środa, 13 lutego 2013

Co masz do gejów?

Wrócę tu na chwilę, żeby poruszyć istotną moim zdaniem kwestię, jaką jest niechęć do homoseksualistów.

Mój współlokator poinformował mnie wczoraj, że we Francji zalegalizowano związki partnerskie osób homoseksualnych i adoptowanie dzieci przez takie związki. Właśnie to sprawdziłem, zrobiono to już jakiś czas temu, ale nie o szybkość reakcji tu chodzi. On uważa, że to problem. Na moje stwierdzenie, że to dobrze, że dziecko z domu dziecka będzie miało rodzinę, stwierdził, że wolałby być w domu dziecka. Mocne stwierdzenie.

Skąd w nas ta niechęć? Ze strachu? Czy boimy się osób o odmiennej orientacji? Ale dlaczego? Nie jestem w stanie pojąć tego, co jest złego w rodzinie, w której są dwie osoby tej samej płci. Ludzie mówią, że to nienaturalne, że musi być matka i ojciec. Kto tak powiedział? Dlaczego musi? Co ze wszystkimi rodzinami, w których dziecko wychowuje samotna matka, a ojciec jest tylko raz na jakiś czas, pojawia się od wielkiego święta, albo w ogóle go nie ma? To jest "normalna", "naturalna" rodzina? Albo co z dziećmi osób w młodym wieku, które już zawsze będą zdane na pomoc rodziców, co będzie rodzić napięcia i możliwe, że doprowadzi do jakiejś patologii... nie musi, ale różne są przypadki.

Nie widzę w tym nic strasznego, bo związki homoseksualne będą musiały się sporo natrudzić, żeby mieć dziecko. W pewnym sensie jest to trudniejszy proces niż w związkach heteroseksualnych. Można więc przypuszczać, że jeśli już im się uda adopcja, to zaangażują się w to wychowywanie.

Nie rozumiem też argumentu "jeśli byłbym wychowywany przez związki homo, to pewnie byłbym gejem". Bo co? Bo patrzysz na swoją rodzinę i widzisz takie zachowania? Serio? Kto tak twierdzi, to głupota. A już w ogóle nie rozumiem argumentu, że to wbrew naturze i jest to krok do zmniejszenia liczebności narodu. Bo co? Bo homoseksualiści się nie rozmnażają tak? Hm... a może rozważ te dwa argumenty i jakoś je ze sobą połącz. Homoseksualiści się nie rozmnażają, ale ciągle są "nowi". Czyli, że geje, to ludzie wychowywani w "normalnych" rodzinach, gdzie jest ojciec i matka... i gdzie jest teraz twój argument o pójściu za przykładem rodziców?

I co wy macie z tym rozmnażaniem? Jest nas na świecie ponad 7 miliardów, w tym pewnie jakieś 3/4 nie wie co ze sobą zrobić. I po co to? Żeby był ktoś, kto będzie zarabiał na emerytury dla starszych? Żeby gatunek ludzki nie wymarł? Niech wymiera, Ziemia miała się lepiej bez niego. To dążenie do przedłużenia gatunku nie odróżnia nas za bardzo od zwierząt. Twój kot też pewnie chciał przedłużyć gatunek, ale go wykastrowano... no cóż. A z tym, że to nienaturalne. Homoseksualizm jest też obecny u zwierząt. Wbij do dżungli, znajdź jakąś grupę szympansów bonobo i powiedz im, że żyją w sprzeczności z naturą. No co? Tak uważasz. Widocznie dziko żyjące zwierzęta też mogą być nienaturalne.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

To był ładny kamień...

Moja matka właśnie weszła do pokoju, żeby pochwalić się jak przerobiła kamień, który kiedyś zabrałem z plaży, na "zdekupażowany" przycisk do papieru.

To był naprawdę ładny kamień. Może nie miał jakiejś konkretnej formy, wyglądał jak rzucona na podłogę miękka plastelina, ale kolor, to było coś. Wyglądał jak model wzgórza z liniami oznaczającymi wysokości. Takie słoje. Generalnie był szary, z jasnymi akcentami. A teraz jest kurwa kremowy, błyszczący i gapi się z niego jakaś dziewiętnastowieczna babka w kapeluszu. Ech...

Oczywiście większość uzna to za błahą rzecz i przejdzie nad tym obojętnie, ale ja myślę, że to dużo mówi o naturze ludzkiej. Bo my nie potrafimy uszanować i zachwycić się naturą. I nie mówię tu o jakimś sztucznym "O mój boże, jedźmy w góry i zachwycajmy się pięknem przyrody", ale dlaczego do licha ciągle myślę o wyjeździe nad jezioro, jako czymś co pomogłoby uporządkować mi moje życie. Albo na pustynię (ok, akurat pustynię wziąłem z "25. godziny", ale to wciąż natura!).

A mama przerobiła kamień. Czy kamień może być ładniejszy? Czy jest jakiś sposób, by z czegoś co natura tworzyła ile? setki? tysiące? dziesiątki tysięcy lat? Zrobić coś ładnego? No moim zdaniem nie. Ale my ciągle to robimy. Bierzemy las, wycinamy go, stawiamy miasto. Bierzemy pustynię, budujemy na niej Las Vegas. W końcu zaczniemy brać nasze miasta i budować na nich wyższe miasta, bo zabraknie nam naturalnej przestrzeni, a gdzieś trzeba będzie upchać tych ludzi.

Nie wiem o czym chciałem napisać ten wpis. Po prostu uważam, że to był naprawdę wyjątkowo ładny kamień...

wtorek, 6 listopada 2012

"Moje myślenie jest dość subiektywne"

Co dają ludziom studia? Po co w ogóle iść na studia? Niektórzy raczej nie powinni, bo ewidentnie nie ma to większego sensu.

Można pomyśleć, że nawet jeśli studia nie są naszym wyborem, ze względu na perspektywę przyszłej pracy, to chociaż stawiamy sobie na nich za cel poszerzenie naszych horyzontów myślowych.
Ok. Co jednak z tymi ludźmi, którzy ewidentnie mają problem z horyzontami. Otóż tacy ludzie dostają nowy zasób słów, cały słownik. I równoważą to z inteligencją. Myślą, że są światli, objawieni czy co tam jeszcze. I potem piszę w toalecie, że smród jest immanentną cechą kibla. Albo w odpowiedzi na postawione na drzwiach pytanie "Is this real life" odpowiadają:

"or us projection in us minds
projection different reality
in understandly for us frames"

Wiem o co chodziło autorowi tych słów, ale co z tego, skoro posługuje się on językiem, którego zasad ewidentnie nie opanował, do mówienia o rzeczach, o których nie ma nic ciekawego do powiedzenia.

Poza tym nasuwają mi się wątpliwości co do sensu studiowania, kiedy siedząc przy stoliku, słyszę rozmowę dziewczyn ze stolika obok, przechodzącą od seksu do stwierdzenia "Moje myślenie jest dość subiektywne". Naprawdę? NAPRAWDĘ?! Szkoda słów...

sobota, 3 listopada 2012

Dobry stan

Lubimy to robić - rozpierdalać świat wokół siebie.
Lubimy niszczyć, burzyć, czy choćby tłuc i nie bardzo obchodzą nas konsekwencje. Fajnie by było, gdyby ich nie było... niewidzialne pieniądze.

Lubimy też tworzyć, ale jest to o wiele trudniejsze. Zajmuje więcej czasu. Ale daje też więcej satysfakcji. Destrukcja to chwilowa przyjemność. Dzieło... to coś znacznie więcej.

Ciekawe z czego to wynika. Ta radość z burzenia. To "wow" kiedy coś się spektakularnie niszczy. Zawala. Burzy. Rozlatuje na kawałki. Z ludzkiej skłonności do auto(i nie tylko) destrukcji?

Co sprowadza mnie do najważniejszego pytania...

...czy ja się dzisiaj wyspałem?

czwartek, 1 listopada 2012

Powrócony

Oto jestem, w miejscu, z którego pochodzę.
I chodź otoczenie się zmieniło, to mam wrażenie jakbym nigdzie nie wyjeżdżał.
Mam co prawda swój pokój, ale tak jak w Poznaniu, śmieci zaczynają tworzyć piramidę, czekając na łaskawe wyrzucenie.
Żeby zjeść, muszę najpierw umyć patelnię, która stoi gdzieś brudna.
I chodź wiem, że tak powinno być, to nie tego oczekiwałbym od domu.
To pewnie naiwne i wciąż mocno dziecinne, ale myślałbym, że będą mnie witać jak syna marnotrawnego. Jak to zrobili przyjaciele. Wielki krzyk, papieros wysunięty w moją stronę, ogień.

Skoro nawet rozmowy w drugim pokoju są takie same jak w akademiku (a raczej w akademiku, takie jak tutaj... "Tak kochanie", "Oczywiście", "Ja też cię kocham" [nie byłoby to takie nieznośne, gdyby nie ton zakochanego dwunastolatka]), to zastanawiam się... czy naprawdę jest po co wracać?

czwartek, 25 października 2012

Jestem wrakiem

Czym jest upadek?
Czy to chwilowa niedyspozycja czy dłuższy zjazd po równi pochyłej?

Nisko było. Nisko.

To uczucie, gdy wiesz, że ludzie na ciebie patrzą i myślą sobie "och, jak nisko upadł", albo pouczają swoje dzieci "Widzisz Jasiu? Nie bądź taki". Przykre.

Z drugiej strony, coś takiego pomaga zrozumieć rzeczywistość. Smutna to wiedza, którą nabywamy.