poniedziałek, 24 grudnia 2012

To był ładny kamień...

Moja matka właśnie weszła do pokoju, żeby pochwalić się jak przerobiła kamień, który kiedyś zabrałem z plaży, na "zdekupażowany" przycisk do papieru.

To był naprawdę ładny kamień. Może nie miał jakiejś konkretnej formy, wyglądał jak rzucona na podłogę miękka plastelina, ale kolor, to było coś. Wyglądał jak model wzgórza z liniami oznaczającymi wysokości. Takie słoje. Generalnie był szary, z jasnymi akcentami. A teraz jest kurwa kremowy, błyszczący i gapi się z niego jakaś dziewiętnastowieczna babka w kapeluszu. Ech...

Oczywiście większość uzna to za błahą rzecz i przejdzie nad tym obojętnie, ale ja myślę, że to dużo mówi o naturze ludzkiej. Bo my nie potrafimy uszanować i zachwycić się naturą. I nie mówię tu o jakimś sztucznym "O mój boże, jedźmy w góry i zachwycajmy się pięknem przyrody", ale dlaczego do licha ciągle myślę o wyjeździe nad jezioro, jako czymś co pomogłoby uporządkować mi moje życie. Albo na pustynię (ok, akurat pustynię wziąłem z "25. godziny", ale to wciąż natura!).

A mama przerobiła kamień. Czy kamień może być ładniejszy? Czy jest jakiś sposób, by z czegoś co natura tworzyła ile? setki? tysiące? dziesiątki tysięcy lat? Zrobić coś ładnego? No moim zdaniem nie. Ale my ciągle to robimy. Bierzemy las, wycinamy go, stawiamy miasto. Bierzemy pustynię, budujemy na niej Las Vegas. W końcu zaczniemy brać nasze miasta i budować na nich wyższe miasta, bo zabraknie nam naturalnej przestrzeni, a gdzieś trzeba będzie upchać tych ludzi.

Nie wiem o czym chciałem napisać ten wpis. Po prostu uważam, że to był naprawdę wyjątkowo ładny kamień...