugiej strony. Czuję się czymś wypełniony. Jakąś taką energią i chęcią. Mam ochotę coś stworzyć. Żeby dorównać temu co usłyszałem (chociaż nie musi to być muzyka), ale też, żeby napełnić się bardziej.
Ciekawe uczucie.
To z jednej strony.
A z drugiej strony. Czuję się czymś wypełniony. Jakąś taką energią i chęcią. Mam ochotę coś stworzyć. Żeby dorównać temu co usłyszałem (chociaż nie musi to być muzyka), ale też, żeby napełnić się bardziej.
Ciekawe uczucie.
czwartek, 15 grudnia 2011
Ty k**wa ja wiem co!
Jak piszę jedno zdanie, to mam więcej komentarzy niż, gdy produkuję 5 akapitów. To chyba jakiś znak.
niedziela, 11 grudnia 2011
Nie chce mi się.
Nie mam ochoty użerać się ze wszystkimi ludźmi, którzy mnie nie rozumieją. Sam siebie do końca nie rozumiem, albo zrozumienie przychodzi po pewnym czasie, kiedy jestem trochę mądrzejszy, więc dlaczego miałbym poświęcać czas na kłótnie z ludźmi, którzy nie chcą powiedzieć mi nic konkretnego, a najwyżej obrazić.
Nikt nie lubi być obrażany. Mógłbym anulować możliwość dodawania komentarzy, ale chyba za bardzo szanuję wolność słowa. Tylko, że my pierdolimy wolność słowa, gwałcimy to prawo obrażając się wzajemnie.
Ludzie naprawdę mogliby wymrzeć. Świat byłby wtedy lepszym miejscem. Tylko, że nikt nie chce umierać. Nie mam ochoty się użerać z ludźmi. Cieszę się, że mam teraz okazję, żeby nie korzystać z komunikacji miejskiej. Nikt mi nie kicha, nie prycha, nie drze pijanego ryja. Jadę z kim chce i kiedy chcę. Super sprawa.
Nie chcę być sam na świecie. Nie byłoby mi wtedy lepiej. Wiem, bo widziałem "Jestem Legendą" :)
Ale chciałbym, żeby ludzie trochę bardziej myśleli o innych. Czy to zajmując hol kiedy ludzie tłoczą się w kolejce do szatni (czemu nie wychodzisz mając swój płaszcz człecze?!), czy to komentując posty w internecie. Sam też pewnie powinienem to robić, tylko nie bardzo wiem kiedy co mówić. Dlatego dobrze się milczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)